Młoda kobieta z idealnym mieszkaniem marzy o miłości…

newskey24.com 3 dni temu

Młoda kobieta z własnym mieszkaniem marzy o zamążpójściu…

„No i proszę, kolejna za mąż wyszła. Przybyło nam jednego szczęśliwego człowieka. Niech dożyją razem złotych godów!” — powiedziała Halina Nowak, główna księgowa, starsza wiekiem i stanowiskiem w zespole, unosząc kieliszek z szampanem.

„Co za mało? Niech do diamentowych dożyją!” — dodała żywiołowa Tatiana.

„Tylko żeby po ślubie nie przepaść” — westchnęła smutno sprzątaczka ciocia Basia, stojąc w drzwiach. — „Dziś się ożeni, a za rok się zapije. Ojej, dziewczyny, czemu wam samym nie żyć?”

„Ciociu Basiu, poszłaby pani…” — odparła zirytowana Tatiana. — „Jeśli pani nie trafiło się z mężem, to nie znaczy, iż i innym się nie trafi. Naszej Ewuni się udało. I przystojny, i z samochodem, i perspektywiczny. Nie słuchaj nikogo, Ewcia, bądź szczęśliwa!” — Tatiana „wypaliła” kieliszkiem.

Ewa wróciła z tygodniowego urlopu wziętego z okazji ślubu. Przyniosła cukierki i szampana, żeby z koleżankami z księgowości uczcić swoje zamążpójście. Uśmiechała się i błyszczała jak wypolerowany samowar, ale trochę się denerwowała. Oczywiście uprzedziła świeżo upieczonego męża, iż spóźni się godzinę, trzeba postawić coś koleżankom. Ale minęły już trzy godziny, przyniesiony szampan dawno się skończył, biegały do sklepu po kolejną flaszkę, a zespół nie wyglądał na taki, który ma zamiar się rozejść. Mąż wysyłał SMS-y, pytał, kiedy żona wróci, iż tęskni i jest gotowy przyjechać na ratunek.

„Dobra, dziewczyny, bawcie się. Posprzątajcie ze stołu, a ja rano umyję” — powiedziała ciocia Basia.

„Idź pani do domu, ciociu Basiu, nie martw się, posprzątamy” — obiecała Halina Nowak. — „Dziewczyny, wypijmy na koniec. Czas do domu. Zostało tylko wydać Zosię za mąż, i będziemy mieli komplet.”

„No właśnie, Zosia, czemu ty się w panieństwie zasiedziałaś? Przecież ładna jesteś, z mieszkaniem. Nikt się nie podoba, czy księcia czekasz?” — podchwyciła już mocno podchmielona Tatiana.

„A co mieszkanie ma do rzeczy?” — spytała Zosia.

„No jak? Ile ty masz lat? W twoim wieku ja już miałam dwójkę, a Piotrek szedł do szkoły. U nas z mężem bywało różnie. Parę razy było blisko do rozwodu. Ale ja powiedziałam — urodziłaś, to doprowadź dzieci do rozumu, a potem wiać, gdzie chcesz. I teraz on u mnie tu.” — Tatiana pokazała pięść.

„Dlaczego ludzie się żenią? Z namiętności czy z przypadku. Namiętność gwałtownie mija, zaczynają się szare dni. O dzieciach nie wspomnę. Od nieprzespanych nocy rośnie irytacja, kłótnie, i tak dalej. Patrzysz, a tu rozwód.”

„Jeśli mąż jest porządny, zostawi mieszkanie żonie i dzieciom, a sam cieszy się wolnością na wynajmowanym lub w akademiku. Nie na długo. Wszyscy znajomi żonaci, nie ma gdzie się podziać. Wtedy zaczyna się rozglądać — czy nie ma gdzieś w pobliżu wolnej kobiety, najlepiej bez dzieci. Bo uciekł od swoich, żeby nie zajmować się cudzymi. A tu ty — młoda, marząca o zamążpójściu, i jeszcze z własnym M. Prawdziwy skarb. Więc się dziwię, iż jeszcze jesteś sama.”

„Jakoś dziwnie to u ciebie wygląda” — obraziła się Zosia. — „Nadaję się tylko dla rozwodników i bezdomnych? W trzydziestce już nie mam szans spotkać faceta bez alimentów, tak?”

„Nie słuchaj jej, Zosia, pijana jest, pierdzie głupoty. Faceci teraz nie śpieszą się z zakładaniem rodzin. Kariery robią. Chociaż… zasiedziałaś się w panieństwie” — westchnęła Halina Nowak. — „Nic, my to naprawimy.”

„No właśnie, o czym ja mówię?” — podchwyciła Tatiana. — „Samotni i zaradni znają swoją wartość, szukają młodszych i ładniejszych. A rozwodnicy mniej wybredni. Dla nich liczy się, żeby człowiek był dobry i z mieszkaniem. Nie będą się wiecznie po wynajmowanych pokojach włóczyć ani z mamą mieszkać.”

„Różnie bywa. Jednym pisane wcześnie wyjść za mąż, a inni szczęście znajdują późno. U mojej znajomej jest syn. Ma już trzydzieści sześć lat, nieżonaty, o ile wiem. Mądry, wykształcony, dobrze zarabia, ale z kobietami mu nie po drodze” — powiedziała Halina Nowak.

„Co, chory czy pijak, skoro nikomu nie pasuje? Trzeba jeszcze sprawdzić jego orientację, bo nagle okaże się…” — Tatiana zauważyła ostrzegawcze spojrzenie Haliny. — „No co? U mojej przyjaciółki…”

„Tatiana, dość! Masz język jak miotłę. Obrzydliwe to. Różne rzeczy w życiu się zdarzają. A ty pomyśl, Zosiu. Chłopak jest dobry. Od dawna chciałam was poznać.”

„Po co w ogóle ten temat wyciągnęłyście? Nie wierzę w takie umawianie. Naopowiadają sobie, a potem okazuje się, iż zupełnie inaczej. Jakoś sobie poradzę.”

„Właśnie, jakoś. Gdzie ty się poznasz? Zespół kobiecy, po klubach nie chodzisz. Jak wam się nie spodoba, trudno, nikt was na siłę nie będzie żenić. Zwłaszcza iż on ma mieszkanie. Spróbować można? A nuż ci się spodoba?” — nie ustępowała Halina Nowak. — „Dobra, dziewczyny, zasiedziałyśmy się, mężowie nie wpuszczą.”

Szybko posprzątały ślady uczty i rozeszły się.

„Nie odmawiaj przed czasem” — powiedziała Halina, idąc z Zosią na przystanek. — „Nie bez powodu ten temat poruszyłam. W sobotę mój mąż ma urodziny. Zaprosiłam znajomą i jej syna. Ty też przyjdź. Popatrzcie na siebie, może wam się uda. Zobaczymy.”

Przez kolejne dwa dni Zosia wahała się. Plan jej się nie podobał, wątpiła, żeby coś wyszło. Ale i tak wybierała stroje, odświeżyła manicure.

„Ile razy obiecywałam sobie dietę? W dwa dni nie schudnę” — martwiła się przed lustrem. — „Kto mnie pokocha, skoro ja siebie nie kocham? Absurd. Nie pójdę nigdzie” — westchnęła i odeszła.

W sobotę rano umyła włosy, ufarbowała, ubrała sukienkę. A prezent? Przecież zaprosili ją na urodziny, jak bez prezentZosia westchnęła głęboko, przeglądając się raz jeszcze w lustrze, i pomyślała, iż może jednak warto dać szansę temu spotkaniu, bo życie bywa pełne niespodzianek.

Idź do oryginalnego materiału