Moja Krew

twojacena.pl 1 tydzień temu

Moja krew
Jolanta uwielbiała swojego syna, była z niego ogromnie dumna. Czasem sama się dziwiła, iż ten przystojny dwudziestoczterolatek to jej dziecko. Jak ten czas gwałtownie leci! Przecież niedawno był malutki, a teraz dorosły, ma dziewczynę, może niedługo się ożeni, założy własną rodzinę… Myślała, iż jest na to gotowa, iż zaakceptuje każdy jego wybór, byle tylko był szczęśliwy.

A przecież jest taki do niej podobny…

***

Wyszła za mąż jeszcze na studiach, z wielkiej miłości. Mama odradzała.

– Po co się spieszycie? Na stypendium żyć będziecie? Nie możecie choć roku poczekać? Najpierw skończcie studia. A co, jak dzieci? Jolu, opamiętaj się, miłość ci nie ucieknie. Zresztą twój Tomek to też skarb nie lada…

Jolanta nie słuchała i denerwowała się na mamę. Jak ona nie rozumie, iż bez ukochanego nie da się żyć? Oczywiście postawiła na swoim, wzięli ślub. Koleżanka z pracy mamy zaproponowała młodym małe mieszkanie po swojej zmarłej rok wcześniej matce. Nie będzie brała pieniędzy, wystarczy, iż opłacą czynsz. Jakie studenci mają pieniądze?

Mieszkanie stare, dziesiątki lat bez remontu. Ale prawie za darmo. Jolanta uważała to za szczęście. Wyszorowała podłogi, powiesiła czyste firanki od mamy, przykryła wytarty kanapę swoim kocem. Dało się żyć.

Tylko rozczarowanie małżeństwem i mężem przyszło zbyt szybko. I jak trudno było przyznać, iż mama, jak zwykle, miała rację. Po trzech miesiącach Jolanta zastanawiała się, jak mogła się tak pomylić co do Tomka? Ślepa była, czy co?

Pieniądze u niego nie zagrzewały miejsca. Od razu wydawał na jakieś ciuchy albo nowe adidasy. Wychodził z kolegami do późna, a rano nie mógł wstać na zajęcia. Wcale go nie obchodziło, co będą jeść? Skąd ona weźmie na zakupy?

Jolanta znosiła to, nic nie mówiła mamie. Ale ta i tak wszystko czuła i widziała. Starała się pomóc, dawała pieniądze, przynosiła jedzenie.

Ostatnio Tomek coraz częściej zapraszał do siebie znajomych. Ma przecież własne mieszkanie! Wiecznie głodni studenci opróżniali lodówkę, zjadali wszystko, co przyniosła mama.

Pewnego ranka Tomek otworzył lodówkę i zdziwił się, iż pusta.

– Gdzie wszystko?

– Twoi kumple wczoraj zjedli, nie pamiętasz? – powiedziała cierpko Jolanta.

– choćby sernik? – doprecyzował mąż.

Chyba nie zjedli go z wódką.

– I kotlety, i sernik, i makaron, choćby ketchup i cytrynę. Wszystko. – Jolanta rozłożyła ręce.

Mąż zamknął lodówkę. Zjadł śniadanie – herbatę z wysuszonym kawałkiem chleba, który przypadkiem został w chlebaku.

Jolanta nie wytrzymała i powiedziała mu wszystko, co myśli. jeżeli ma ją, swoją żonę, która za każdym razem myje góry naczyń i podłogę, to niech chociaż szanuje mamę. Ona kupuje im jedzenie, przynosi gotowe potrawy, a on karmi tym kolegów. Czy choć jeden dał im pieniądze? Przyniósł choć bochenek chleba? Większość dostaje od rodziców pieniądze, ziemniaki, przetwory…

Mąż przepraszał, obiecywał, iż to się nie powtórzy. Ale mijał tydzień, nadchodził piątek, i do mieszkania znowu włazili jego kumple, opróżniając lodówkę jak stado głodnej szarańczy.

– Mam dość, koniec, nie dam rady – powiedziała Jolanta, zdając sobie sprawę, iż przekreśla swoje małżeństwo.

Koledzy przestali przychodzić. Ale teraz Tomasz też gdzieś znikał razem z nimi. A ostatnio coraz częściej nie wracał na noc. Po kolejnej kłótni, gdy usłyszała od męża, iż jest nudna i męczy go swoimi pretensjami, Jolanta spakowała rzeczy i wróciła do mamy.

– Jak to możliwe? Gdzie się podziała ta miłość? – płakała na ramieniu mamy.

– Po prostu się pospieszyliście, twój Tomek się nie wybiegał – mówiła mama, głaszcząc córkę.

Po powrocie do mamy Jolanta odkryła, iż jest w ciąży. Przy kłótniach i stresie zapominała brać tabletki antykoncepcyjne. Mama namawiała ją na aborcję, póki wczesny termin. Mówiła, iż trudno samotnie wychowywać dziecko.

Ale Jolanta znowu jej nie posłuchała. Mężowi nie powiedziała. Rozwód poszedł szybko. Urodziła Pawła już po studiach. Ulegając namowom mamy, zrobiła test na ojcostwo, żeby Tomasz się nie wymigiwał, i wniosła sprawę o alimenty. Nie odmówił, płacił, choć nigdy nie widział syna i się nim nie interesował.

A Jolanta nie mogła się nadziwić synowi, kochała go całym sercem, oddawała mu całą siebie, całą niewykorzystaną miłość. O żadnych mężczyznach słyszeć nie chciała. Własny ojciec nie chciał znać syna – to jak miałby pokochać go obcy? Mama pomagała, ale coraz częściej kłóciły się o niechęć Jolanty do ustabilizowania życia osobistego. Razem w trójkę było im ciasno.

Niespodziewanie trafiło się lepsze mieszkanie. Przed śmiercią matka Tomka zapisała je Jolancie i wnukowi. Może sumienie gryzło ją za syna. Jolanta chciała odmówić, ale Tomasz sam nalegał, żeby się tam wprowadziła z synem. Powiedział, iż i tak wyjeżdża, nie wie, kiedy wróci.

Jolanta wyprowadziła się od mamy i przestały się kłócić.

Ona wciąż taka młoda, a ma dorosłego syna, który skończył studia, pracuje. Teraz młodzi gwałtownie zaczynają samodzielne życie, ale Paweł się nie śpieszy, nie pali mu się do wyprowadzki…

***

Jolanta tak się zamyśliła, pogrążona w wspomnieniach, iż nie słyszała, jak syn wrócił z pracy.

– Mamo! Jestem w domu – zawołał basem z przedpokoju. Zerwała się z krzesła, zaczęła nakrywać do stołu, postawiła czajnik.

Potem siedziała i patrzyła na niego, podpierając głowę ręką.

– Mamo, muszę ci coś powiedzieć – oderwał ją od myśli Paweł, odsuwając pusty talerz.

– Coś się stało? – zapytała Jolanta, prostując się.

– Nie, to znaczy tak. Ożenię się.

– Czego mnie tak straszysz? Już myślałam, iż coś złego. Cieszę się, syneczku, Ola będzie dobrą żoną…

– Nie ożenię się z Olią. Jest fajna, ale jej nie kochAle to już inna historia, którą Jolanta opowie innym razem, kiedy znów zasiądą razem z synem przy rodzinnym stole.

Idź do oryginalnego materiału