Mam na imię Justyna, a mój mąż to Mateusz. Nasza historia nie była wyjątkowa – poznaliśmy się, zakochaliśmy, wzięliśmy ślub. I wtedy zdecydowaliśmy, iż czas kupić mieszkanie. Zamiast płacić komuś za wynajem, lepiej spłacać kredyt i mieszkać na swoim. Problemem był wkład własny. Moi rodzice dali nam tyle, ile mogli, a mama Mateusza – pani Teresa – powiedziała, iż sprzeda działkę i przekaże nam pieniądze. Tak też zrobiła.
Własnymi rękami robiliśmy remont, pomagał nam mój tata, który przez całe życie pracował na budowie. Kiedy wszystko było gotowe, zamieszkaliśmy we własnym mieszkaniu – szczęśliwi jak nigdy dotąd.
Pewnego dnia zadzwoniła teściowa i powiedziała, iż zaraz przyjedzie. Myślałam, iż w odwiedziny – wstawiłam kaczkę do piekarnika, przygotowałam stół. Ale myliłam się bardzo.
Pani Teresa zjawiła się z walizkami i oświadczyła, iż skoro dała nam pieniądze ze sprzedaży działki, to ma prawo tu mieszkać i iż się wprowadza.
Zatkało mnie. Ale pomyślałam – dobra, niech będzie. Może na chwilę. Ale bardzo się pomyliłam.
Zaczęło się od drobnych rzeczy. Wieczorami przygotowywałam obiady na kolejny dzień, bo po pracy nie miałam siły na gotowanie. Wracałam – jedzenia nie było. Pytałam – a teściowa z oburzeniem: „To już nie można zjeść porcji obiadu?!”. I tak było prawie codziennie.
Potem zaczęła grzebać w moich rzeczach. Gdy jej zwróciłam uwagę, powiedziała, iż nie powinnam się ubierać w takie „stroje” i iż to małżeństwo długo nie potrwa – a mieszkanie i tak trzeba będzie dzielić.
Nie wytrzymałam. Mówiłam Mateuszowi, iż tak dalej nie dam rady. A on:
– Przecież nie mamy dzieci, nie przesadzaj, niech mama mieszka.
W końcu któregoś dnia nie poszłam do pracy. Kupiłam nowy zamek, wezwałam ślusarza. Czekałam tylko, aż teściowa wyjdzie z mieszkania. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, gwałtownie razem z fachowcem zmieniliśmy zamek. Spakowałam jej rzeczy i wystawiłam przed mieszkanie. Napisałam Mateuszowi wiadomość: „Albo ja, albo twoja mama”.
Pani Teresa wróciła, zobaczyła swoje walizki i natychmiast zadzwoniła do syna. Narzekała, obrażała mnie, mówiła, iż powinniśmy się rozwieść. Nie wiem, co jej odpowiedział Mateusz, ale ewidentnie się jej to nie spodobało.
Zadzwonił do mnie i powiedział, iż mnie kocha, iż chce być ze mną i iż jego mama wraca do siebie. Po jakimś czasie urodził się nasz syn. Teściowa się do nas nie odzywa. Mało tego – złożyła pozew do sądu, chce odzyskać część mieszkania.
Mateusz powiedział jej, iż jeżeli nie wycofa pozwu, to zerwie z nią kontakt. Ale ona nie posłuchała. Moi rodzice, widząc, jak się sytuacja zaostrza, wzięli kredyt i oddali jej całą kwotę, jaką kiedyś nam przekazała – przy świadkach.
Mateusz nie ma już kontaktu z matką. Ja również. I nie zamierzam tego zmieniać.