„To mój samochód i ja decyduję, komu go pożyczę!” — oświadczyła teściowa.
Mój mąż, Jakub, i ja jesteśmy młodym małżeństwem. Mijają dopiero trzy lata od naszego ślubu. Mieszkamy w niewielkim miasteczku pod Poznaniem, gdzie każda złotówka ma znaczenie. Wzięliśmy kredyt hipoteczny na mieszkanie i teraz staramy się go spłacać, oszczędzając na wszystkim. Życie byłoby łatwiejsze, gdyby nie jeden błąd, który Jakub popełnił przed naszym ślubem. Razem z matką, Haliną Kazimierą, kupili samochód, inwestując w niego większość swoich oszczędności. Auto zostało zarejestrowane na jej nazwisko, a ona przysięgała, iż będziemy z niego korzystać, gdy tylko będziemy potrzebować. Te obietnice okazały się puste, a my utknęliśmy w pułapce, z której do dziś nie możemy się wydostać.
Za każdym razem, gdy potrzebujemy samochodu, Halina Kazimiera ma tysiąc wymówek. Albo wyjechała na działkę, albo odwiedza przyjaciółkę, albo niby oddała auto do warsztatu i „zapomniała” nas uprzedzić. „Przecież są autobusy, jedźcie nimi!” — rzuca, choć zawsze prosimy o samochód z wyprzedzeniem, tydzień czy choćby dwa wcześniej. jeżeli cudem uda nam się go dostać, teściowa dzwoni co chwilę: „Kiedy wrócicie? Gdzie jesteście? Dlaczego tak długo?”. Nie dlatego, iż auto jest jej pilnie potrzebne — po prostu czuje się spokojniejsza, gdy stoi pod jej oknem. To nie pomoc, a udręka, i każda taka sytuacja rani mnie jak nóż.
Jednocześnie Halina Kazimiera nie ma oporów, żeby żądać od nas pieniędzy na utrzymanie samochodu. „Przecież też z niego korzystacie, więc płaćcie!” — oświadcza. Ubezpieczenie, naprawa zawieszenia, wymiana opon — wszystko na nasz koszt. Włożyliśmy w ten samochód więcej, niż był wart, a praw do niego nie mamy. Proponowałam Jakubowi, żeby przestać płacić i oszczędzać na własne auto. jeżeli teściowa tak bardzo ceni swój pojazd, niech sama go utrzymuje! Ale Jakub wahał się, nie chciał kłócić się z matką. Widziałam, jak miota się między mną a jej kaprysami, i to tylko pogłębiało moją rozpacz.
Ostatnio nasze finanse nieco się ustabilizowały, więc postanowiliśmy zrobić remont w mieszkaniu. Nic wielkiego — odświeżyć ściany i podłogi. Żeby zaoszczędzić na dostawie, chcieliśmy pojechać po materiały samochodem teściowej. Jak zawsze, uprzedziliśmy ją zawczasu. Gdy przyszliśmy po klucze, pod domem było pusto. Haliny Kazimiery nie było, wyjechała do koleżanki do Wrocławia. Jakub nie wytrzymał. Zadzwonił do matki i po raz pierwszy na nią nakrzyczał: „Znowu nas zawiodłaś! Ile można?”. W odpowiedzi teściowa wybuchła: „To mój samochód i ja decyduję, komu go pożyczę! Nie macie prawa mi rozkazywać! A to, iż płacicie, to normalne, skoro z niego korzystacie!”. Jej słowa były jak policzek. Ale w Jakubie coś wtedy pękło. Odrzekł zimno: „Nie dostaniesz już ani grosza”.
Nadszedł czas wymiany opon na zimowe. Jak w zegarku, Halina Kazimiera zadzwoniła, żądając pieniędzy. Jakub przypomniał jej jej własne słowa: „Auto jest twoje, więc sama się o nie zatroszcz”. Wpadła w szał, oskarżając nas o niewdzięczność, ale mąż po prostu rozłączył się. Po raz pierwszy postawił ją na miejscu, a ja odetchnęłam z ulgą. Wreszcie będziemy mogli zbierać na własny samochód, nie wydając pieniędzy na cudzy. Ale euforia przyćmiewa ból — Jakub pokłócił się z matką, a ta rysa w ich relacji mnie boli. Nienawidzę konfliktów, ale jak długo można znosić jej egoizm?
Serce mnie boli z powodu tej niesprawiedliwości. Razem z Jakubem pracujemy do upadłego, żeby spłacić kredyt, budujemy swoje życie, a teściowa widzi w nas tylko portfel dla swojego samochodu. Jej obietnice były kłamstwem, jej troska — pustą deklaracją. Zmęczyło mnie poczucie obowiązku za coś, co nigdy nie było nasze. Jakub zrobił krok ku naszej wolności, ale boję się, iż ta awantura z Haliną Kazimierą to dopiero początek. Nie należy do tych, którzy się poddają, a jej słowa „to mój samochód” wciąż dźwięczą mi w głowie jak ostrzeżenie. Ale przysięgam — wyrwiemy się z tej zależności, choćby jeżeli przyjdzie nam przejść przez ogień. Nasza rodzina zasługuje na więcej i nie pozwolę, by teściowa odebrała nam przyszłość.
Choć czasem trudno ustanowić granice, warto pamiętać, iż żyjemy dla siebie, nie dla czyichś kaprysów. Prawdziwa miłość nie wymusza poświęceń — szanuje wolność drugiego człowieka.