Długo się wahałam, czy to wszystko opisywać, bo wiem – posypią się na mnie słowa krytyki. Ludzie mnie pewnie ocenią i skrytykują. Ale przecież w życiu powinna być jakaś sprawiedliwość! Przeczytajcie tę historię i może mnie zrozumiecie.
Tomek został sierotą jako młody chłopak. Wychowywała go babcia, która dbała, żeby dobrze się uczył, dostał na studia i miał dobry start w życiu. Gdy babcia zmarła, Tomek był jeszcze studentem – wtedy odziedziczył po niej mieszkanie. Po studiach ciężko pracował, ale na siebie prawie nie wydawał – marzył o dobrym samochodzie. I wtedy poznał kobietę z dzieckiem z poprzedniego związku i się zakochał.
Teściowa i teść od razu zaczęli „działać”:
– Samochód? Po co ci to? Myśl o rodzinie! Nie możesz mieszkać w kawalerce z dzieckiem! Sprzedaj ją, dorzuć oszczędności, my coś tam dołożymy – kupicie trzypokojowe mieszkanie w nowym bloku!
Tomek był młody, niedoświadczony i zakochany. Nie znał się na prawie. Zgodził się na wszystko. Ostatecznie dostał tylko połowę udziału w mieszkaniu, a córka żony była zameldowana u dziadków, ale mieszkała z nimi.
Przez pierwsze lata było między nimi dobrze, ale potem zaczęły się kłótnie, napięcia, i Tomek złożył pozew o rozwód. Teściowa i teść naciskali:
– Zrób to po męsku – zostaw mieszkanie rodzinie!
Ale gdzie miał pójść? Został, zamieszkał w jednym z pokoi. I wtedy teściowa, teść i szwagier zaczęli codziennie przychodzić, robić awantury, namawiać go, żeby się wyniósł. Proponowali mu pokój w akademiku, który formalnie należał do szwagra. Mówili: „I tak mieszkasz sam, to ci wystarczy”.
Tomek próbował sprzedać swoją część, ale gdy przychodzili potencjalni kupcy, cała rodzina robiła „przesłuchania” i mówiła, iż nie dadzą im tu spokoju. Tomek wynajmował więc mieszkanie, szukał najemców do swojej części… i tak właśnie poznał mnie.
Wtedy mieszkałam z rodzicami, chciałam wynająć coś bliżej pracy. Spotkałam jego żonę i od razu wydała mi się osobą bardzo nieprzyjemną.
Ale – jak to mówią – w każdej sytuacji można znaleźć coś dobrego. Tak poznaliśmy się z Tomkiem i zaczęliśmy razem mieszkać. I wtedy pojawił się pomysł: weźmiemy ślub i zamieszkamy razem w jego części mieszkania. Nie jestem z tych, co łatwo się poddają, potrafię walczyć o swoje, mam też brata – silne wsparcie. Ale mój mąż to człowiek bardzo spokojny, unika kłótni, nie potrafi się postawić. Do dziś nie rozwiązał tej sytuacji z mieszkaniem, w którym rządzi jego była żona i jej rodzina.
Ale ile można milczeć?
Nie mam zamiaru „wygryzać” byłej żony z dzieckiem, ale chcę doprowadzić do tego, by to oni chcieli rozdzielić lub sprzedać mieszkanie. Niech ona w końcu poczuje na własnej skórze to piekło, które zgotowała Tomkowi. Bo niby dlaczego on miałby oddać całe mieszkanie cudzym dzieciom tylko dlatego, iż jest facetem? Dlaczego po babcinej kawalerce ma się zadowolić akademikiem?
Czy naprawdę jestem taka zła, iż chcę sprawiedliwości? Czy mój mąż nie zasługuje na normalną przyszłość?