Moja dola poszła w cudze ręce

twojacena.pl 2 godzin temu

Moja dola odeszła w obce ręce

Ludmiła Nowacka stała przy oknie i patrzyła na sąsiednią posesję, gdzie młoda kobieta rozwieszała pranie na sznurze. Obca kobieta w domu, który powinien był należeć do niej. W domu, gdzie dorastała, gdzie przeszła jej młodość, gdzie umarła matka.

Ludka, czemu tak tam zastygłaś? zawołała na nią młodsza siostra Halina, wchodząc do kuchni z siatkami pełnymi zakupów. Herbata zupełnie wystygnie.

Tylko patrzę westchnęła Ludmiła, odchodząc od okna. Jak ona tam sobie gospodaruje.

Przestań się męczyć Halina zaczęła wyjmować zakupy na stół. Co się stało, to się nie odstanie.

Tobie łatwo mówić. Ty masz własne mieszkanie, a ja wiszę ci na karku.

Nie pleć głupot. Wiesz, iż mi nie ciążysz.

Ludmiła usiadła przy stole i sięgnęła po ostudzoną filiżankę. Herbata była gorzka, bez cukru oszczędzały. Od kiedy straciły dom, pieniędzy zaczęło brakować jak nigdy. Emerytura niewielka, a utrzymać trzeba było dwie osoby.

Halinuś, pamiętasz, co mama mówiła o testamencie? spytała, mieszając łyżeczką.

Pamiętam. Mówiła, iż dom podzielimy na pół.

Właśnie. Na pół. A wyszło na to, iż wszystko dostała się Wandzie, tej jej siostrzenicy.

Halina ciężko opadła na krzesło. Temat testamentu bolał obie siostry jak otwarta rana.

Ludka, przecież tysiąc razy to przerabiałyśmy. Mama w ostatnich latach nie była sobą. Alzheimer, mówili lekarze.

Ale testament spisywała nie sama! Był notariusz, świadkowie. Jak mogli pozwolić, by chora kobieta przepisała wszystko obcej?

Wanda nie jest obca. Opiekowała się mamą, gdy ta chorowała.

Opiekowała się! prychnęła Ludmiła. Parę miesięcy posiedziała, leki podawała. A my? Trzydzieści lat przy mamie nie byłyśmy?

Halina milczała. Obie wiedziały, iż to niesprawiedliwe, ale nic już nie dało się zmienić. Przegrały w sądzie, dom przeszedł na Wandę daleką krewną, która pojawiła się w ich życiu dopiero pod koniec.

Dzwonek do drzwi przerwał ich rozmowę.

Otworzę wstała Halina.

W przedpokoju rozległy się głosy, a chwilę później do kuchni weszła ich siostrzenica Kinga córka zmarłego brata.

Cześć, ciociu Ludko, ciociu Halu pocałowała je w policzek. Co u was?

Jakoś leci odparła Ludmiła. A u ciebie? Praca daje radę?

Wszystko gra. Wybieram się nad morze. Chciałam spytać, może potrzebujecie grosza? Mogę trochę pomóc.

Halina i Ludmiła wymieniły spojrzenie. Kinga zawsze była dobrą dziewczyną, ale teraz jej oferta zabrzmiała wyjątkowo wzruszająco.

Dzięki, Kinguś powiedziała Halina. Na razie dajemy radę.

No dobrze, ale jak coś mówcie, nie krępujcie się. A tak w ogóle, mam nowinę. Pamiętacie Wandę, co dostała dom po babci?

Ludmiła zesztywniała.

Jakże nie pamiętać. Co z nią?

Sprzedaje dom! Wczoraj widziałam ogłoszenie w sieci. Żąda ośmiuset tysięcy złotych.

Co?! Ludmiła zerwała się z krzesła. Sprzedaje?!

No. Mówi, iż dom stary, remont drogi, a jej mieszkanie w mieście potrzebne.

Nie może być szepnęła Halina. Mama zawsze mówiła, iż dom ma zostać w rodzinie.

Jaka teraz rodzina gorzko się uśmiechnęła Ludmiła. Obca baba dostała spadek i robi, co chce.

Kinga niepewnie przestępowała z nogi na nogę.

Ciociu Ludko, może byście z nią pogadały? Może zgodziłaby się sprzedać wam taniej?

Za co kupować? załamała ręce Ludmiła. Ja mam emeryturę dwie tysiące, Halina dwa i pół. Skąd weźmiemy osiemset tysięcy?

Może wzięłybyście kredyt?

W naszym wieku? Ja mam sześćdziesiąt osiem, Halina sześćdziesiąt cztery. Kto by nam dał?

Kinga westchnęła.

Szkoda bardzo. Dom był piękny, duży.

Był powtórzyła jak echo Ludmiła.

Po odejściu siostrzenicy siostry długo siedziały w milczeniu. Za oknem zachodziło słońce, malując kuchnię na złoto.

Wiesz co odezwała się nagle Ludmiła pójdę do niej. Do tej Wandy.

Po co? zdziwiła się Halina.

Pogadam. Może sumienie ją ruszy.

Ludka, nie warto. Tylko się zdenerwujesz.

A co mam do stracenia? Dom i tak nie mój.

Następnego ranka Ludmiła włożyła najlepszą sukienkę i poszła do rodzinnego domu. Droga była krótka, tylko dwa przecznice dalej, ale każdy krok przychodził z trudem.

Dom wyglądał zaniedbany. Płot się przechylał, furtka skrzypiała, w ogrodzie panoszyły się chwasty. Ludmiła boleśnie się skrzywiła, wspominając, jak zadbane było to miejsce za czasów matki.

Zapukała do drzwi. Otworzyła Wanda kobieta po czterdziestce, pulchna, o nieprzyjemnym wyrazie twarzy.

A, to wy powiedziała, rozpoznając Ludmiłę. Czego?

Dzień dobry, Wando Stanisławo. Możemy porozmawiać?

O czym?

Wpuśćcie, proszę. Na dworze niewygodnie.

Wanda niechętnie wpuściła ją do środka. W przedpokoju śmierdziało stęchlizną i brudnymi naczyniami. Ludmiła z bólem rozpoznawała znajome ściany, teraz obdrapane i zaniedbane.

Chodźcie do kuchni burknęła Wanda.

Kuchnia była w strasznym stanie. Wszędzie leżały brudne naczynia, na kuchni stały przypalone garnki, okna były pozaklejane taśmą.

Siadajcie wskazała Wanda krzesło. Tylko krótko, nie mam czasu.

Ludmiła ostrożnie usiadła.

Wando Stanisławo, słyszałam, iż sprzedajecie dom.

No i co z tego?

Rozumiecie, to dom naszego dzieciństwa. Ja i Halina tu dorastałyśmy, rodzice tu żyli. Jest dla nas bardzo ważny.

A co mi do tego?

Może sprzedalibyście go nam? Wiem, iż pieniędzy mamy niewiele, ale mogłybyśmy ustalić raty…

Wanda wybuchnęła śmiechem, ale śmiech miał zły, przykry dźwięk.

Raty! Od biednych emery

Idź do oryginalnego materiału