Moja pasierbica zaprosiła mnie do restauracji Zaniemówiłem, gdy przyszło zapłacić rachunek
Nie miałem wieści od mojej pasierbicy, Klaudii, od wieczności. Gdy więc zaproponowała wspólną kolację, pomyślałem, iż może nadszedł czas, by naprawić nasze relacje. Ale nic nie przygotowało mnie na to, co wydarzyło się w tej restauracji.
Nazywam się Robert, mam 50 lat i przez lata nauczyłem się godzić z wieloma rzeczami. Moje życie jest ustabilizowane może choćby zbyt spokojne. Pracuję w biurze, mieszkam w skromnym domu, a wieczory spędzam z książką lub przed telewizorem. Żadnych ekscytujących wydarzeń, ale mi to odpowiada. Jedyną rzeczą, której nigdy nie umiałem ogarnąć, był mój stosunek z Klaudią.
Minął rok, może więcej, odkąd się nie widzieliśmy. Nigdy nie byliśmy szczególnie blisko, choćby gdy poślubiłem jej matkę, Ewę, gdy dziewczyna była jeszcze nastolatką. Klaudia zawsze trzymała dystans, a z czasem ja też przestałem się starać. Dlatego tak zaskoczył mnie jej telefon głos niemal radosny, nienaturalnie ciepły.
Cześć, Robercie powiedziała z entuzjazmem, który aż mnie zastanowił. Co powiesz na kolację? Jest nowa knajpa, którą chcę wypróbować.
Zamarłem. Klaudia nie odzywała się do mnie od lat. Czy to miała być jej próba pogodzenia się? Budowania więzi? jeżeli tak, byłem gotowy. Od dawna na to czekałem. Pragnąłem w końcu poczuć, iż jesteśmy rodziną.
Jasne odparłem, starając się ukryć nadzieję. Powiedz tylko gdzie i kiedy.
Restauracja była elegancka dużo bardziej niż miejsca, do których zwykle chodziłem. Ciemne drewniane stoły, stłumione światło, kelnerzy w nieskazitelnych białych koszulach. Gdy dotarłem, Klaudia już na mnie czekała. Wyglądała inaczej. Uśmiechnęła się, ale w jej oczach nie było radości.
Cześć, Robercie! Dotarłeś! przywitała mnie z dziwną energią, jakby na siłę udawała swobodę. Usiadłem naprzeciwko, próbując odczytać atmosferę.
No więc, jak się masz? zapytałem, licząc na szczerą rozmowę.
Dobrze, dobrze odparła, gwałtownie przeglądając menu. A ty? Wszystko w porządku? Jej ton był uprzejmy, ale obojętny.
Stara rutyna odrzekłem, ale zdawało się, iż mnie nie słucha. Zanim zdążyłem cokolwiek dodać, skinęła na kelnera.
Weźmiemy homara oznajmiła, rzucając mi przelotny uśmiech. I może jeszcze stek. Co ty na to?
Mrugnąłem, zaskoczony. Nie zdążyłem choćby spojrzeć na karty, a ona już zamawiała najdroższe dania. Wzruszyłem ramionami. Dobrze, skoro chcesz.
Ale coś było nie tak. Była spięta, wierciła się na krześle, co chwilę zerkała na telefon, ledwie odpowiadając na moje pytania.
Próbowałem nawiązać głębszą rozmowę. Minęło sporo czasu, odkąd ostatnio rozmawialiśmy, prawda? Brakowało mi tego.
Tak mruknęła, nie podnosząc wzroku z talerza. Byłam zajęta.
Zajęta przez cały rok? zaśmiałem się cicho, choć w głosie czuć było gorycz.
Spojrzała na mnie na sekundę, po czym wróciła do jedzenia. No wiesz… praca, życie…
Jej wzrok błądził po sali, jakby kogoś wypatrywała. Pytałem o pracę, przyjaciół, codzienność, ale odpowiadała krótko, bez zaangażowania.
Im dłużej jadłem, tym bardziej czułem się jak intruz w sytuacji, która mnie nie dotyczyła.
A potem przyniesiono rachunek. Bezmyślnie sięgnąłem po portfel, wyciągając kartę przecież to oczywiste, iż ja zapłacę. Ale zanim zdążyłem ją podać kelnerowi, Klaudia pochyliła się i szepnęła mu coś, czego nie dosłyszałem.
Zanim zdążyłem zapytać, rzuciła mi szybki uśmiech i wstała. Zaraz wracam powiedziała. Muszę tylko do toalety.
Patrzyłem, jak odchodzi, z niepokojem w żołądku. Coś było nie tak. Kelner podał mi rachunek, a ja zamarłem, widząc sumę. Była o wiele wyższa, niż się spodziewałem.
Spojrzałem w stronę łazienki, czekając, aż wróci… ale jej nie było.
Minuty mijały. Kelner patrzył na mnie pytająco. Westchnąłem i podałem mu kartę, przełykając gorzką świadomość. Co się, do cholery, właśnie stało? Czy naprawdę zostawiła mnie samego z rachunkiem?
Zapłaciłem, czując pustkę. Gdy szedłem do wyjścia, ogarnęła mnie fala frustracji i smutku. Chciałem tylko szansy, by się zbliżyć, porozmawiać jak nigdy dotąd. A ona po prostu mnie wykorzystała.
Ale zanim dotarłem do drzwi, usłyszałem za sobą szelest.
Odwróciłem się powoli, niepewny, czego się spodziewać. Żołądek mi się ścisnął, ale gdy zobaczyłem Klaudię stojącą tam z ogromnym tortem, dech mi zaparło.
Trzymała go w rękach, uśmiechając się jak dziecko, któremu udał się świetny żart. W drugiej dłoni miała kolorowe balony, unoszące się nad jej głową. Mrugnąłem, próbując zrozumieć, co się dzieje.
Zaraz zostaniesz dziadkiem! wykrzyknęła, podchodząc bliżej.
Przez chwilę stałem jak wryty. Dziadkiem? powtórzyłem, jakbym przegapił część historii.
Głos mi drżał. To była ostatnia rzecz, której się spodziewałem.
Rozśmiała się, jej oczy błyszczały tą samą nerwową energią, którą widziałem podczas kolacji. Ale teraz wszystko miało sens. Tak! Chciałam ci zrobić niespodziankę wyjaśniła, podchodząc z tortem. Był biały, z niebiesko-różowym lukrem, a na wierzchu wielkie napisy: Gratulacje, dziadku!
Czekaj… to wszystko zaplanowałaś? zapytałem, wciąż niepewny.
Skinęła głową, balony kołysały się nad nią. Tak! Dogadałam się z kelnerem. Chciałam, żeby to było wyjątkowe. Dlatego znikałam nie porzuciłam cię, naprawdę. Chciałam tylko, żebyś zapamiętał ten dzień.
Coś we mnie pękło. To nie był gniew ani rozczarowanie. Coś ciepłego.
Spojrzałem na tort, potem na Klaudię, i nagle wszystko stało się jasne. Zrobiłaś to… dla mnie? spy