Moja szwagierka twierdziła, iż nie jestem rodziną — ale testament mojego zmarłego męża udowodnił, iż się myliła

polregion.pl 1 tydzień temu

Moja szwagierka mówiła, iż nie jestem rodziną ale testament mojego zmarłego męża pokazał, jak bardzo się myliła.

Kiedy mój mąż, Bartosz, odszedł trzy lata temu, mój świat przewrócił się do góry nogami w jedną noc. Straciłam człowieka, który był moim najlepszym przyjacielem od studiów tego, który wiedział, jak lubię herbatę, śmiał się z moich kiepskich żartów i zawsze trzymał mnie za rękę, gdy przechodziliśmy przez ulicę, choćby po dwudziestu latach razem.

Nie mieliśmy dzieci. Mieliśmy marzenia, plany i mały dom wypełniony wspomnieniami, ale nie było w nim maluchów. Choć kochałam rodzinę Bartosza, zawsze czułam, iż moja relacja z jego siostrą, Kasią, była napięta.

Dla niej byłam kobietą, którą Bartek poślubił nigdy do końca rodziną.

Dwa miesiące po pogrzebie dostałam telefon od Kasi. Jej głos był ostry, niemal urzędowy.

Wkrótce dostaniesz list powiedziała. Testament Bartka jest w trakcie realizacji. Powinnaś wiedzieć nie ma w nim ciebie. Bartek chciał, żeby wszystko zostało w rodzinie.

Jej słowa bolały. W rodzinie? Czy ja nie byłam rodziną? Byłam jego żoną przez dwie dekady. Dzieliliśmy wszystko rachunki, marzenia, smutki, radości.

Spróbowałam odpowiedzieć spokojnie.

Kasia, Bartek i ja zbudowaliśmy wspólne życie. Nie rozumiem

Ale mnie przerwała.

Słuchaj, nie chcemy się kłócić. Tak chciał. Zajmiemy się twoimi rzeczami z domu, gdy tylko sprawy spadkowe się uregulują.

Kiedy się rozłączyła, moje ręce drżały. Nie wiedziałam nawet, o jaki list chodzi ale czułam, iż muszę to zobaczyć na własne oczy.

Tydzień później przyszła gruba koperta od notariusza, pana Nowaka. W środku było zawiadomienie o otwarciu testamentu Bartosza. Kasia sugerowała, iż zostałam całkowicie pominięta, ale w liście wyraźnie byłam wymieniona jako osoba uprawniona.

Zadzwoniłam do pana Nowaka, trochę drżącym głosem.

Powiedziano mi iż nie ma mnie w testamencie. Powinnam tam być?

Brzmiał zaskoczony.

Pani Kowalska, zapewniam, iż ma pani pełne prawo uczestniczyć. adekwatnie, bardzo do tego zachęcam.

Coś w jego tonie dało mi odrobinę nadziei.

Spotkaliśmy się w cichej sali konferencyjnej. Kasia siedziała naprzeciwko mnie, w towarzystwie męża i dorosłego syna. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, jej usta ułożyły się w lekko zadowolony uśmiech.

Pan Nowak zaczął od odczytania formalności, a potem otworzył testament. Głos Bartosza zachowany w słowach, które wybrał ożył w tym pokoju.

Mojej siostrze Kasi zostawiam zabytkowy zegar z domu naszych rodziców, w nadziei, iż będzie jej przypominać wspólne dzieciństwo.

Uśmiech Kasi się poszerzył.

Mojemu siostrzeńcowi, Kubie, zostawiam kolekcję pamiątek sportowych, wiedząc, iż trafią w dobre ręce.

Potem pan Nowak przerwał i przysiągłabym, iż spojrzał na mnie z lekkim błyskiem w oku.

A mojej ukochanej żonie, Agnieszce, zostawiam resztę mojego majątku w tym nasz dom, oszczędności i wszystkie osobiste przedmioty w uznaniu życia, które razem zbudowaliśmy, oraz z głęboką wdzięcznością za miłość i radość, jaką wniosłaś w moje lata.

W sali zapadła cisza.

Kasia mrugnęła szybko. Moment to nie może być prawda. Bartek mi mówił

Pan Nowak odkaszlnął.

Ten testament został zaktualizowany i podpisany osiemnaście miesięcy temu, w mojej obecności, z dwoma świadkami. Jest ważny.

Jej twarz zrobiła się czerwona, ale próbowała się opanować.

Ale dom był nasz, rodzinny

Nie powiedziałam cicho. Dom był Bartka i mój. Kupiliśmy go razem. Zrobiliśmy z niego dom.

Po raz pierwszy od miesięcy mój głos był pewny i silny.

Okazało się, iż Bartosz nie tylko zostawił mi wszystko, ale też napisał osobisty list, który miał zostać odczytany na głos.

Pan Nowak go rozwinął.

Agnieszko, jeżeli to słyszysz, znaczy, iż nie mogę ci tego powiedzieć osobiście. Byłaś moją rodziną od dnia, kiedy się poznaliśmy. Każdy, kto twierdzi inaczej, nie rozumie znaczenia tego słowa. Chcę, żebyś była bezpieczna, spokojna i pamiętała, iż to miłość, a nie krew, tworzy rodzinę. Wykorzystaj to, co ci zostawiam, by żyć pełnią życia, i proszę, dbaj o ogród. Tam zawsze czułem się najbliżej ciebie. Bartosz

Kiedy pan Nowak skończył, moje oczy były pełne łez. choćby Kasia odwróciła wzrok, zaciśnięta szczęka.

Mogłam się cieszyć. Mogłam rzucić Kasi w twarz jej własne słowa. Ale gdy tam siedziałam, zrozumiałam coś: wygrana nie polegała na udowodnieniu jej, iż się myli tylko na uczczeniu zaufania, które we mnie pokładał Bartosz.

W kolejnych tygodniach trzymałam się z dala od Kasi. Nie z powodu urazy, ale dlatego iż potrzebowałam spokoju.

Oddałam się pielęgnacji ogrodu. Posadziłam rzędy lawendy i jaskrawych tulipanów ulubionych kwiatów Bartosza. Przeznaczyłam też część spadku na fundusz stypendialny jego imienia coś, o czym zawsze marzyliśmy zrobić razem.

Pewnego słonecznego popołudnia, kilka miesięcy później, usłyszałam kroki na żwirowanej ścieżce. To była Kasia.

Stała tam niezręcznie, patrząc na kwiaty.

Przyniosłam ci to powiedziała, podając mi zniszczone zdjęcie. To było zdjęcie z naszego ślubu Bartosz i ja, uśmiechający się pod girlandą kwiatów.

Znalazłam je, przeglądając rzeczy mamy dodała. Pomyślałam iż powinno tu być.

Jej głos był łagodniejszy. Mniej oschły. W tamtej chwili zobaczyłam nie kobietę, która chciała mnie odsunąć, ale siostrę, która też straciła kogoś, kogo kochała.

Rozmawiałyśmy wtedy przez chwilę. Nie o testamencie, nie o sporze tylko o Bartoszu. O głupich piosenkach, które wymyślał, o tym, jak zawsze przypalał tosty.

Nie stałyśmy się najlepszymi przyjaciółkami. Ale to był początek.

Patrząc wstecz, rozumiem, iż notariusz nie tylko udowodnił Kasi, iż się myli potwierdził to, co Bartosz zawsze wiedział: rodzinę się wybiera, tak samo jak się ją dz

Idź do oryginalnego materiału