„Szukałam pracy na wakacje, żeby trochę odłożyć na studia. W moim małym mieście jest kilka ofert, ale udało mi się zatrudnić w lokalnej restauracji. Niestety szef zabiera wszystkie napiwki od kelnerek. Nie chcę stracić pracy, ale dłużej nie mogę pozwalać na takie traktowanie”.
Poszukiwania pracy to jakaś zmora
Gdy kończył się rok szkolny, podjęłam decyzję, iż gdzieś się zatrudnię, żeby odłożyć trochę grosza na studia. Poszukiwania pracy okazały się prawdziwą zmorą. Nikt nie chce przyjąć osoby bez doświadczenia, a sam fakt, iż szukam pracy wyłącznie na wakacje, nie stawiał mnie w zbyt dobrym świetle.
Fakt faktem – mieszkam w niewielkim mieście, gdzie ofert pracy jest tyle, co kot napłakał. Jak już kogoś potrzebują, to oczekują co najmniej prawa jazdy, a ja kilkukrotnie oblałam już egzamin. Na kolejne podejścia nie pozwalają mi fundusze, a rodzice też niezbyt mają z czego dołożyć.
Pieniądze po prostu są mi potrzebne
Pieniądze po prostu są mi potrzebne. jeżeli popracuję przez wszystkie wakacyjne miesiące, to do października uda mi się zebrać całkiem niezłą kwotę. Większość planuję przeznaczyć na studia i życie w większym mieście, a jeżeli coś mi zostanie, to może ponownie spróbuję swoich sił na kursie prawa jazdy.
Na szczęście w lokalnej restauracji szukali dodatkowych rąk do pracy. Długo się nie zastanawiałam. W końcu stawka była całkiem niezła, a do tego mogłam poznać nowych ludzi. No i rzecz jasna – odłożyć na studia.
Wszystko zapowiadało się tak dobrze…
Atmosfera w pracy jest świetna. Moje koleżanki są naprawdę fajne. W tygodniu nie ma zbyt dużo pracy, bo głównie obsługujemy zamówienia na dowóz. Za to w weekendy w knajpie pojawia się mnóstwo gości, a ci hojniejsi zostawiają pokaźne napiwki.
Gdy to zobaczyłam, od razu się ucieszyłam, łudząc się, iż nie tylko szybciej zarobię na studia, ale też kupię sobie coś ładnego na nowy start w wielkim mieście. Początkowo wszystko zapowiadało się tak dobrze… Niestety brutalne zderzenie z rzeczywistością nastąpiło szybciej, niż mogłam się tego spodziewać.
Mój szef zabiera wszystkie napiwki
Okazało się, iż wszystkie napiwki są do zwrotu dla szefa. Wyobrażacie to sobie?! Przecież to ja uśmiecham się od ucha do ucha, daję z siebie wszystko i pomimo zmęczenia staram się wszystkich klientów traktować serdecznie i profesjonalnie, a mój szef, jak gdyby nigdy nic, zabiera to, co powinno należeć do mnie. Co za burak!
Uznałam, iż to jakiś skandal i poruszyłam ten temat wśród innych kelnerek. Co najdziwniejsze, one po prostu godziły się na takie traktowanie, mówiąc, iż wypłata i tak jest na tyle w porządku, iż wystarcza na ich potrzeby. Mnie jednak nauczono w domu, iż każdy grosz ma wartość.
Nie mogę stracić tej pracy
Nie mogę stracić tej pracy, ale jednocześnie nie chcę, by ktoś zwyczajnie kradł pieniądze, które zadowoleni klienci wręczają właśnie mnie. Z tego względu postanowiłam porozmawiać z szefem i zapytać się, dlaczego tak nas traktuje. Choć czułam, iż mam wiele do stracenia (utrata pracy w tym momencie byłaby dla mnie zupełnie nie na rękę), wiedziałam, iż muszę coś z tym zrobić.
Pan Józef w bardzo sympatyczny sposób wyjaśnił mi, iż w polskim prawie kwestia napiwków najzwyczajniej w świecie nie jest uregulowana żadnymi przepisami, a on – jako pracodawca – może zrobić z nimi, co mu się żywnie podoba. Nie uwierzycie, na co je przeznacza… Powiedział, iż zebrane w ten sposób pieniądze zawsze oddaje na organizacje charytatywne, tylko nie czuł nigdy potrzeby dzielenia się tym faktem z pracownikami. choćby nie wiecie, jakiego buraka spaliłam!