Kilka dni temu spotkałam moją koleżankę ze szkoły, Anię. Stanęłyśmy na chwilę, porozmawiałyśmy. Ania nie omieszkała podzielić się swoim problemem.
– Jak ja mam dość tego ciągłego gotowania! – zaczęła. – Czuję się, jakbym nigdy nie wychodziła z kuchni. Gotuję bez przerwy, poza dniami, kiedy jestem w pracy. Pracuję dwa dni na dwa dni, ale to wcale nie oznacza, iż mam mniej obowiązków w domu.
– Dlaczego aż tyle gotujesz? – zapytałam z ciekawością.
– Mój mąż to taki człowiek, który je tylko świeżo przygotowane jedzenie. Żadnego wczorajszego, a tym bardziej sprzed dwóch dni. choćby jedzenie podgrzane w tym samym dniu, w którym zostało ugotowane, według niego nie nadaje się do jedzenia. Wszystko musi być świeżo ugotowane albo świeżo upieczone.
Poranna rutyna w kuchni
– Przez to muszę codziennie wstawać prawie godzinę wcześniej niż budzik, żeby nie tylko zrobić mu śniadanie, ale także przygotować i zapakować do pudełka świeży obiad, który zabiera ze sobą do pracy – kontynuowała Ania.
– I to nie jakieś tam kanapki czy sałatki na szybko, tylko muszę od rana smażyć kotlety, robić ziemniaki albo ryż. Bo na pracy w kuchni wcale się nie kończy. Gdy mamy dwa dni wolnego, praktycznie nie wychodzę z kuchni, bo trzeba przygotować wszystko na bieżąco.
Próby zmiany
Ania próbowała z nim rozmawiać:
– Powiedziałam: „Może rzucę pracę i zostanę w domu, skoro tak ważne jest dla ciebie jedzenie. Będę mieć więcej czasu w gotowanie”. Ale on nie chciał o tym słyszeć. Twierdzi, iż nie powinnam rezygnować z pracy, bo pomagamy naszej córce spłacać kredyt hipoteczny.
– Powiedział mi: „Trzeba się starać i ze wszystkim zdążyć. Moja mama wstawała o czwartej rano i zawsze wszystko robiła na czas. Zawsze miała świeże jedzenie i nigdy się nie skarżyła”.
Winna sama sobie?
– Wiem, iż to trochę moja wina – przyznała Ania. – Sama go tego nauczyłam lata temu. Każdego ranka przygotowywałam mu śniadanie, choćby gdy sama nie miałam czasu zjeść. On zawsze miał wszystko podane pod nos.
– Teraz ta ciągła gotowanie śni mi się po nocach. jeżeli pracuję do późna, rano muszę ugotować obiad. Moje życie to jedno wielkie gotowanie. Już mam tego serdecznie dość!
Co dalej?
Słuchałam Ani i nie mogłam uwierzyć, jak ogromną presję wywiera na sobie i jak mało wsparcia dostaje od męża. W takich sytuacjach warto zadać sobie pytanie: czy naprawdę musimy brać na siebie wszystkie obowiązki? Może warto postawić granice i pozwolić partnerowi wziąć część odpowiedzialności?
A wy, znacie podobne historie? Jak poradziłyście sobie z podobnymi wyzwaniami?