Mój teść, moja druga ojcowska figura – opowieść o znalezieniu bliskości.

newskey24.com 1 dzień temu

On zastąpił mi ojca… Historia o tym, jak mój teść stał się dla mnie najbliższym człowiekiem

Czasem los daje ci szansę na zdobycie tego, czego ci zawsze brakowało. Mnie brakowało ojca. Straciłem go zbyt wcześnie – jeszcze jako nastolatek. Jego odejście zmieniło wszystko: dzieciństwo się skończyło, a życie stało się walką. Walką o przetrwanie, o wsparcie dla mamy, o jakąkolwiek przyszłość. Dojrzałem zbyt szybko. Zbyt wcześnie. Nie wiedziałem wtedy, iż po latach spotkam kogoś, kto przywróci mi to poczucie oparcia, które straciłem wraz ze śmiercią ojca.

Poznałem Krystynę – moją przyszłą żonę – na kursie prawa jazdy. Skromna, dobra, pełna determinacji. gwałtownie się do siebie zbliżyliśmy, a rok później stanąłem na progu ich mieszkania, by poznać jej rodziców. Denerwowałem się jak uczeń – serce mi biło, dłonie pociły się. Zwłaszcza gdy w drzwiach stanął on – jej ojciec, Andrzej Kowalski.

Spojrzał na mnie surowo, oceniająco, jak powinien patrzeć ojciec, powierzając córkę obcemu mężczyźnie. Pierwszy wieczór był jak egzamin: pytania – jedno po drugim. Kim są moi rodzice, gdzie pracuję, jakie mam plany na przyszłość, jak zamierzam zapewnić byt jego córce. Odpowiadałem szczerze na wszystko, a na końcu on nagle się roześmiał:
— Żartowałem, chłopcze. Ale wiesz… teraz wszystko jest dla mnie jasne.

Potem spoważniał, westchnął i dodał:
— Ja również straciłem ojca w młodym wieku. Wiem, przez co przeszedłeś. jeżeli nie zawiedziesz Krystyny, będę dla ciebie jak ojciec. Prawdziwy. Tylko pamiętaj: Krystyna to moje wszystko.

Od tamtej chwili stał się dla mnie kimś więcej niż teściem. Był moim mentorem, podporą, osobą, do której zawsze mogłem się zwrócić po radę. Kiedy z Krystyną wzięliśmy ślub, Andrzej Kowalski pomagał nam we wszystkim: remontach, przeprowadzkach, drobiazgach. Zawiązała się między nami prawdziwa, męska przyjaźń. Razem jeździliśmy na ryby, graliśmy w piłkę na podwórku, grillowaliśmy na działce. Opowiadał mi o swojej młodości, o tym, jak samotnie wychowywał Krystynę po śmierci żony, jak pracował na dwóch etatach, by dać jej wszystko, czego potrzebowała. Jego historia była dla mnie bliska – jakbym słuchał własnej, tylko sprzed 20 lat.

Minęło kilka lat. Z Krystyną stanęliśmy na nogi, dostałem awans, a ona otworzyła własny mały biznes. Nie zapominałem jednak, ile Andrzej Kowalski dla nas zrobił. Kiedy miał obchodzić 60. urodziny, postanowiłem zrobić mu prezent, którego nigdy nie zapomni.

Miał starego „Fiata”, który służył mu już trzy dekady. Wciąż jeździł nim w interesach, choć samochód dawno powinien był odejść na emeryturę. Wiedziałem, iż nigdy nie kupiłby sobie nowego – wszystko poświęcał dzieciom i wnukom, zawsze zapominając o sobie. Poradziłem się Krystyny i zdecydowaliśmy – podarujemy mu samochód. Nie drogi, nie luksusowy, ale nowy i niezawodny. Taki, na jaki zasługuje.

Prawie rok odkładaliśmy pieniądze. Oszczędzaliśmy na wszystkim, na czym się dało. Brałem dodatkowe prace, Krystyna zredukowała wydatki. W końcu nadszedł ten dzień. Przyjechaliśmy do niego na uroczystość nowiutkim samochodem – czystym, z pełnym bakiem, przyozdobionym wielką czerwoną kokardą.

Kiedy Andrzej Kowalski wyszedł na podwórko i zobaczył go – po prostu zamarł. Potem spojrzał na nas i… zapłakał. Pierwszy raz widziałem, jak ten silny, powściągliwy człowiek nie może powstrzymać emocji.

— To… to dla mnie? — szeptał. — Dla mnie?.. Za co, dzieciaki?.. Przecież nie zrobiłem niczego szczególnego…

A ja chciałem krzyknąć: „Dałeś mi to, czego tak bardzo mi brakowało. Byłeś ojcem, kiedy mojego już nie było. Nauczyłeś mnie być mężem, przyjacielem, prawdziwym mężczyzną”.

Objął mnie mocno, jak obejmuje się własnych synów. Wtedy zrozumiałem: nie jestem już sierotą. Bo mam Andrzeja Kowalskiego. I gdyby mój ojciec żył, z pewnością byłby dumny, iż jego syn spotkał takiego człowieka na swojej drodze.

A wiecie, za każdym razem, kiedy wsiadam z nim do tego samochodu na kolejne łowienie ryb, czuję: nie jestem tylko zięciem. Jestem synem. Prawdziwym. Z wdzięcznością w sercu.

Idź do oryginalnego materiału