Nigdy nie myślałam, iż w tym wieku coś tak bardzo może mnie zaskoczyć w małżeństwie. Niedawno odkryłam bolesną prawdę: mój mąż od 15 lat ma drugą rodzinę. To był dla mnie grom z jasnego nieba. Wyrzuciłam go, a on teraz błaga, by wrócić. A ja choćby nie wiem, co powinnam zrobić.
Wyszłam za niego, mając 28 lat, on miał 30. Znaliśmy się wcześniej dwa lata. To była prawdziwa miłość, umocniona trudnymi latami 90. Żyliśmy biednie, bywało, iż tygodniami jedliśmy tylko kaszę. A jednak nigdy się nie kłóciliśmy – wspieraliśmy się, jak tylko się dało. W 1993 roku urodziła się nasza córka.
Dopiero na początku nowego tysiąclecia zaczęło się nam układać. Mąż utrzymał swój biznes, otworzył kilka punktów handlowych, zatrudnił sprzedawczynie, księgową. Sam wszystko kontrolował. Ja ufałam mu w stu procentach. Dopiero niedawno dowiedziałam się, iż wśród tych sprzedawczyń była kobieta, która została jego „drugą żoną”. Zaszła w ciążę, urodziła mu syna. To było piętnaście lat temu, akurat wtedy, gdy ja przebywałam na badaniach w szpitalu, a córka była u babci na wakacjach.
Mój mąż, mając 46 lat, znów został ojcem. Tamta kobieta miała 33 lata. Wtedy zaczęły się jego „nocne połowy”. Wyjazdy na dwa dni, w kamuflażu, z wędkami w pokrowcu. choćby przywoził ryby – kupione od prawdziwych wędkarzy. Nigdy nie przyszło mi do głowy, iż to kłamstwo.
Czy przez te 15 lat coś podejrzewałam? Ani odrobiny. Co dziwniejsze – niektórzy nasi znajomi wiedzieli, ale nikt mi nie powiedział. Tłumaczyli potem, iż mnie „oszczędzali”. A ja czułam się podwójnie oszukana.
Kilka miesięcy temu, po świętach, zrezygnowałam z pracy. Pomyślałam – po co mi? Dom pełen wszystkiego, córka dawno zamężna, ma męża zamożnego, wnuk ma już cztery lata. Ale wtedy właśnie wszystko się posypało. Mąż został w domu, jego sklepy były zamknięte, a on dostawał dziwne telefony.
Kiedy zostawił telefon u sąsiada, sama odebrałam. Kobieta powiedziała: „On sam wszystko pani wyjaśni, od dawna chciał to zrobić”. I rzeczywiście – po powrocie przyznał się. Powiedział, iż kochał mnie, ale też tamtą. Że nie umiał przerwać, gdy urodził się syn. Że choćby kupił jej sklep i finansował interes. A jednak zapewniał mnie ze łzami w oczach, iż dziś kocha już tylko mnie.
Nie wytrzymałam. Kazałam mu odejść. Potem płakałam całymi dniami.
Córka nic nie wie. On dzwoni, prosi, by pozwolić mu widywać syna. A ja? Mam prawie 60 lat. Piętnaście lat żyłam w kłamstwie. Zastanawiam się, jak mogłam być taka ślepa. Może lepiej byłoby, gdyby wtedy wszystko wyszło na jaw i rozeszlibyśmy się. A teraz jestem starszą kobietą, nie mam już przed sobą perspektyw. Serce wciąż go kocha, ale rozum nie pozwala przyjąć go z powrotem.
I pytam samą siebie: co dalej? Budować życie w samotności? Przecież tego, co mieliśmy kiedyś, już nie odzyskam. On wszystko zniszczył. Jak powinnam postąpić?