— Mamo, dlaczego za każdym razem próbujesz zniszczyć mój związek z Danutą? — głos Krzysztofa drżał ze złości, ale starał się powstrzymać.
— Bo ona nie jest dla ciebie, Krzysztof! — odparła stanowczo Halina, zaciskając usta i krzyżując ramiona.
— Słyszysz siebie w ogóle? Ja i Danuta kochamy się naprawdę! To nie tylko słowa, to prawdziwe uczucie!
— Uczucie? — powtórzyła matka, odwracając wzrok. — Ona nie jest zdolna do uczuć. I doskonale o tym wiesz.
— Nie, nie wiem! — Krzysztof podniósł głos. — Całe życie powtarzałaś: znajdź tę jedyną — dobrą, wierną, mądrą, gospodarną. I co? Jest brzydka?
— Ładna… — wycedziła Halina.
— W domu mamy porządek? Mamy. Szanuje cię? Tak. Nigdy nie powiedziała ci słowa przeciw. Mądra — zna się lepiej ode mnie na technice i literaturze. Więc o co chodzi, mamo?
— O to, iż twoja Danuta to nie człowiek, Krzysztof — powiedziała z rozpaczą, wstając z fotela. Mały stolik z imbrykiem i sernikami, który starannie przygotowała synowa, zatrząsł się i z hukiem przewrócił. — To produkt! Program! Mechanizm! Żelazo i kable, choćby jeżeli ubrane w gładką skórę i błyszczące oczy!
— Mamo…
— Nie przerywaj mi! — odcięła. — Ta… kobieta… nie starzeje się, nie choruje, nie kłóci! Jest idealna z definicji! Wymienne piersi, ładowanie od słońca, wbudowany termostat! Rozumiesz, iż zamieniłeś żywe — na technologię?
Stary jamniczek Lolek zaszczekał, kręcąc się u jej stóp w geście poparcia.
— Oczywiście, iż się do ciebie uśmiecha! Ma tryb „uśmiech na powitanie” włączony! Nigdy nie przewraca oczami, nie irytuje się, nie krzyczy. Nie jest człowiekiem, Krzysztof! A ty… wybrałeś iluzję.
Milczał. Potem, wzdychając głęboko, wyszedł do sypialni.
Następnego ranka, roztrzęsiona i z bijącym sercem, Halina stała na balkonie, patrząc na podwórko, gdzie bawiły się dzieci i spacerowały pary. W uszach dźwięczały słowa syna: „Kochamy się”.
Tego samego dnia weszła na stronę producenta androidów. Palce drżały, gdy przeglądała katalog modeli. W końcu wybrała: Witold. Wzrost — 185, ciemne oczy, „tryb empatii”, „aktywne słuchanie”, „ręce do przytulania — o zwiększonej miękkości”. Tak, drogo. Bardzo. Ale czy miłość syna nie jest tego warta?
Po trzech tygodniach przyszedł kurier. Ogromne pudło stało w salonie, a w środku — on. Jej Witold. Jego oczy błyszczały spokojem. Jego głos — niski, kojący, jakby żyli razem czterdzieści lat.
— Mamo, ty na poważnie? — Krzysztof patrzył oszołomiony na Witolda, wygodnie rozłożonego na podgrzewanej kanapie.
— A dlaczego nie? — odparła spokojnie Halina. — Stwierdziłam: dość cierpienia. Ty żyjesz z androidem — teraz ja też nie będę sama.
— Mamo… — Krzysztof nerwowo przeczesał włosy. — To przecież absurd!
— Absurd? — uśmiechnęła się drwiąco. — Nie większy niż twoja Danuta. A przynajmniej on nie dyskutuje, nie obraża się, nie sprzeciwia. I kawę parzy lepiej niż barista!
— A uczucia? Ciepło? Dusza?
— Sam tak wybrałeś. Czyżby podwójne standardy, synku?
Później, w kuchni, Krzysztof jednak zdecydował się na szczerą rozmowę:
— Mamo, rozumiem, iż chcesz mnie udowodnić. Ale naprawdę myślisz, iż to coś zmieni?
— Myślę, iż oboje jesteśmy zmęczeni bólem. Zawodem. Ja tyle lat byłam sama. A teraz przynajmniej ktoś zapyta, jak minął dzień, kto okryje kocem…
— Mamo… To… to namiastka. Jakbyś zamiast mnie kupiła kopię.
— Właśnie to zrobiłeś, Krzysiu. Oboje wybraliśmy wygodę, nie trud. Tylko ja przynajmniej jestem z tym szczera.
— I co teraz?
— A teraz jemy kolację. Witold zrobił zapiekankę. Danucie powinno smakować.
Tego wieczoru na balkonie, przy cichym szumie ulicy, Halina stała obok Witolda. Trzymał ją za rękę. W mieszkaniu Krzysztof nastawiał czajnik, a Danuta aktualizowała system.
Czasem miłość przyjmuje dziwne formy. Ale czy nie najważniejsze, by w domu było ciepło?