«Mój syn to żywy chaos; moja synowa jest jego odbiciem. Jestem wykończona ich bałaganem»

polregion.pl 4 tygodni temu

Mój syn to istny chaos; moja synowa jest jego odbiciem. Jestem wykończona życiem w tym bałaganie.
Nigdy nie myślałam, iż powiem to głośno, ale już nie daję rady. Mam dość brudnych naczyń, podłogi, która nie widziała miotły od tygodni, tego uporczywego zapachu zepsutego jedzenia i uczucia, iż mieszkam z niechlujnymi współlokatorami, a nie we własnym domu. A to wszystko przez mojego własnego syna i jego miłość, którzy od dwóch miesięcy żyją tu, jakby byli na wakacjach.
Krzysztof ma dwadzieścia lat. Studiuje zaocznie, właśnie skończył służbę wojskową i od razu znalazł pracę. Dorosły, teoretycznie samodzielny, który pomaga w opłatach, nie siedzi bezczynnie. Byłam z niego dumna. Aż do tej przeklętej rozmowy.
Mamo powiedział pewnego dnia Weronice jest trudno w domu. Jej rodzice się kłócą, rzucają przedmiotami, nie może choćby spokojnie się uczyć. Może zostać u nas na jakiś czas, aż się uspokoi? Nie będziemy sprawiać problemów.
Zrobiło mi się jej żal. Widziałam ją wcześniej nieśmiałą, grzeczną, z opuszczonym wzrokiem i cichym głosem. Jak mogłam odmówić? Poza tym Krzysztof ma swój pokój, jest miejsce. Ale nie spodziewałam się takiego prezentu.
Przez pierwsze tygodnie starali się jakoś: zmywali naczynia, zamietali podłogę, nie hałasowali. choćby ustaliliśmy harmonogram sprzątania: sobota oni, środa ja. Myślałam, iż może dojrzeli. Ale po trzech tygodniach wszystko się rozpadło.
Brudne naczynia z zaschniętymi resztkami stały w zlewie przez dni, włosy i papierki zalegały na podłodze. Łazienka? Plamy po szamponie, włosy w odpływie, resztki mydła. Ich pokój wyglądał jak jaskinia: porozrzucane ubrania, okruchy na stole, nieposłane łóżko. Weronika chodzi w maseczce na twarzy i z telefonem w ręce, jakby była w spa, a nie w moim domu.
Próbowałam rozmawiać, prosić, przypominać. Zawsze ta sama odpowiedź: Nie mieliśmy czasu, zrobimy później. Ale to później nigdy nie nadchodziło. Zaczęłam im wkładać mop i środki czystości prosto w ręce bez słów, w ciszy. choćby to nie pomogło. Raz rozlali sos na obrus i nie wytrzepali go. Po prostu wyszli. I znów to ja musiałam po nich sprzątać.
Kiedy weszłam do ich pokoju i zobaczyłam ten bałagan, nie wytrzymałam:
Nie przeszkadza wam tak żyć?
Krzysztof, bez mrugnięcia, odpowiedział:
Geniuszowie panują nad chaosem.
Ale ja w tym chaosie nie widzę geniuszy. Tylko dwoje dorosłych, którym pasuje żyć jak świnie i mieć mamę za służącą.
Krzysztof obiecał pomagać zakupy, rachunki. W rzeczywistości płaci tylko rachunki. Zakupy robi raz w tygodniu, ale zamówienia na sushi, pizzę i inne smakołyki są prawie codziennie. Proponują mi, ale to mnie nie pociesza lodówka i tak jest pusta. Za te pieniądze moglibyśmy wyżywić całą rodzinę.
Weronika nie pracuje, studiuje. Ma stypendium, ale nie dołożyła ani złotówki do jedzenia ani sprzątania. Wszystko wydaje na głupoty. Kiedy zasugerowałam, żeby trochę się ograniczyli, wzruszyła ramionami, obrażona.
Wychowałam Krzysztofa sama. Jego ojciec odszedł, zanim się urodził. Moi rodzice mi pomagali, pracowałam podwójnie, oszczędzałam, zrobiłam wszystko dla niego. Nigdy mu nic nie wyrzucałam. I nie chcę zaczynać teraz. Ale widzieć, jak mój dom zamienia się w chlew tego już nie zniosę.
Próbowałam rozmawiać spokojnie. Raz, dwa, trzy Teraz już wiem: nie zmienią się. Uważają, iż jestem starą marudą, która powinna być wdzięczna, iż tolerują ją pod swoim dachem.
Dwa miesiące znosiłam. Ale dość. Powiem im wprost: albo się ogarną, albo wyprowadzą się do akademika. Tam może zrozumieją, co to znaczy szanować czyjąś pracę i przestrzeń.
Bo mam dość bycia ich służącą. Chcę żyć spokojnie, bez stresu, bez stosów brudnych naczyń i skarpetek walających się w kuchni.
A wy? Co byście zrobili? Powinnam ryzykować kłótnię z synem? Czy dalej przymykać oczy na ten bałagan, w domu, który zbudowałam własnymi rękami?

Idź do oryginalnego materiału