**Dziennik, 15 maja**
Mogłaby u mnie zamieszkać tylko z jednego powodu – ponieważ mnie urodziła. Ale nie chcę, żeby została w moim domu.
Miałem zaledwie jedenaście lat, gdy moja matka postanowiła wyjść za mąż. Jej nowy mąż nie życzył sobie, żebym mieszkał z nimi, więc mama odstawiła mnie do babci. Nie pomagała nam ani groszem – liczył się dla niej tylko jej mąż, a my z babcią musieliśmy radzić sobie sami, utrzymując się wyłącznie z jej emerytury. Babcia nigdy nie lubiła mojej matki, dobrze chociaż, iż mnie nie odrzuciła. Dzięki Bogu jestem podobny do ojca.
Pieniędzy zawsze brakowało, ale jakoś daliśmy radę. Babcia zastąpiła mi rodziców. Pytałem ją o radę, opowiadałem o swoich problemach, ona pierwsza dowiedziała się o moich podbojach sercowych i młodzieńczych rozterkach. Przez wszystkie te lata starała się być przy mnie.
Gdy zacząłem studia, babcia odeszła. Nie miałem już nikogo. Dom został mój. Gdy tylko załatwiłem wszystkie formalności, nagle pojawiła się matka. Nie widziałem jej od lat.
Próbowała mnie namówić na zamianę. Oni mieli ciasne dwupokojowe mieszkanko w bloku, a ja – przestronny dom. Uważała, iż to dla mnie za dużo. Kiedy odmówiłem, wściekła się:
— Jesteś niewdzięczny! Przecież to ja cię urodziłam!
Nie chciałem tego słuchać. Odpowiedziałem tylko:
— Wychowała mnie babcia. Gdzie ty byłaś przez te wszystkie lata? Po prostu mnie wyrzuciłaś. Jak niechcianego psa. Kiedy wyszłaś za mąż. Więc nic ci nie jestem winny.
Minęło pięć lat. Ożeniłem się, urodził nam się syn. Mieszkaliśmy w moim domu. Żyliśmy spokojnie – syn zdrowy, z żoną pracowaliśmy, jak każdy normalny człowiek. I wtedy znowu się pojawiła. Nie zamierzałem wpuścić jej do swojego życia. Kto tak robi? Najpierw porzuca dziecko, a potem się odzywa. Syn wyjrzał i spytał:
— Tato, kto przyszedł?
Matka natychmiast zaczęła:
— Jestem twoją babcią! Mogę wejść? Twój tata mnie nie wpuszcza.
— Ale nigdy cię nie widziałem. Tato, czy to prawda? Dlaczego nic mi o niej nie mówiłeś?
— Synku, idź do pokoju, pogadamy później – powiedziałem, a potem się do niej odwróciłem. — Po coś przyszła? Nie chcę cię widzieć. Nie ufam ci.
Usiadła i zaczęła płakać. Twierdziła, iż została oszukana. Sprzedała mieszkanie, żeby kupić nowe, ale jej mąż zabrał wszystko i zniknął. Teraz nie miała gdzie mieszkać i nagle sobie o mnie przypomniała.
— Chcę tu zostać. Nie mam innych dzieci. Nie możesz mnie wyrzucić na bruk. Jesteś dobrym człowiekiem. Będę z wami mieszkać! Przecież to ja ciebie urodziłam!
Zgodziłem się, żeby została na noc. Nie wypadało przecież, żeby spała na ulicy. Zadzwoniłem do wujka, brata matki, który mieszkał na wsi. Powiedziałem, iż mój ojciec jutro ją tam odwiozie. Na wsi zawsze znajdzie się praca. Niech tam żyje. Nie chcę jej w moim domu. To babcia mnie wychowała.
Zanim odjechała, moja matka wpadła w szał i zaczęła mnie oskarżać:
— Dlaczego jesteś taki bez serca? Przecież to ja cię urodziłam!
No właśnie – dlaczego jestem dla niej taki zły?
**Lekcja na dziś:** Krew nie zawsze znaczy rodzinę. Czasem najbliżsi są ci, którzy byli przy tobie, gdy nikt inny nie chciał.