Mój mąż i jego kochanka zmienili zamki podczas mojej nieobecności, ale nie przewidzieli, co ich czeka.

twojacena.pl 3 dni temu

Stanęłam przed drzwiami własnego domu w Poznaniu, z kluczem, który nie pasował do nowego zamka. Serce pękło mi na milion kawałków. Trzy lata małżeństwa poszły na marne w jednej chwili. Ale mój nieuczciwy mąż i jego kochanka nie mieli pojęcia, jaka lekcja ich czeka — lekcja, której nigdy nie zapomną.

— Krzysiu, już prawie dziesiąta — głos mi drżał, gdy dzwoniłam do męża poprzedniego wieczoru. — Obiecałeś, iż wrócisz do siódmej!

Rzucił klucze na półkę, choćby na mnie nie patrząc.

— Praca, Małgosiu. Mam powiedzieć szefowi, iż muszę do żony? — W jego głosie było irytacja, jakbym była ciężarem.

Przełknęłam łzy, patrząc na stół, który przygotowałam na skromną kolację z okazji moich urodzin. Dwie świeczki migotały obok tortu, który kupiłam w przerwie na obiad.

— Tak, Krzysiu. Właśnie to mógłbyś zrobić. Choć raz. — Skrzyżowałam ręce, walcząc z płaczem. — To moje urodziny.

W końcu spojrzał na stół. Jego twarz wykrzywiła się, gdy zrozumiał.

— Kurczę, Małgoś, zapomniałem… — mruknął, przeciągając dłoń po włosach.

— Widać. — Odpowiedziałam lodowato, czując, jak ból ściska mnie za gardło.

— Nie zaczynaj. — Machnął ręką. — Pracuję dla nas, wiesz o tym.

Gorzko się uśmiechnęłam.

— Dla nas? — powtórzyłam. — Ty prawie nigdy nie jesteś w domu, Krzysiu. Kiedy ostatnio razem jedliśmy kolację? Oglądaliśmy film? Po prostu rozmawialiśmy jak mąż i żona?

— To niesprawiedliwe. — Zmarszczył brwi. — Buduję karierę, żebyśmy mieli przyszłość.

— Jaką przyszłość? Żyjemy jak obcy pod jednym dachem! — głos mi się załamał. — Zarabiam więcej niż ty, więc nie zasłaniaj się „utrzymywaniem rodziny”.

Jego twarz stężała.

— O, oczywiście, iż mi to przypomnisz. — Rzucił sarkastycznie. — Jak mam dorównać swojej perfekcyjnej żonie?

— Nie o to mi chodziło…

— Skńczmy to, Małgosiu. Idę spać. — Przerwał mi i wyszedł, zostawiając mnie z zimnym tortem i dogasającymi świeczkami.

Zdmuchnęłam je, szeptając sobie, iż wszystko się ułoży. Przecież to mój mąż. Kocham go. W małżeństwo zawsze są trudności, prawda? Wszyscy tak mówią.

Jakże się myliłam, wybaczając mu tak łatwo.

Byliśmy małżeństwem trzy lata, ale ostatni rok to była powolna agonia. Nie mieliśmy dzieci — i patrząc wstecz, dziękowałam losowi. Moja praca jako dyrektorki marketingu zapewniała większość naszych dochodów, podczas gdy Krzysztof, kierownik sprzedaży, narzekał na stres, długie godziny, drogę… na wszystko, tylko nie na prawdę, którą poznałam za późno.

Trzy tygodnie po moich zrujnowanych urodzinach wróciłam wcześniej do domu — bolała mnie głowa. Wystarczyła tabletka i łóżko. Ale gdy podjechałam pod nasz dom na obrzeżach Poznania, zauważyłam coś dziwnego. Klama i zamek, dotąd mosiężne, teraz lśniły nowym, srebrnym metalem.

— Co za… — mruknęłam, wkładając klucz. Nie pasował.

Spróbowałam jeszcze raz. Nic. Spojrzałam na adres. Tak, to mój dom.

Wtedy zobaczyłam kartkę przyklejoną do drzwi. Znany charakter pisma Krzysztofa kłuł w oczy: „To już nie twój dom. Szukaj sobie innego miejsca.”

Świat zatrząsł mi się pod nogami. Krew ścięła mi się w żyłach.

— Co za cholerstwo?! — wyrwało mi się.

Zaczęłam walić w drzwi, krzycząc imię męża. W końcu drzwi się otworzyły. Stał przede mną Krzysztof, a za jego plecami — kobieta w moim kaszmirowym szlafroku, prezentu od mamy.

— Ty serio?! — mój głos drżał od wściekłości i bólu.

— Małgosiu, posłuchaj — skrzyżował ręce, uśmiechając się szyderczo. — Idę dalej. Ja i Ania jesteśmy teraz razem. Potrzebujemy tego miejsca. Wynoś się do kogoś.

Ania. Ta sama „tylko koleżanka z pracy”, o której ciągle opowiadał od miesięcy. Podeszła bliżej, ręce w bok, i wycedziła:

— Twoje rzeczy są w pudłach w garażu. Zabieraj je i spadaj.

Patrzyłam na nich, nie w stanie uwierzyć. Potem odwróciłam się i poszłam do samochodu, czując, jak w środku rośnie determinacja. Myśleli, iż mogą mnie wyrzucić jak śmiecia i wyjść na tym bezkarnie? Mylili się. Potrzebowałam planu. Twardego, przemyślanego.

Wiedziałam, do kogo się zwrócić.

— Małgosiu? Boże, co się stało? — Moja siostra Ewa otworzyła drzwi swojego mieszkania, zobaczyła moją zapłakaną twarz i wciągnęła mnie do środka. — Co się dzieje?

Runęłam na jej kanapę, a historia wypłynęła razem z łzami.

— Ten drań! — warknęła Ewa, gdy skończyłam. — I ta Ania w twoim szlafroku?

— Prezent od mamy — szlochałam, wycierając oczy. — Ten kaszmirowy, z zeszłych urodzin.

Ewa wskoczyła do kuchni i wróciła z dwoma kieliszkami wina.

— Pij. — Rozkazała. — A potem obmyślimy zemstę.

— Co ja mogę zrobić? — przełknęłam łyk. — Dom jest na Krzysztofa. Kredyt wzięliśmy na niego, bo mój był jeszcze po studiach.

Ewa zmrużyła oczy.

— A kto płacił za resztę? — spytała.

— Oboje, ale… — urwałam, zdając sobie sprawę. — Ja kupowałam wszystko. Meble, sprzęt, remont łazienki w zeszłym roku. Wszystko na mnie.

— Właśnie! — Ewa uśmiechnęła się drapieżnie. — Co Krzysztof ma poza pustym domem?

Otworzyłam aplikację banku i przejrzałam historię przelewów.

— Mam wszystkie paragony. Zawsze prowadziłam budżet.

— Oczywiście, Pani Księgowa. — Rozśmiała się Ewa. — Królowa porządku!

Po raz pierwszy tego koszmarnego dnia poczułam, iż odzyskuję kontrolę.

— Myślą, iż wygrali, co? — szepnęłam.

Ewa stuknęła się ze mną kieliszkiem.

— Nie wiedzą, z kim mają do czynienia.

Następnego ranka zadzwoniłam do mojej przyjNastępnego dnia z pomocą prawniczki mojej przyjaciółki Joanny i dwóch policjantów, wróciliśmy do domu, by zabrać nie tylko moje meble, ale również udokumentować każdy grosz, który włożyłam w to małżeństwo.

Idź do oryginalnego materiału