«Mój mąż i córka zawsze mnie ignorowali, więc cicho odeszłam. Wtedy wpadli w panikę…»

twojacena.pl 4 godzin temu

Mój mąż i córka zawsze mnie ignorowali, więc po prostu cicho wyszłam. Potem zaczęli panikować

Nazywam się Małgorzata. Mam trzydzieści lat, pracuję jako urzędniczka w firmie zajmującej się identyfikacją, i do niedawna uważałam, iż moje życie z mężem Krzysztofem i jego córką Zosią to nowa rodzina, o której zawsze marzyłam.

Krzysztof jest o dziewięć lat starszy ode mnie. Był rozwiedziony, gdy się poznaliśmy, i sam wychowywał córkę po tym, jak jego była żona zrezygnowała z opieki i zniknęła. Zosia miała wtedy dwanaście lat: modna, z błyszczącymi oczami i niezwykle uprzejma, gdy Krzysztof pierwszy raz mnie z nią zapoznał.

Miło mi cię poznać. Jestem Zosia. Dziękuję, iż zawsze dbasz o tatę.
Jej euforia życia rozluźniła moje spięte dłonie. Spodziewałam się odrzucenia, a ona wydawała się szczerze cieszyć, iż jestem w ich życiu.

Pomyślałam: Była sama, bez matki. Może mogę być dla niej tą osobą.

Rok później Krzysztof oświadczył się. Moi rodzice wahali się a kto by się nie wahał, gdy mężczyzna ma już córkę? ale w końcu, przekonani moją determinacją, udzielili mi błogosławieństwa. Wyszłam za Krzysztofa i wprowadziłam się do ich mieszkania w bloku.

Początkowo wszystko szło gładko. Zosia choćby nazywała mnie mamą. Krzysztof był czuły. Jedliśmy razem obiady, oglądaliśmy komedie. Myślałam, iż historia pisze się sama.

Ale z czasem pojawiły się pierwsze pęknięcia.

Pewnego wieczoru, po kolacji, Zosia zostawiła swój talerz na stole i rzuciła się na kanapę z telefonem w ręce.

Zosiu, zanieś talerz po jedzeniu. Jesteś już wystarczająco duża.

Przewróciła oczami. Ojej, serio? Mamo, czy ty nie możesz tego zrobić?

Zamarłam. Nie. Jesteś w gimnazjum. Musisz nauczyć się dbać o siebie.

Przestań marudzić! Jesteś taka wścibska.

Krzysztof stanął po jej stronie. Nie bądź taka surowa, Małgosia. To jeszcze dziecko. Powinnaś po niej posprzątać.

Poczułam, jak twarz mi płonie. Nie będę jej rozpieszczać tylko dlatego, iż jest pasierbicą. Chcę, żeby wyrosła na odpowiedzialną osobę.

Ale ziarno zostało zasiane. Od tamtej pory Zosia opierała się każdemu, choćby najmniejszemu poleceniu. Krzysztof ją rozpieszczał. Sprzątanie, zakupy, pranie stopniowo wszystko spadło na mnie.

Gdy próbowałam protestować Jesteśmy rodziną, powinniśmy działać razem Krzysztof machnął ręką: Dom to kobiece zajęcie. Zosia prychała: Jesteś taką zimną matką.

Choć pracowałam na pełny etat, traktowali mnie jak służącą.

Potem pojawiły się problemy ze szkołą. Zosia miała czternaście lat i musiała zdawać egzaminy do liceum. Była bystra, ale leniwa. Marzyła o prestiżowej prywatnej szkole, ale całe popołudnia spędzała, przeglądając telefon.

Zosiu, musisz się uczyć. W liceum będzie trudniej.

Odpowiedziała sarkastycznie: Zamknij się. Nie jesteś moją prawdziwą matką.

Krzysztof dodał: Nie stresuj jej. Da sobie radę. Można na nią liczyć.

Kłóciliśmy się o to coraz częściej. Im bardziej nalegałam, tym bardziej Krzysztof się oddalał. Czasem wracał późno do domu, mrucząc coś o pracy. Podejrzewałam, iż mnie unika.

W domu zapanowała napięta atmosfera. Rozważałam rozwód, ale wahałam się czy zawiodę wszystkich po tym, jak tak bardzo starałam się przekonać rodziców?

Aż pewnego ranka wszystko się zmieniło.

Dzień dobry, Zosiu. Śniadanie gotowe.

Przeszła obok mnie bez słowa.

Zosia?

Nic.

Tego wieczoru spróbowałam zadzwonić do Krzysztofa. Hej, chciałabym porozmawiać o Zosi

Cisza. choćby nie odwrócił głowy.

Dzień za dniem mnie ignorowali. Powitania, pytania, próby rozmowy nic. Byłam niewidzialna. Gadali między sobą, ale gdy tylko ja się odzywałam, ich oczy robiły się szklane.

Gotowałam, sprzątałam, prałam, ale choćby dziękuję nie padło. W weekendy wychodzili razem, zostawiając mnie samą w mieszkaniu, które kiedyś uważałam za dom.

Próbowałam jeszcze ulubione pierogi Zosi, piwo Krzysztofa z lodówki. Nic. Cisza wokół mnie stawała się coraz gęstsza.

Płakałam pod prysznicem, gdzie nikt mnie nie słyszał. Dlaczego?

Odpowiedź przyszła przypadkiem.

Pewnego wieczoru wróciłam wcześniej i usłyszałam głosy z uchylonych drzwi salonu.

Zosia chichotała. Mama jest taka naiwna. Ha! Strategia ignorowania działa świetnie. Siedzi cicho i wszystko za nas robi.

Krzysztof się zaśmiał. Tak. Przestała marudzić, a wciąż płaci rachunki. Stała się pożyteczną gospodynią.

Zosia wykrzyknęła: od dzisiaj będę potrzebować więcej kieszonkowego na liceum. Niech mama więcej pracuje! Jestem młoda, nie muszę sprzątać. To idealne. Po prostu dalej ją ignorujmy.

Serce waliło mi jak młot. Mój mąż i pasierbica śmiali się, jak łatwo zamienili mnie w służącą.

W piersi poczułam żar. Zagryzłam wargę tak mocno, iż poczułam smak krwi.

Nigdy bym im tego nie wybaczyła.

Następnego ranka spróbowałam jeszcze raz: Dzień dobry.

Zignorowali mnie, Zosia choćby cmoknęła z irytacją.

Gdy wyszli, cicho spakowałam walizki. Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam, nie zostawiając żadnej notatki.

Pojechałam do rodziców. Bałam się ich rozczarowania. Ale mama wzięła mnie za rękę, jej oczy były wilgotne. Możesz zostać, ile chcesz. To musiało być trudne.

Ojciec powiedział stanowczo: Zrobiłaś, co mogłaś. To wystarczy.

Łzy, które powstrzymywałam przez miesiące, wylały się. Po raz pierwszy od dwóch lat poczułam się zauważona.

Kilka dni później zadzwonił telefon. Krzysztof. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, odebrałam.

Gdzie ty, do cholery, jesteś? wrzasnął. Jak śmiesz nas opuścić? Jesteś matką, nie wstyd ci? Natychmiast

Idź do oryginalnego materiału