Młoda kobieta z własnym mieszkaniem marzy o miłości…

polregion.pl 3 dni temu

**Dzisiejszy wpis w dzienniku:**

Młoda kobieta z własnym mieszkaniem marzy o zamążpójściu…

— No i proszę, kolejna poszła za mąż. Przybył nam jeden szczęśliwy człowiek. Życzę wam, żebyście dożyli razem złotych godów! — powiedziała Barbara Nowak, szefowa księgowości, najstarsza w zespole nie tylko stanowiskiem, ale i wiekiem, podnosząc kieliszek szampana.

— Tak mało? Niech dożyją diamentowych! — dodała żywiołowa Kasia.

— Żeby tylko za mąż nie przepaść — westchnęła smutno sprzątaczka, ciocia Grażyna, stojąca w drzwiach. — Dziś ślub, a za rok wódka go zaleje. Oj, dziewczyny, czego wam samotnie nie żyć?

— Ciociu Grażyno, idźcie już… — odcięła się zirytowana Kasia. — jeżeli wam z mężem nie wyszło, to nie znaczy, iż innym też musi być źle. Naszej Małgosi się poszczęściło: przystojny, z samochodem, perspektywiczny. Nie słuchaj, Małgosiu, nikogo, bądź szczęśliwa! — Kasia uniosła kieliszek w toastcie.

Małgosia wróciła z tygodniowego urlopu ślubnego. Przyniosła cukierki i wino, żeby uczcić z koleżankami z biura swój nowy stan. Uśmiechała się, błyszcząc jak wyszlifowany mosiężny samowar, choć lekko się denerwowała. Oczywiście uprzedziła świeżo upieczonego męża, iż się spóźni — godzinkę, trzeba postawić koleżankom. Ale minęły już trzy godziny, przyniesione wino dawno się skończyło, biegły po dodatkową butelkę, a widocznie nikomu nie spieszyło się do domu. Mąż wysyłał SMS-y, pytał, kiedy wróci, iż tęskni i może podjechać po nią.

— Dobra, dziewczyny, bawcie się. Ze stołu posprzątajcie, a ja rano u was zamiotę — powiedziała ciocia Grażyna.

— Idźcie do domu, ciociu, nie martwcie się, wszystko posprzątamy — obiecała Barbara. — Dziewczyny, wypijmy na ostatni. Czas do domów. Została nam tylko Ania do wydania, i będzie komplet.

— No właśnie, Aniu, czemu ty się tak przeciągasz w panieństwie? Sympatyczna jesteś, z mieszkaniem. Nikt ci nie wpadł w oko, czy na księcia czekasz? — podchwyciła już mocno podchmielona Kasia.

— A co mieszkanie ma do rzeczy? — spytała Ania.

— No jak to? Ile ty masz lat? W twoim wieku ja już dwójkę urodziłam, a Piotrek do szkoły chodził. Z mężem różnie bywało, choćby blisko było do rozwodu. Ale powiedziałam: skoroś ojcem został, doprowadź dzieci do rozumu, a potem ruszaj, gdzie chcesz. I patrz, siedzi cicho. — Kasia pokazała zaciśniętą pięść.

— Ludzie żenią się albo z namiętności, albo z przypadku. Namiętność gwałtownie mija, zaczynają się szare dni. A dzieci to już w ogóle. Bezsenność, nerwy, kłótnie, i tak dalej. Patrzysz, a tu już rozwód.

Jeśli mężczyzna przyzwoity, zostawi mieszkanie żonie z dziećmi, a sam wynajmie kawalerkę. Ale niedługo. Kumple wszyscy żonaci, nie ma gdzie pójść. Wtedy zaczyna się rozglądać, czy nie ma w pobliżu samotnej kobiety, bez dzieci. Bo nie po to uciekł od swoich, żeby cudze wychowywać. A tu ty — akurat się trafia: młoda, z własnym mieszkaniem, marząca o małżeństwie. Prawdziwy skarb. Więc dziwię się, iż jeszcze jesteś sama.

