Moje wyzwolenie dzięki rozwodowi

twojacena.pl 2 dni temu

Renata stała przy kuchennym oknie, chłodną filiżankę herbaty w dłoniach. Za szybą dzieci bawiły się na osiedlowym podwórku. Wczoraj podpisała ostatnie dokumenty rozwodowe. Dziś, dziwnym trafem, czuła się lżej niż przez całe minione lata. Paradoks, powinno być przecież odwrotnie.

– Mamo, a gdzie tata? – zapytała dziesięcioletnia Zosia, wbiegając do kuchni w szkolnym mundurku.
– Tata mieszka teraz osobno, pamiętasz, mówiliśmy – szepnęła Renata, głaszcząc córkę po głowie. – Jutro zabierze cię na weekend.
– A dlaczego nie możecie się po prostu pogodzić? Kasia Nowak mówi, iż jej rodzice też się kłócili, a potem kupili nowe auto i przestali.

Smutny uśmiech przemknął po ustach Renaty. Gdyby to było takie proste. Gdyby chodziło tylko o kłótnie.
– Siadaj jeść, spóźnisz się do szkoły.
Zosia posłusznie zajęła miejsce przy stole, ale w zamyśleniu skrobała łyżką po dnie miski z kaszą.
– Mamo, a tobie nie jest smutno?
– Troszkę. Ale wiesz co? Czasem ludzie rozstają się nie dlatego, iż przestają kochać, ale dlatego, iż razem jest im źle. Osobno mogą być… dobrymi ludźmi.

Córka skinęła głową, choć Renata wiedziała, iż dziesięcioletni umysł tego nie ogarnie. Sama potrzebowała czasu, by to pojąć.
Nie zaczęło się wczoraj, ani choćby rok temu. Pewnie wtedy, kiedy Marek zaczął wracać coraz później, a ona coraz częściej znajdowała w jego kieszeniach paragony z kawiarni, w których nigdy nie bywała. Wtedy jeszcze tłumaczyła sobie: spotkania służbowe.owe. Marek był menedżerem w firmie budowlanej, spotkania zdarzały się często.

– Znów późno wrócisz? – pytała, gdy on pochłonięty telefonem łapczywie jadł śniadanie.
– Tak. Kończymy projekt, totalny rajd. Nie czekaj.
– Może chociaż w weekend gdzieś pojedziemy? Zosia prosiła, żeby odwiedzić twoją mamę na działce.
– W weekend też pracuję. Wybacz, Ren, ale teraz jest taki czas. Odpoczniemy później.

To „później” nigdy nie nadchodziło. Renata przywykła jeść obiady sama, sama kłaść Zosię spać, sama oglądać telewizję. Czasem czuła się jak wdowa, nie mężatka.

Przyjaciółki współczuły.
– Wszyscy faceci tacy sami – mówiła Beata przy kawie w cukierni na Krupniczej. – Praca, praca. Ale przynajmniej pieniądze wnoszą.
– Pieniądze wnoszą – przyznawała Renata. – Ale co z tego? Żyjemy jak sublokatorzy.
– A nie myślałaś, iż on ma kogoś? – ostrożnie zapytała Agnieszka.
– Myślałam. Ale jak się dowiedzieć? Pytać wprost? Nie potrafię. Grzebać w jego rzeczach? Nie chcę. Zresztą skąd miałby czas na romans, skoro nieustannie w robocie?
Agnieszka znacząco zamilkła.

A w domu Renata wciąż czekała. Czekała, iż Marek do niej wróci, iż znów będą rozmawiać jak dawniej, iż znów zapyta o jej sprawy, o postępy Zosi w szkole, o wspólne plany. ale Marek zdawał się żyć w równoległym świecie.
– Jak w pracy? – pytała, gdy wreszcie wracał.
– Spoko – odpowiadał, nie odrywając wzroku od ekranu.
– A Zosia dziś miała apel. Tak ładnie recytowała wierszyk.
– Aha.
– Marku, ty mnie w ogóle słuchasz?
– Słucham, słucham. Brawo nasza Zocha.

Ale po jego minie widać było, iż nie słyszy nic poza dźwiękami z telefonem.
Stopniowo Renata przestała mu opowiadać o swoim życiu. Po co, skoro i tak nie słucha? Zaczęła pracować na pełny etat, zapisała się na kurs angielskiego, spotykała z przyjaciółkami. Życie jakoś się układało, choć było niepełne, jakby czegoś zasadniczego brakowało.

– Mamo, a dlaczego tata nie idzie ze mną na lodowisko? – spytała raz Zosia.
– Tata jest zajęty, kochanie.
– A kiedyś chodził.
– Kiedyś nie był aż tak zajęty.
– A kiedy przestanie być zajęty?

Renata nie wiedziała, co odpowiedzieć. Kiedy? Nigdy?
Tamtego wieczoru postanowiła przeprowadzić rozmowę. Czekała, aż Zos
Magda stała w ramionach Wiesława, patrząc na ostatnie gości opuszczających podwórko, wiedząc w duszy, iż czas pokazał, iż strach przed końcem był miłości początkiem.

Idź do oryginalnego materiału