Nigdy nie zapomnę tamtego dnia.
Było już późno, gdy Karolina zarzuciła kurtkę, pocałowała mnie w policzek i powiedziała:
— gwałtownie wrócę, idę tylko po pieluchy.
Nasza córka, Liliana, była wtedy bardzo mała, a my wiedliśmy zwyczajne, spokojne życie. Karolina była troskliwą matką, kochającą żoną. Nic nie zapowiadało tragedii.
Wyszła… i nigdy nie wróciła.
Czekałem na nią godzinę, dwie, potem całą noc. Obdzwoniłem szpitale, policję, wszystkich znajomych. Jej samochód znaleziono trzy dni później — stał opuszczony na parkingu pod supermarketem. Żadnych śladów przemocy, żadnej notatki, niczego. Po prostu zniknęła.
Policja nigdy nie znalazła żadnych poszlak. Jedni uważali, iż odeszła z własnej woli, inni sądzili, iż padła ofiarą przestępstwa. A ja… nie wiedziałem, w co wierzyć.
Minęło 15 lat.
Nauczyłem się żyć bez niej. Liliana dorosła, stała się piękną młodą kobietą, ale nigdy nie przestała pytać o matkę.
— Myślisz, iż ona żyje? — czasami pytała.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
A potem, w zeszłym tygodniu, ją zobaczyłem.
Po prostu między półkami supermarketu.
Stanąłem jak wryty.
Ona prawie się nie zmieniła — te same włosy, tylko kilka siwych pasemek, te same oczy… Ale coś było w niej innego.
Kiedy mnie zobaczyła, jej ręka zadrżała, prawie upuściła karton soku.
I pierwsze, co powiedziała:
— Musisz mi wybaczyć.
W mojej głowie krzyczały tysiące pytań.
— Wybaczyć?! Zniknęłaś, zostawiłaś mnie z małym dzieckiem, choćby nie mówiąc słowa! Gdzie byłaś?
Karolina zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
— Proszę, wysłuchaj mnie.
Milczałem.
Wyjęła telefon, gwałtownie coś znalazła i pokazała mi zdjęcie.
Na ekranie widziałem ją — bladą, podłączoną do cienkich rurek, leżącą w szpitalnym łóżku.
Poczułem, jak wszystko we mnie się przewraca.
— Co…?
— Nie odeszłam. Zostałam porwana.
Zaczęła opowiadać.
Tamtej nocy, kiedy wyszła po pieluchy, podszedł do niej mężczyzna. Uśmiechnął się, zapytał o drogę. A potem… wszystko zgasło.
Obudziła się w nieznanym miejscu — w małym pokoju bez okien, z samotną żarówką zwisającą z sufitu.
Nie wiedziała, dlaczego tam jest. Nie wiedziała, po co ją zatrzymali. Próbowała uciec, ale bezskutecznie. Jedyną rzeczą, która pozwalała jej nie oszaleć, były myśli o Lilianie.
— Codziennie myślałam o was. O tym, jak uczysz ją chodzić, jak dorasta…
Zamknąłem oczy. Nie wiedziałem, co było gorsze — stracić ją czy uświadomić sobie, iż przez te wszystkie lata była tam… uwięziona.
— Jak się wydostałaś? — w końcu zapytałem.
Karolina zacisnęła wargi.
— Pewnego dnia było ich mniej. Ktoś mi pomógł uciec. Zawiózł mnie do szpitala. Długo dochodziłam do siebie. Myślałam, iż już nigdy nie wrócę… iż was już nie ma.
— Dlaczego nas nie szukałaś?
Westchnęła.
— Bałam się. Bałam się, iż mnie znienawidzisz. Bałam się, iż Liliana nie będzie chciała mnie zobaczyć.
Staliśmy między półkami z makaronami, a między nami unosiło się 15 lat bólu.
— Gdzie teraz mieszkasz? — zapytałem cicho.
— W schronisku dla kobiet, — odwróciła wzrok. — Nie mam nikogo… poza wami.
Wziąłem głęboki oddech.
— Liliana musi wiedzieć.
Kiedy Liliana ją zobaczyła, zamarła.
Kilka sekund… a potem rzuciła się w ramiona matki.
Obie płakały.
Patrzyłem na nie i rozumiałem: nigdy nie odzyskamy tych 15 lat.
Ale może, tylko może, możemy zacząć od nowa.
I to była jedyna słuszna decyzja.