Moja synowa, chyba nigdy się nie zmieni. Cztery lata temu straciłam syna i do dziś nie mogę się pozbierać po tej stracie. Bardzo mi go żal – wszystko mogło wyglądać zupełnie inaczej, ale już nic się nie da zrobić.
Michał, mój syn, po ślubie przeprowadził się do żony do sąsiedniej wsi. Nie mieliśmy zbyt wiele pieniędzy, podobnie jak jej rodzice. Ich stara chata była mała i prawie w ruinie, ale Ania uparła się, żeby mój syn wyjechał do pracy za granicę. Oczywiście się zgodził – nie było innego wyjścia.
Michał przebywał poza domem po pół roku, a gdy przyjeżdżał, to tylko na parę dni i znowu do pracy. Wszystkie zarobione pieniądze Ania wkładała w budowę nowego domu.
Początkowo zamierzali zbudować zwykły dom, ale w pewnym momencie Ania zdecydowała, iż musi być duży, półtora piętra. Michał się zgodził, choć nie był pewien, ale ona potrafiła przekonywać.
Bo ich sąsiad zbudował obok dwupiętrowy budynek. No i wtedy Ania przestała sypiać w nocy – martwiła się, iż jej dom będzie mniejszy niż sąsiada. Zaczęła znów powtarzać, iż trzeba się postarać i zbudować coś naprawdę imponującego. Już nie pamiętam, ile lat trwała ta budowa, a potem kupowanie mebli, bo Ania chciała wszystko z górnej półki.
Gdy w końcu wszystko było gotowe, przyjechałam to zobaczyć. Prawdę mówiąc, nie zaprosili mnie na parapetówkę.
Syn przyjechał po mnie, zabrał do siebie w gości, mówiąc, iż chce mi pokazać dom, na który tak ciężko harował przez tyle lat.
Byłam zszokowana – dom jest naprawdę ogromny, chyba największy w okolicy, może i we wsi. Ale ku mojemu wielkiemu zdumieniu Ania nakryła stół w starej chacie, a nową, imponującą posiadłość pokazała mi tak, jak się ogląda muzeum.
Zapytałam, kiedy zamierzają się w końcu wprowadzić, a Ania: „Jeszcze się zdąży, mamy czas”. Bo w starej chacie jest im wygodniej, łatwiej ogrzać, wszystko już znajome.
Michał był przybity. Bardzo mi go było żal. Całe życie ciężko pracował poza domem, nie widział, jak rośnie jego córka, a gdy dom wreszcie stanął, choćby nie mógł w nim mieszkać, bo żona go nie wpuszczała.
Nie byłam w stanie mu pomóc, a serce mi pękało, patrząc, jak się tym dręczy. Nic nie mogłam zmienić.
Syn odwiózł mnie do domu i całą drogę milczał, wyraźnie przygnębiony.
Po kilku dniach mojego syna zabrakło. Serce nie wytrzymało. Nie zdążył choćby zamieszkać w tym domu, który zbudował dla swojej rodziny.
Ania płakała, ale mam wrażenie, iż bardziej przeżywała utratę źródła finansów niż samego męża. Nie wiem, czy tak naprawdę go kochała, czy był dla niej tylko narzędziem do osiągnięcia własnych celów.
Po tym zdarzeniu przez kilka lat nie utrzymywałam z nią kontaktu, bo nie miałam ochoty. Wiedziałam, iż moja wnuczka Wiktoria wychodzi za mąż, ale i tak nie spodziewałam się, iż Ania się zmieni.
Rzeczywiście, tego lata Wiktoria i jej narzeczony jedynie poszli do urzędu i wzięli ślub kościelny. Mnie zaprosili tylko na ceremonię w kościele.
Miałam nadzieję, iż Ania chociaż córkę i zięcia wpuści do nowej chaty, ale i tu się rozczarowałam. Dom przez cały czas stoi zamknięty na klucz, a Ania wciąż mieszka w starej chacie.
Wnuczka i jej mąż wynajmują mieszkanie w mieście. Czemu tak się stało – nie wiem. Gdybym była na miejscu Ani, stopniowo próbowałabym dać rodzinie szansę cieszyć się tym, co budowaliśmy tyle lat.
Ale ona chyba nie chce się tym dzielić. Nie rozumiem jej – po co było stawiać tak duży dom, skoro stoi teraz pusty? Zostanie tylko pustym pomnikiem jej własnych ambicji. I jest mi żal syna, który nie doczekał się, by rodzina zamieszkała w domu, dla którego tyle lat ciężko pracował.
A mnie mojego syna tak bardzo żal…