Miłość przez nienawiść

newsempire24.com 3 dni temu

Miłość przez nienawiść

Krystyna Nowak stała przy oknie i obserwowała, jak jej sąsiadka Danuta wiesza pranie na podwórku. Każdy ruch tej drugiej wydawał się jej celowo powolny, jakby Danka specjalnie przeciągała czas, by dłużej pokazywać się przed cudzymi oknami.

— Znowu ta krowa się wystawia — mruknęła Krystyna, ściskając brzeg firanki. — Pewnie myśli, iż wszyscy się na nią gapią.

Danuta Kowalska tymczasem rozwieszała uprane prześcieradła, coś pod nosem nucąc. Była trzy lata młodsza od Krystyny, ale wyglądała na mniej niż swoje pięćdziesiąt osiem lat. Włosy zawsze ułożone, sukienki wyprasowane, buty wypolerowane. I ta jej postawa — proste plecy, uniesiona głowa — wprawiały Krystynę w furię.

Mieszkały w sąsiednich mieszkaniach już ponad dwadzieścia lat, a przez cały ten czas między nimi tliła się jakaś dziwna niechęć. Wszystko zaczęło się od błahej sprawy — Danuta kiedyś zauważyła, iż Krystyna niewłaściwie sadzi pelargonie w ogródku. Doradziła, jak lepiej to zrobić. Krystyna odebrała to jako bezczelną ingerencję w jej sprawy.

— Sama wiem, jak sadzić kwiaty! — warknęła wtedy. — Nie ucz mnie życia!

— Chciałam tylko pomóc — zbiła się z tropu Danuta. — U mnie na działce takie same rosły, bardzo ładne były.

— Nie potrzebuję twojej pomocy! — odcięła Krystyna i demonstracyjnie odwróciła się na pięcie.

Od tamtej pory witały się przez zaciśnięte zęby, a częściej udawały, iż się nie widzą. Krystyna w każdym geście sąsiadki doszukiwała się podstępu albo chęci upokorzenia. Gdy Danuta kupiła nową torebkę, Krystyna uważała, iż się przechwala. Gdy piekła ciasta, których zapach roznosił się po klatce schodowej — iż robi to na złość, żeby wszyscy widzieli, jaka z niej gospodyni.

— Mamo, dlaczego się do niej przyczepiasz? — pytała córka Krystyny, Ola, gdy przyjeżdżała w odwiedziny. — Normalna kobieta, co w niej takiego strasznego widzisz?

— Ty jej nie znasz — mruczała Krystyna. — Tylko udaje porządną, a w rzeczywistości… Pamiętasz, jak ukradła kotka Szymańskim?

— Mamo, kot sam do niej poszedł! Szymańscy trzymali go na ulicy, a ona wzięła go do domu, nakarmiła. To nie kradzież.

— No pewnie! Ona zawsze ma rację, święta! — Krystyna ze złością zatrzasnęła drzwi lodówki.

Tymczasem Danuta cierpiała nie mniej. Sincerze nie rozumiała, czym zasłużyła na taką niechęć. Próbowała kilkakrotnie poprawić relacje — przynosiła ciasta, oferowała pomoc z ciężkimi zakupami. Ale Krystyna za każdym razem odtrącała te gesty.

— Dziękuję, nie trzeba — odpowiadała chłodno. — Sama sobie poradzę.

Ciast choćby nie brała, mówiła, iż jest na diecie. Choć Danuta dobrze widziała, jak kupuje w sklepie torty i słodycze.

— Nie rozumiem jej — wzdychała Danuta, rozmawiając przez telefon z siostrą. — Nie zrobiłam jej nic złego, a ona mnie nienawidzi. Może naprawdę kiedyś powiedziałam coś nie tak?

— Olej ją — odpowiadała siostra. — Różni ludzie są. Nie każdy musi się wszystkim podobać.

Ale Danucie ciężko było z tą ciągłą chłodnością. Z natury była osobą towarzyską, lubiła pogadać z sąsiadami, podzielić się nowinami. A tu mieszka obok kobieta, która patrzy na nią jak na wroga.

Pewnego zimowego wieczora Danuta wracała ze sklepu. Torby były ciężkie, a chodnik w podwórku śliski. Poślizgnęła się i upadła, rozsypując zakupy po śniegu. Kolano bolało ją tak, iż nie mogła wstać.

— Ojej, jak boli! — jęknęła, próbując zebrać rozsypane pomarańcze.

W tej chwili z klatki wyszła Krystyna. Zobaczyła, co się stało, i na moment zastygła. Przemknęło jej przez myśl: „Słusznie jej się należy, niech poleży”. Ale natychmiast zawstydziła się tej myśli. Kobieta leżała na śniegu, było jej zimno i bolało.

— Wstawaj — Krystyna wyciągnęła rękę. — Ostrożnie, nie śpiesz się.

Danuta wdzięcznie chwyciła podaną dłoń i z trudem stanęła na nogi.

— Dziękuję — szepnęła. — Kolano chyba mocno stłukłam.

— Najpierw zbierzemy zakupy, potem zobaczymy — Krystyna w milczeniu zaczęła podnosić rozsypane produkty. — Jodynę masz w domu?

— Chyba tak.

— Posmaruj dobrze, jeżeli skóra jest uszkodzona. I przyłóż coś zimnego, żeby opuchlizna nie była duża.

Zebrali wszystko do toreb, a Krystyna pomogła sąsiadce dojść do windy.

— Jeszcze raz dziękuję — powtórzyła Danuta, naciskając przycisk. — Nie wiem, co bym bez pani zrobiła.

Krystyna tylko skinęła głową i odwróciła się. Ale cały wieczór myślała o tym zdarzeniu. Nie dawało jej spokoju spojrzenie Danuty — wdzięczne, a jednocześnie zaskoczone. Jakby ta kobieta nie spodziewała się po niej pomocy.

— A czego się spodziewała? — rozmyślała Krystyna, zaparzając herbatę. — Że przejdę obojętnie? Kim ja jestem w jej oczach?

Następnego ranka usłyszała, jak Danuta z trudem schodzi po schodach. Windy znów nie działały, a zakupy były potrzebne. Krystyna wyjrzała do korytarza.

— Jak noga? — zapytała.

— Boli, ale da się radę. Dziękuję za wczorajszą pomoc.

— E tam — Krystyna zamilkła na chwilę. — Słuchaj, a gdzie idziesz? jeżeli do sklepu, mogę… Sama i tak miałam iść.

Danuta spojrzała na nią zdziwiona.

— Naprawdę się nie krępuje? Byłabym bardzo wdzięczna. Oto lista — podała kartkę. — I pieniądze.

— Jakie pieniądze? Dam radę — Krystyna wzięła listę. — Mleko, chleb, śmietana. Jasne. Coś jeszcze?

— Nie, dziękuję. Tyle wystarczy.

Kiedy Krystyna wróciła z zakupami, Danuta przywitała ją ciastem.

— Dla pani. Wczoraj upiekłam, akurat wystygło. Z kapustą.

— Nie trzeba — zaczęła automatycznie Krystyna, ale się połapała. — To znaczy… Dziękuję. Lubię z kapustą.

Stały na półpiStały na półpiętrze, uśmiechając się do siebie niepewnie, jakby dopiero teraz zobaczyły w sobie nie wrogów, ale ludzi, którzy przez tyle lat mogli być sobie bliscy.

Idź do oryginalnego materiału