Moi teściowie pokazali swoje prawdziwe oblicze, gdy z mężem byliśmy na krawędzi rozwodu. To było nieoczekiwane i bardzo nieprzyjemne. Wyciągnęłam wnioski z tej sytuacji

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

Kiedy mąż przed ślubem przedstawił mnie swoim rodzicom, wydawali się być sympatyczni i wrażliwi. Nie było żadnych złośliwych pytań, żadnej pogardy, jakby nie pasowałam ich synowi.

A po ślubie nigdy specjalnie nie wtrącali się w nasze relacje. Dokładniej mówiąc, nie zauważyłam, by się wtrącali. jeżeli potrzebowali pomocy syna, nie informowali nas, tylko interesowali się naszymi planami.

Teściowa nie chodziła z białą chustką, szukając moich wad jako gospodyni, nie uczyła mnie, jak gotować, a porady dawała tylko wtedy, gdy sama o coś pytałam. Wydawało mi się, iż jest po prostu idealną teściową.

A miałam z czym porównać, moja starsza siostra jest już dawno zamężna. I oto komu, a jej z teściową wcale nie poszczęściło. Z niej ciągnęli życie, choćby mnie to dotykało. Dlatego szczególnie ceniłam swoją teściową.

Ale w każdej rodzinie zdarzają się trudne czasy, i dla naszej rodziny ten czas także nadszedł. Chyba trzeba było częściej rozmawiać ze sobą, nie kryć uraz i nie czekać, aż partner sam się domyśli. Ale zrozumieliśmy to zbyt późno.

Sytuacja w rodzinie długo się zaogniała, ale rodzice nie ingerowali. Staraliśmy się sami to rozwiązać, ale było już za późno i nasze kłótnie tylko pogarszały sytuację. W rezultacie mąż trzasnął drzwiami i poszedł do rodziców.

A dalej zaczęło się coś najciekawszego. Następnego dnia pojawili się rodzice męża. Zamierzali zabrać pozostałe rzeczy, ale to nie był największy problem. Najgorsze było to, co mi powiedzieli, a powiedzieli wiele.

Okazało się, iż z niecierpliwością czekali, kiedy ich syn się opamięta, rzuci mnie, niezdarną brzydulę, i znajdzie sobie godną parę. Szczególnie teściowa cieszyła się, iż nie zdążyliśmy mieć wnuków, bo wnuki ode mnie wcale jej nie były potrzebne.

A cała dobra postawa teściów opierała się tylko na tym, iż bardzo kochają syna i nie chcieli go zasmucać, dlatego przyjęli mnie do rodziny. Chociaż, jak mówiła teściowa, jej serce krwawiło, gdy widziała mnie obok przystojnego syna.

Mówiąc mi te wszystkie obrzydliwości, teściowie gwałtownie zbierali rzeczy. Nie tylko rzeczy swojego syna, ale wszystko, co uznawali za swoje. Telewizor, który podarowali nam na wesele, robot kuchenny – prezent na Nowy Rok, zestaw stołowy – prezent na rocznicę. Zabrali również koc z łóżka.

Szkoda, iż wtedy nie przypomniałam sobie, iż teściowa kiedyś przyniosła nam słoik dżemu, którego nikt u nas nie jadł. Z przyjemnością bym go jej zwróciła, może choćby w otwartej formie i na głowę.

Gdy w końcu odeszli, mieszkanie wyglądało “jak po bitwie na lodzie”. Wszystko rozbabrane, szafy otwarte, wieszaki leżą. Ale smutno mi było nie z powodu bałaganu, ale dlatego, iż ludzie, do których dobrze się odnosiłam, okazali się tak dwulicowi.

Z mężem pogodziliśmy się już po dwóch miesiącach. Przeprowadził się z powrotem do mnie, zaczął przynosić swoje rzeczy, chciał przynieść też to, co zabrali rodzice, ale ja zabroniłam. Nie potrzebuję tych rzeczy. Zabrane – więc zabrane. Niech się nimi cieszą.

Mężowi opowiedziałam wszystko, co się działo podczas jego nieobecności, co zresztą stało się jednym z kroków naszego pojednania. Byłam tak oburzona i urażona zachowaniem jego rodziców, iż nie mogłam się powstrzymać i zadzwoniłam do niego. Tak zaczęliśmy stopniowo rozmawiać i w końcu się pogodziliśmy.

Teraz wszystko jest już dobrze, czekamy na dziecko. Teściowie próbowali udawać, iż bardzo się cieszą, iż się pogodziliśmy, ale ja mam dobrą pamięć, pamiętam wszystko, co mówili.

Męża ostrzegłam, iż jego rodzice nie powinni być blisko, mogą zapomnieć drogę do naszego domu. Wnuków ode mnie nie chcieli, więc nie będziemy ich męczyć, wnuków nie zobaczą. Mąż mnie w pełni wspiera i chroni przed kontaktami z jego rodzicami.

Mama mówi, iż tak nie można i trzeba się godzić, ale ja nie widzę w tym potrzeby.

Idź do oryginalnego materiału