**Dziennik, 15 października 2023**
Moja przyjaciółka Kasia ostatnio jest zupełnie nie do poznania. Wygląda jak cień siebie — przygnębiona, zagubiona, z oczami pełnymi niepokoju. A ja, jako ktoś bliski, wiem dokładnie, dlaczego: jej własna matka nie chce oddać jej córki. Brzmi to dziwnie, wręcz niewiarygodnie, ale rzeczywistość bywa okrutna.
Wszystko zaczęło się sześć lat temu. Kasia przeżywała wtedy trudny rozwód. Mąż okazał się tyranem — kontrolował każdy krok, przeszukiwał jej telefon, urządzał sceny zazdrości choćby o kolegów z pracy. Aż pewnego dnia… uderzył ją. Wtedy Kasia, bez wahania, chwyciła dwuletnią Zosię i uciekła. Zniknęła, gdy był w pracy — bez grosza przy duszy, bez planu, ale z ogromnym strachem o siebie i dziecko.
Wróciła wtedy do rodzinnej wsi pod Olsztynem, gdzie mieszkała jej mama. Czasy były ciężkie — pieniędzy brakowało dramatycznie. Podjęli wtedy, wydawałoby się, rozsądną decyzję: Kasia wyjedzie do Warszawy zarabiać, a Zosia zostanie tymczasowo z babcią. „Na kilka miesięcy” — mówili. Ale miesiące zamieniły się w lata.
Kasia harowała. Bez odpoczynku, bez wolnych dni. Wynajmowała klitkę, odmawiała sobie wszystkiego, ale regularnie przesyłała pieniądze — na jedzenie, ubrania, wszystko, czego Zosia potrzebowała. Odwiedzała córkę raz w miesiącu, a czasem rzadziej, bo Warszawa była daleko, a pracy zawsze było za dużo.
Minęło sześć lat. Zosia ma już osiem, chodzi do drugiej klasy. Przez cały ten czas wychowywała ją babcia. Kocha ją — tego nikt nie neguje. Dziewczynka przywykła do niej, do domu, do codziennej rutyny. Ale w życiu Kasi wiele się zmieniło: ma stabilną pracę, niezłą pensję, wynajmowane mieszkanie, a co najważniejsze — obok niej jest mężczyzna, który chce zaakceptować Zosię jako swoją, być dla niej ojcem, stworzyć prawdziwą rodzinę.
Kasia od dawna marzyła, iż kiedy wszystko się ułoży, zabierze córkę do siebie. Tak właśnie umówiła się z mamą — iż gdy tylko stanie na nogi, od razu przywiezie Zosię do miasta. I ten moment nadszedł. Ale mama nagle zmieniła zdanie.
Najpierw poprosiła, by poczekać do końca roku szkolnego — żeby nie zaburzać Zosi nauki. Kasia się zgodziła. Ale gdy przyszło lato, zamiast pakowania walizek, babcia oznajmiła:
— Zosi jest u mnie dobrze, na wsi, na świeżym powietrzu. A u ciebie — beton, smog i obcy facet w mieszkaniu. Nie wiem, czy to bezpieczne.
Kasia próbowała tłumaczyć, iż ten mężczyzna jest solidny, troskliwy, iż kocha ją i chce być ojcem dla Zosi.
— Ale choćby nie jesteście po ślubie! — odparła matka. — Nie mogę powierzyć wnuczki komuś, kogo nie znam. A jeżeli okaże się taki jak twój były?
Gdy Kasia stanowczo powiedziała, iż zabiera córkę, matka postawiła wszystko na jedną kartę:
— Nie jestem pewna, czy w ogóle dasz radę zapewnić Zosi normalne życie. Niech najpierw udowodnisz, iż potrafisz. Wtedy może oddam.
Kasia poczuła, jakby ktoś wyciągnął spod niej ziemię. Sześć lat ciężkiej pracy, wyrzeczeń, wszystko po to, by znów zostać matką nie tylko na papierze. A teraz… teraz kwestionuje się jej prawo do własnego dziecka.
Mężczyzna, z którym mieszka, powiedział jej wprost:
— Masz pełne prawo. Po prostu jedź i zabierz Zosię. Nikt ci nie może zabronić. Nie jesteś pozbawiona praw rodzicielskich, nie masz wyroku, nie pijesz. Czego się boisz?
Ale serce Kasi się rozdziera. Nie chce wojny z matką. Nie może po prostu wyrwać Zosi jak walizkę. W końcu dziewczynka kocha babcię. A mama… mama naprawdę pomogła, gdy nie było wyjścia. Czy wdzięczność za to nie zasługuje na cierpliwość?
Tyle iż cierpliwość się skończyła. I boli, bo teraz musi wybierać między sercem a rozsądkiem, między córką a matką, między przeszłością a przyszłością.
A jakbyś ty postąpił? Czy warto słuchać przeczuć matki, która boi się o wnuczkę? Czy może Kasia ma pełne prawo w końcu być mamą na co dzień, a nie tylko w weekendy?
Zosia jest już duża. Może marzy, by mama stała się częścią jej życia, a nie tylko gościem. Ale decyzja, niestety, należy do dorosłych. I jak ją podjąć, by nie zniszczyć wszystkiego — Kasia jeszcze nie wie…