Moc Przyjaźni Mężczyzn

newsempire24.com 4 dni temu

Męska Przyjaźń

Krzysztof zatrzymał swoje Audi przed centrum handlowym. Nie miał ochoty wychodzić z ciepłego samochodu. Wczoraj padał mokry śnieg, który zmienił się w deszcz, a przez noc zrobiło się mroźno, powiał zimny wiatr, a śnieg zmienił się w nierówną, lodową skorupę, po której ślizgali się przechodnie.

Jutro urodziny mamy, a Krzysztof zostawił zakup prezentu na ostatnią chwilę. W dużym sklepie na pewno coś znajdzie.

Wyszedł z samochodu, a pierwszy podmuch wiatru rozpiął jego kurtkę i odrzucił jeden koniec szalika za plecy. Przytrzymując poły, zamknął auto i ruszył w stronę budynku, po czym natychmiast się pośliznął i o mało nie upadł. Lodu jeszcze nie posypano solą ani piaskiem, a na nogach miał eleganckie buty bez porządnej podeszwy.

Jakoś dotarł do drzwi, wszedł do środka i odetchnął z ulgą. Już miał skierować się do działu z szalami, gdy przypomniał sobie, iż w zeszłym roku już podarował mamie chustę.

– Krzysiu, cześć! – usłyszał radosny okrzyk przy witrynie jubilera.

Obok niego stał Wojtek, jego dawny najlepszy przyjaciel, a jak się okazało, jedyny.

– Myślałem, iż to ty, ale nie byłem pewien. Jak długo się nie widzieliśmy? Świetnie wyglądasz, modnie się ubierasz.

– Cześć. Właśnie wróciłem – odparł Krzysztof trochę zmieszany.

– Akurat niedawno o tobie myślałem. Słuchaj, może wpadniemy gdzieś na kawę? – zaproponował Wojtek.

– Właśnie jestem po prezent – powiedział Krzysztof.

– Czekaj, czyżby u Jadwigi Tadeuszówny niedługo były urodziny?

– Pamiętasz? – ożywił się Krzysztof. – Jutro. Zostawiłem to na ostatnią chwilę…

– Dobra, wybieraj, nie będę ci przeszkadzał. Ja już się załatwiłem – Wojtek pokazał torby w rękach. – Ale koniecznie musimy się niedługo spotkać, jasne? Masz, weź. Będę czekać. jeżeli nie zadzwonisz, wyciągnę cię spod ziemi – obiecał i podał Krzysiowi wizytówkę.

Wybierając kolczyki dla matki, Krzysztof wciąż myślał o niespodziewanym spotkaniu, wyrzucając sobie, iż zachował się jak idiotą, jakby nie ucieszył się na widok Wojtka. A przecież bardzo się ucieszył, tylko był zaskoczony.

Wybrał kolczyki, sięgnął po kartę, by zapłacić, i ze zdziwieniem zauważył wizytówkę Wojtka. Oho, zastępca dyrektora w firmie budowlanej „Nowy Dom”.

– Przepraszam – Krzysztof zorientował się, iż ekspedientka czeka cierpliwie. – Spotkałem kolegę, nie widzieliśmy się sto lat, wyobrażasz sobie?

Zapłacił i wrócił do domu, myśląc o przyjacielu…

***

Poznali się na pierwszej w życiu szkolnej akademii, trzymając prawie identyczne bukiety z astrów. Obaj mieli równie szczęśliwe i lekko przestraszone twarze. Gdy szli parami do szkoły, bez słowa chwycili się za ręce. W klasie usiedli w jednej ławce.

Tak zaczęła się ich przyjaźń. Bywało, iż się kłócili – bez tego się nie obędzie – ale gwałtownie godzili. A spory były głupie, o błahostki. Wojtek zawsze pierwszy wyciągał rękę na zgodę.

Nawet gdy po szkole wybrali różne uczelnie, nie sprzeczali się, choć nie chcieli się rozstawać. Wiedzieli, iż każdy pójdzie swoją drogą. Ale przecież nikt im nie zabroni się spotykać. Wszystko zależało od nich.

Wojtek poszedł na politechnikę, a Krzysiek – na uniwersytet, na filologię angielską. Nie widywali się codziennie, ale w weekendy zawsze znajdowali czas, by się spotkać i nie mogli się nagadać.

Wojtek uczył się na wydziale mechanicznym, gdzie dziewczyn było jak na lekarstwo. U Krysiaka zaś – same piękności. Oczy się rozbiegały, patrząc na te wszystkie urodziwe studentki. A chłopaków było garstka, więc każdy mógł liczyć na ich uwagę.

Krzysiowi podobała się tylko jedna – niska, żywiołowa Kinga. Wydawało się, iż nie umie się smucić. W jej oczach zawsze krył się uśmiech, gotowy wybuchnąć i rozśmieszyć wszystkich wokół. Lekka, pełna życia, z długimi kręconymi włosami. Krzysiek nie mógł oderwać od niej wzroku.

Długo nie miał odwagi się odezwać. W końcu podszedł i poprosił o pomoc w tłumaczeniu.

– Mógłbyś od razu powiedzieć, iż chcesz się ze mną umówić – Kinga spojrzała na niego rozbawionym wzrokiem.

– Chcę… Chcę cię odprowadzić po zajęciach. Można? – wyjąkał Krzysiek.

– Odprowadzaj – zgodziła się lekko, obdarzając go uśmiechem.

Szli wiosennym miastem, i nie było na świecie szczęśliwszego człowieka niż Krzysiek. Serce waliło mu jak młot. choćby nie pamiętał, co mówili – całą noc wspominał jej uśmiech. Ledwo doczekał się rana, by znów ją zobaczyć.

Odprowadzał ją prawie codziennie. Chłodny kwiecień zmienił się w ciepły maj, a Krzysiek wciąż nie miał odwagi pocałować Kingę. niedługo zajęcia się skończą, po sesji wyjedzie z rodzicami nad morze, a potem do babci i zostanie tam do końca wakacji. Na samą myśl ogarniała go rozpacz.

Ostatnią szansą na zbliżenie się do niej były jego urodziny, które wypadały w ostatnią niedzielę maja. Zaprosi ją do siebie, przedstawi rodzicom i w końcu wyzna miłość.

Kinga zgodziła się od razu, bez ceregieli. Krzysiek tak się ucieszył, iż ośmielił się poprosić, by przyprowadziła koleżankę, z którą często widywał ją na korytarzu.

– Olę?

– No właśnie. Mam przyjaciela, znamy się od pierwszej klasy. Studiuje na politechnice, a tam dziewczyn jak na lekarstwo. Takich jak ty na pewno nie ma.

– No dobrze. A jeżeli mu się nie spodoba? – spytała Kinga.

– Niech tylko się nie nudzi, reszta się pokaże.

Rano mama krzątała się w kuchni. Krzysiek próbował pomagać, ale tylko przeszkadzał. Co chwila biegł do niej, pytając, czy założyć koszulę z krawatem, czy bez.

– Wynieś talerze na stół – poprosiła mama. – I nie denerwuj się tak, już mi się podoba, skoro podoba się tobie.

– Mamo, jesteś cudem – Krzysiek cmoknął ją w policzek. – JestKiedy po latach znów spotkali się z Wojtkiem na urodzinach swojego synka, Krzysiek zrozumiał, iż prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko – choćby głupie spory i lata milczenia, bo to właśnie ona jest najważniejszą wartością w życiu.

Idź do oryginalnego materiału