Kto jeszcze pamięta, jak powstawał nasz blog? Jak pewnego dnia siedziałyśmy w szczecińskiej kawiarni, pałaszowały cisto, sączyły herbatę i planowały? Dawno to było…
Jedziemy na bezę do Świeradowa-Zdroju
W paczkomacie leżała
sobie paczka… drobiazg dla Ślubnego. Zastanawiałam się, czy wybrać się pieszo
te 6 km do Orłowic, czy wziąć rower… a Ślubny po prostu stwierdził, iż przecież
na pewno chcemy z Chudą pojechać do Świeradowa- Zdroju na bezę. No pewnie, że
chcemy!
Wsiadłyśmy w auto i
pojechałyśmy.
W Bohemie w Domu Zdrojowym było całkiem pusto. Nie miałyśmy problemu z wyborem, bo przecież tu zawsze zamawia się bezę. Najlepszą jaką jadłam. Do niej zamówiłyśmy po dzbanuszku aromatycznej herbaty i zasiadłyśmy.
Tak po prostu.
Zapadłyśmy w fotele i spędzałyśmy czas jak dwanaście lat temu. Niespiesznie
delektowałyśmy się słodkim ciastem i sączyłyśmy herbatę. I rozmawiałyśmy,
rozmawiałyśmy i nie mogłyśmy się nagadać. Bo wygląda na to, ze rozmowa w
kawiarni, to zupełnie inna jakość niż rozmowa przy domowym cieście i herbacie w
domowym zaciszu.
Kawiarnia nadaje rozmowie jakiegoś nieuchwytnego klimatu, odświętności i sama nie wiem czego.
I chociaż mogłybyśmy
tak naprawdę zabrać bezę na wynos, zjeść ją w domu, pijąc herbatę w pięknych
filiżankach, to… byłoby to zupełnie coś innego.
A o czym
rozmawiałyśmy? O potrzebie codziennej porannej rutyny, swoistych rytuałach,
które porządkują poranek. O spontaniczności i jej ograniczeniach, o planowaniu …
I o mnóstwie innych sprawach,
o których rozmawiają ze sobą przyjaciółki. Matka i córka.