Mój syn oskarżył mnie o rozpad jego rodziny: Poprosiłam tylko synową o umycie naczyń

polregion.pl 2 dni temu

«Mój syn oskarżył mnie o zniszczenie jego rodziny»: A ja tylko poprosiłam synową, żeby umyła naczynia.

Miałam zaledwie 22 lata, gdy mąż zostawił mnie samą z małym synem, Kacprem. Ledwo skończył dwa latka. Mężowi znudziło się dźwiganie ciężaru rodzinnego życia — zmęczyło go zarabianie i wydawanie pieniędzy na nas. Po co utrzymywać rodzinę, skoro można przepuścić wszystko na siebie i kochankę? Jakikolwiek by nie był, razem było lżej. Ale gdy odszedł, cały świat zwalił mi się na barki.

Kacper poszedł do przedszkola, a ja znalazłam pracę. Czasem wracałam do domu półżywa ze zmęczenia, ale zawsze panował porządek: obiad ugotowany, dziecko nakarmione, ubrania uprane i wyprasowane. Tak uczyła mnie mama, a moje pokolenie wiedziało, co to obowiązek. Przyznaję, trochę rozpieściłam syna. W wieku 27 lat Kacper nie umiał choćby usmażyć ziemniaków. Gdy się ożenił, miałam nadzieję, iż jego żona, Kinga, przejmie troskę o niego, a ja wreszcie zajmę się sobą — hobby, może dodatkową pracą. Życiem w spokoju.

Ale nic z tego. Kacper oznajmił, iż razem z Kingą wprowadzają się do mojego mieszkania w Krakowie — „na jakiś czas”. Nie byłam zachwycona, ale się zgodziłam. Sądziłam, iż Kinga będzie gotować, prać, a ja jakoś to zniosę. Rzeczywistość okazała się koszmarem.

Kinga była leniwa. Nie sprzątała ze stołu, nie myła naczyń, nie prała ubrań — ani swoich, ani Kacpra. choćby odkurzacza nie tknęła. Nic! Przez trzy miesiące obsługiwałam trzech ludzi. Czy tego właśnie pragnęłam na emeryturze?

Gdy Kacper postanowił być jedynym żywicielem rodziny, Kinga nie pracowała. Od rana do wieczora, zanim mąż wrócił, albo gadała z przyjaciółkami, albo wgapiała się w telefon. Ja wciąż pracowałam. Wracałam do domu — a tam chaos: ubrania porozrzucane, lodówka pusta, kolacji nie ma. Musiałam biec do sklepu, gotować, a potem myć stos brudnych talerzy. Kinga choćby nie czuła się winna.

Pewnego dnia, gdy zmywałam, przyniosła mi talerz, który od kilku dni stał w ich pokoju. Resztki jedzenia pokryła pleśń, latały nad tym muszki. Zacięłam zęby, ale milczałam. Gdy jednak znów przyniosła identyczny talerz, nie wytrzymałam.

— Kinga, jeżeli masz choć odrobinę sumienia, umyłabyś choć raz te naczynia — powiedziałam, starając się mówić spokojnie.

Myślicie, iż przeprosiła? Nie. Następnego dnia się wyprowadzili — wynajęli mieszkanie. A Kacper oświadczył, iż chcę zniszczyć jego rodzinę. Jak? Prosząc żonę, by umyła naczynia?

Dzięki Bogu, w moim domu znowu jest cisza i porządek. Dbam tylko o siebie, a to prawdziwa ulga. Ale nie rozumiem: co się stało z młodym pokoleniem? Nie potrafią nic — ani sprzątać, ani brać odpowiedzialności. Mój syn, którego wychowałam z taką miłością, obwinia mnie za swoje problemy. A ja tylko chciałam, by jego żona zachowywała się jak dorosła osoba.

Teraz żyję dla siebie. Ale w sercu została gorycz: czy popełniłam gdzieś błąd, wychowując Kacpra? A może to czasy takie, gdy ludzie zapomnieli, co znaczy troska o innych?

Idź do oryginalnego materiału