Moja przyjaciółka i chrzestna matka wreszcie odeszła od męża, cieszę się z jej wolności.

polregion.pl 12 godzin temu

Moja przyjaciółka Kasia, a przy okazji chrzestna naszego dziecka, w końcu odeszła od swojego męża Marka i aż tryskam euforią dla niej. Ten Marek to był dopiero prezent: ani złotówki nie zarabiał, tylko całe dni stękał i latał za każdą spódnicą. A teraz, kilka dni temu dzwoni do mnie Kasia, cała promieniejąca szczęściem, i chwali się: jedzie w Tatry na wakacje z nowym adoratorem, Wojtkiem. Mało się nie zakrztusiłam herbatą, gdy to usłyszałam. Trzeba przyznać, gwałtownie sobie życie poukładała! Ale szczerze mówiąc, cieszę się dla niej jak szalona — na to szczęście po wszystkim, co przeszła, naprawdę zasłużyła.

Kasia z Markiem przeżyli razem prawie dziesięć lat i przez cały ten czas patrzyłam na nią i myślałam: „Kasia, kiedy w końcu wywalisz go na zbity pysk?” Był z tych mężczyzn, którzy uważają, iż ich obecność w domu to już ogromny wkład. Pracować? Ani myślał. Za to każdego wieczoru rozsiadał się na kanapie jak jakiś król i domagał się obiadu, krytykując przy tym gotowanie Kasi. A do tego te jego „przygody” na boku! Kasia nie raz przyłapała go na podejrzanych wiadomościach w telefonie, a raz choćby na śladach szminki na kołnierzu. On oczywiście wszystkiemu zaprzeczał i zwalał winę na nią: „To przez ciebie jestem taki!”. Mówiłam jej sto razy: „Rzuć go, jesteś młoda, ładna, znajdziesz sobie porządnego faceta”. Ale ona znosiła to wszystko, czy to z miłości, czy ze strachu przed samotnością.

Aż trzy miesiące temu Kasia w końcu pękła. Opowiadała mi później, jak znalazła u Marka rozmowę z jakąś laską i jeszcze odkryła, iż wydał ich wspólne oszczędności na swoje „wybryki”. To była ostatnia kropla. Spakowała jego rzeczy, wyrzuciła za drzwi i powiedziała: „Koniec, Marek, szukaj sobie nowej głupiej”. Jak się o tym dowiedziałam, mało nie zaczęłam klaskać. Marek oczywiście próbował wrócić — raz z kwiatami, raz z obietnicami, iż „się zmieni”. Ale Kasia była nieugięta. „Dość — powiedziała mi. — Nie chcę już żyć z kimś, kto mnie nie szanuje”.

I zanim się obejrzałam, już dzwoniła do mnie i z zachwytem opowiadała o Wojtku. Poznali się, wyobraź sobie, w kawiarni. Kasia wpadła po pracy na kawę, a on siedział przy sąsiednim stoliku i czytał książkę. Mówi, iż od razu jej się spodobał — elegancki, zadbany, z poczuciem humoru. Tak się zagadali, iż wymienili numery. A po dwóch tygodniach Wojtek zaproponował wyjazd w Tatry — wynająć domek w górach, pojeździć na nartach, pochodzić po lesie. „Wyobrażasz sobie — mówi Kasia — on sam wszystko zorganizował, choćby auto wynajął! A Marek tylko by zaczął jęczeć, iż to drogie”.

Słuchałam tego wszystkiego i nie mogłam uwierzyć. Kasia, która jeszcze niedawno płakała u mnie w kuchni, teraz śmiała się, snuła plany i opowiadała, jak Wojtek uczy ją gotować włoskie makarony. „On, wiesz, nie jest taki jak inni — powiedziała. — Słucha mnie, naprawdę go interesuje, co myślę”. I wtedy zrozumiałam: to nie jest zwykły wakacyjny romans. Kasia naprawdę się zakochała, a Wojtek wygląda na faceta, który może dać jej szczęście.

Oczywiście, nie obyło się bez plotek. Nasze wspólne znajome już gawędzą: „Kasia, no, gwałtownie się pocieszyła, nie minęło choćby pół roku!” A ja im na to: „I dobrze zrobiła! Życie jest jedno, po co ma się męczyć przez takiego Marka?” Niektóre uważają, iż za gwałtownie się rzuciła w nowy związek. Ale widzę, jak ożyła. Kiedyś chodziła z gasnącymi oczami, a teraz się śmieje, żartuje, choćby włosy przefarbowała na intensywny brąz. Mówi: „Chcę być piękna dla siebie i dla Wojtka”.

Gdy opowiedziała mi o wyjeździe w Tatry, nie wytrzymałam i spytałam: „Kasia, a skąd w ogóle znasz tego Wojtka? Na pewno go dobrze kojarzysz?” Roześmiała się: „Wystarczająco, żeby jechać z nim w góry! Jest informatykiem, pracuje w jakiejś zajebistej firmie, a do tego ma kota, którego uwielbia. Normalny facet, nie to co Marek”. Oczywiście, trochę się martwię — nigdy nie wiadomo, może i on okaże się nie tym, za kogo się podaje. Ale Kasia jest pewna: „Jak coś, to teraz już wiem, jak pakować walizki i się żegnać. Nie dam już sobie w kaszę dmuchać”.

Jej historia dała mi do myślenia. Ile kobiet znosi takich Marków, bo boi się zmian? A Kasia wzięła i przewróciła swoje życie do góry nogami. choćby trochę jej zazdroszczę tej odwagi. Nie tylko zostawiła męża, ale zaczęła od nowa — i wygląda na to, iż będzie to nowe życie pełne kolorów. Tatry, Wojtek, nowe plany… Już nie mogę się doczekać, aż wróci i opowie, jak chodzili po górach i pili grzańca przy kominku.

Wczoraj Kasia wysłała mi zdjęcie: stoi w jaskrawW tle widać zaśnieżone szczyty, a ona śmieje się radośnie, trzymając w ręku kubek z parującym napojem, a obok stoi Wojtek, który patrzy na nią z czułością.

Idź do oryginalnego materiału