Mój brat doprowadził żonę do rozpaczy – potem wydarzyło się coś nieodwracalnego

newsempire24.com 2 dni temu

Mój brat doprowadził żonę do rozpaczy – a potem stało się coś strasznego

Brat zawsze był dla mnie wzorem
Od dzieciństwa we wszystkim naśladowałem mojego starszego brata, Piotra.

Zastępował mi nauczyciela, obrońcę, był przykładem do naśladowania.

Kiedy zbliżał się mój ślub, powiedział:

– Zapamiętaj jedno, bracie. Nigdy nie zdradzaj żonie, ile masz pieniędzy. Kobiety mają tendencję do opróżniania portfeli. Trzymaj ją w ryzach, nie pozwól, by się rozbrykała!

Wtedy wydawało mi się to przesadzone.

Ale Piotr był ode mnie starszy o pięć lat, miał już żonę, więc pomyślałem, iż wie, co mówi.

Na szczęście, moja żona Marta nie była taka.

Nie goniła za markami, nie wymagała drogich prezentów, nie marzyła o luksusowym życiu.

Jednak z czasem nasze drogi z Piotrem się rozeszły – nasze żony się nie lubiły, a Piotr był zajęty swoim biznesem.

Grałem w orkiestrze, on miał farmy i pola.

I za każdym razem, gdy się spotykaliśmy, byłem gotowy na krytykę.

Piotr zawsze znajdował powód, by mnie pouczać.

Pieniądze były ważniejsze niż rodzina
Brat ciągle mnie karcił:

– Jesteś nieodpowiedzialny! Dlaczego żyjesz od wypłaty do wypłaty? Dlaczego pozwalasz żonie wydawać pieniądze na głupoty?

Nie sprzeczałem się, ale jego słowa mnie raniły.

Po takich rozmowach starałem się oszczędzać, ale niedługo zapominałem – żyłem jak wcześniej.

Piotr miał córkę – Anię.

Trzymał ją jak w więzieniu.

Nie dostawała kieszonkowego, nie nosiła modnych ubrań, nie używała kosmetyków.

Dziewczynka była wychowywana surowo.

Czasami przyjeżdżała do nas – a my z Martą dawaliśmy jej po kryjomu trochę pieniędzy.

W wieku 16 lat uciekła z domu – po prostu chciała się wyrwać spod kontroli ojca.

Piotr choćby to uznawał za „właściwe” – mówił, iż sam jest winny, bo nie uchronił jej.

Ale najgorsze zobaczyłem później…

Wakacje, które stały się torturą
Dwa lata temu postanowiliśmy całą rodziną pojechać nad morze.

I zobaczyłem wszystko.

Mój brat bezustannie karcił swoją żonę za każdy grosz.

– Znowu kawa? Nie możesz pić w domu?
– Pizza? Zwariowałaś, to przecież szaleństwo!
– Jakie jeszcze lody dla dzieci? Niech wodę piją!

Kontrolował każdy wydatek, każdy grosz, każdy paragon.

Spacerowanie z nim po promenadzie było niemożliwe.

Moje dzieci, jak wszystkie inne, chciały watę cukrową, balony, pamiątki…

Ale Piotr tylko się marszczył i mamrotał:

– Zrujnujecie swoich rodziców, zrozumcie to.

Choć miał znacznie więcej pieniędzy niż ja.

Po prostu bał się je wydawać.

Marta nie wytrzymała i powiedziała:

– Zostańmy tu jeszcze kilka dni. Bez nich.

Zgodziłem się.

A Piotr z żoną wyjechali nocą.

Śpieszył się – czekał go aukcja maszyn rolniczych.

Ale rano zadzwonili do mnie…

Mieli wypadek.

Po tym na zawsze się zmieniłem
Mówią, iż zasnął za kierownicą.

Straciłem brata.

Od tego czasu jestem innym człowiekiem.

Nie odkładam już „na starość”.

Nie zastanawiam się, ile kosztuje filiżanka kawy.

Kupuję dzieciom prezenty, żonie – ładne rzeczy, sobie – dobre garnitury.

Tak, pieniądze są potrzebne.

Ale co z tego, jeżeli je oszczędzasz, ale nie żyjesz?

Głupotą jest trzymanie się pieniędzy tak, jakbyś miał je zabrać ze sobą do grobu.

Najważniejsze jest, by nie tracić tych, których kochasz.

Bo ich nie kupisz.

Za żadne pieniądze.

Idź do oryginalnego materiału