— Jakoś tak to u ciebie dziwnie wygląda — uraziła się Ania. — Ja się nadaję tylko dla rozwodników i bezdomnych? W trzydziestkę nie mam już szans na mężczyznę bez alimentów, tak?

— Nie słuchaj jej, Aniu, pijana jest, głupoty gada. Facety teraz nie śpieszą się z zakładaniem rodziny, kariery robią. Ale, no wiesz… przeciągnęłaś się trochę — westchnęła Barbara. — Nic nie szkodzi, my to naprawimy.

— Właśnie! O to mi chodzi! — podchwyciła Kasia. — Samotni, ustatkowani faceci cenią siebie wysoko, szukają młodszych i ładniejszych. A rozwodnicy mniej wybredni. Dla nich liczy się, żeby człowiek był dobry i miał dach nad głową. Nie po to całe życie tłuc się po wynajmowanych pokojach albo mieszkać z mamą.

— Każdy ma swoją drogę. Jednym pisane wcześnie wyjść za mąż, innym późno. U mojej znajomej jest syn. Trzydzieści sześć lat, nieżonaty. Mądry, wykształcony, zarabia dobrze, a z kobietami mu nie po drodze — powiedziała Barbara.

— Co, chory czy pijak, skoro się nikomu nie przydał? Trzeba jeszcze sprawdzić, czy nie… — Kasia zauważyła ostrzegawcze spojrzenie Barbary. — No co? U mojej znajomej…

— Kasia, dość! Jak ty się mogłaś tak rozgadać? Różne bywają okoliczności. Ale pomyśl, Aniu. Chłopak jest dobry. Od dawna chciałam was poznać.

— Po co w ogóle zaczęłyście ten temat? Nie wierzę w takie umówione randki. Nawzajem się nachwalicie, a w rzeczywistości wyjdzie zupełnie inaczej. Jakoś sobie poradzę.

— Właśnie, „jakoś”. Gdzie ty się poznasz? W pracy same kobiety, w klubach nie bywasz. jeżeli wam się nie spodobacie, trudno, nikt gwałtem was nie zwiąże. Zwłaszcza iż on też ma mieszkanie. Spróbować można? A nuż ci się spodoba? — nie ustępowała Barbara. — Dziewczęta, zasiedziałyśmy się, mężowie nas wyproszą.

Koleżanki gwałtownie posprzątały, rozeszły się.

— Nie odmawiaj przed czasem — powiedziała Barbara, idąc z Anią na przystanek. — Nie bez powodu zaczęłam tę rozmowę. W sobotę mąż obchodzi urodziny. Zaprosiłam znajomą i jej syna. Przyjdź. Przyjrzycie się sobie, może wam dobrze będzie. Zobaczymy.

Dwa dni do soboty Ania spędziła w rozterce. Plan Barbary wydawał jej się głupi. Ale jednak wybrała sukienkę, odświeżyła paznokcie.

„Ile razy obiecywałam sobie dietę? W dwa dni nie schudnę — martwiła się przed lustrem. — Kto mnie pokocha, jeżeli ja siebie nie lubię? Bzdura totalna. Nie idę nigdzie!” — westchnęła i odeszła od lustra.

W sobotę rano umyła włosy, ułożyła je, zrobiła makijaż, włożyła sukienkę. A prezent? W końcu zaprosili ją na urodziny. Zadzwoniła do Barbary. Ta poradziła, żeby nie przesadzała, ale jeżeli sumienie nie pozwala przyjść z pustymi rękami, niech kupi butelkę wina.

Miała czas, więcZaraz po wyjściu z mieszkania Ania spotkała w drzwiach sklepu tego samego mężczyznę, który teraz trzymał w rękach bukiet kwiatów i z uśmiechem powiedział: „Widzę, iż jednak przyszłaś – może los chce, żebyśmy zaczęli od nowa?”.

Idź do oryginalnego materiału