Moją siostrę, Katarzynę, obwinia mnie o to, iż jej mąż ją porzucił. Nie, nie odszedł do mnie, ale według niej, gdybym ich zostawiła w spokoju, żyliby szczęśliwie. Oczywiście, mogliby cieszyć się życiem w naszym wspólnym mieszkaniu w Poznaniu, podczas gdy ja wynajmowałabym kąt i płaciła obcym ludziom. Ale nie zamierzałam oddawać swojego prawnego miejsca.
Razem z siostrą odziedziczyłyśmy dwupokojowe mieszkanie po rodzicach. Mama i tata zmarli, gdy byłyśmy już dorosłe: ja miałam dwadzieścia lat, Kasia osiemnaście. Studiowałam w Warszawie i tam zostałam po studiach, a Kasia mieszkała w rodzinnym domu w Poznaniu.
Siedem lat spędziłam w stolicy, ale zmęczył mnie zgiełk wielkiego miasta i postanowiłam wrócić do domu. Pracuję zdalnie, więc nie groziła mi zmiana pracy. Ale Kasia zdołała mnie zaskoczyć. Nigdy nie byłyśmy blisko, choćby po śmierci rodziców. Każda przeżywała żal na swój sposób, telefony były rzadkie, rozmowy – powierzchowne. Ale to, iż Kasia wyszła za mąż, było dla mnie szokiem. Nie powiedziała mi ani słowa, nie zaprosiła na ślub. To zabolało. To moja siostra, ale milczałam.
Mój przyjazd do Poznania i powrót do wspólnego mieszkania wywołał burzę niezadowolenia u Kasi i jej męża Dominika. Mieli nadzieję, iż zmienię zdanie, a choćby nie zwolnili dla mnie pokoju, choć uprzedziłam o przeprowadzce miesiąc wcześniej. Przyjechałam wieczorem, więc przestawienie mebli musiało poczekać do rana.
Tak zaczęło się nasze życie we trójkę. Kasia i Dominik jasno dawali mi do zrozumienia, iż im przeszkadzam, ale mnie to nie obchodziło. To też moje mieszkanie. Zachowywałam się cicho: nie puszczałam muzyki, nie zapraszałam gości, prawie nie wychodziłam z pokoju. Ale mieszkanie z nimi okazało się nie do zniesienia.
Kasia nie zawracała sobie głowy sprzątaniem, a Dominik był jeszcze gorszy. Po nim łazienka wyglądała jak po powodzi: brudne ubrania na podłodze, prysznice na ścianach, mokry ręcznik – czasem mój! – rzucony na kosz. Podjadał moje jedzenie. My z siostrą mamy różne podejście do zakupów: ona kupuje więcej, ale taniej, ja mniej, ale lepszej jakości. Dominik potrafił wziąć mój jogurt i zjeść, a gdy protestowałam, pytał, czy mi szkoda.
Kuchnia po gotowaniu Kasi wyglądała jak po nawałnicy: kuchenka w plamach, fartuch poplamiony, czasem choćby podłogę trzeba było zmyć. Naczynia mogły stać brudne całymi dniami, aż w końcu, znudzona widokiem pustych szafek, myłam je sama. Wyglądało na to, iż na to właśnie liczyli.
Szybko miałam dość tego koszmaru i zaproponowałam ustalenie grafiku sprzątania wspólnych przestrzeni. Ale Kasia tylko machnęła ręką:
„Jak ci przeszkadzają brudne naczynia, to je umyj. I tak sprzątasz po sobie. Masz mnóstwo czasu, a my pracujemy.”
„Ja też pracuję, tylko z domu” – odparłam.
„No i co? I tak masz więcej czasu.”
Zrozumiałam, iż dyskusja nie ma sensu. Wtedy zabrałam czyste naczynia do swojego pokoju, kupiłam małą lodówkę i zamontowałam zamek w drzwiach. Wychodziłam rzadko, żeby nie grzebali w moich rzeczach.
„O, księżniczka, nie zapomnij podpisać talerzy, bo zostawisz je w kuchni!” – drwiła Kasia. – „Dominik, może i my zamontujemy zamek? Nigdy nie wiadomo, kto tu się włóczy.”
Kłótnie stały się codziennością. Wkurzało mnie, iż ani Kasia, ani Dominik nie chcą dogadać się. Wróciłam do swojego domu, a nie wprosiłam się do nich! Mam takie same prawa, a Dominik ma ich jeszcze mniej. Ale starałam się unikać konfliktów.
Po kolejnej awanturze o bałagan w łazience zaczęłam się pakować. Po dwóch dniach wyprowadziłam się.
„Baba z wozu, koniom lżej” – rzuciła Kasia.
Nie wiedziała jeszcze, iż postanowiłam sprzedać swoją część mieszkania. Po dwóch tygodniach wysłałam jej oficjalne pismo z propozycją wykupu mojej połowy, ostrzegając, iż w przeciwnym razie znajdę innych kupców. Kasia zadzwoniła wściekła:
„Oszalałaś? Po co sprzedawać mieszkanie?”
„Bo ty i twój mąż uniemożliwiacie mi życie w moim domu. Sprzedam swoją część, wezmę kredyt, a ty rób, co chcesz.”
„Sprzedać obcym? To zamieni nasze życie w piekło!” – krzyczała.
„Możemy sprzedać mieszkanie razem, dostaniemy więcej. Obie weźmiemy kredyty i kupimy swoje.”
Kasia powtarzała, iż kredyt to dla nich za drogo i po co się wtrącam. Miałam dość tłumaczenia, iż nie mogę z nimi mieszkać. Chciała zagarnąć całe mieszkanie, a ja mam tułać się po świecie? Nie ma mowy.
Dałam jej tydzień na zastanowienie, ostrzegając, iż później zacznę szukać kupców. Po dwóch dniach Kasia zadzwoniła i oznajmiła, iż jest w ciąży. Pogratulowałam i zapytałam, czy rozważyła moją propozycję.
„Ty w ogóle rozumiesz? Jestem w ciąży! Jaki kredyt? Z obcymi też nie możemy mieszkać, będziemy mieli dziecko!”
Roześmiałam się. przez cały czas możemy sprzedać mieszkanie w całości, odpowiedziałam.
Kolejne dwa dni później Kasia zadzwoniła zapłakana. Okazało się, iż Dominik, dowiedziawszy się o możliwym kredycie, stwierdził, iż nie jest gotowy, spakował rzeczy i wyjechał do matki. A ciąża? Kasia skłamała, żeby wzbudzić litość.
Teraz Dominik składa pozew o rozwód, a Kasia szlocha, iż zniszczyłam jej rodzinę. Jakoby dopóki nie wróciłam, wszystko było idealne: własne mieszkanie, zero problemów. Nie czuję się winna. Sami uczynili moje życie nieznośnym. Zablokowałam jej numer – teraz wszystkim zajmie się prawnik. Siostra jest mi już niepotrzebna.