Miłość do grobu
Kasia wyszła ze sklepu, poprawiła siatkę z zakupami i ruszyła w stronę domu. Wydawało się, iż kupiła niewiele, a jednak torba ciążyła jak kamień. Przed blokiem zatrzymała się. „W oknach ciemno. Znowu ta Ania gdzieś poleciała” – pomyślała, kręcąc głową. „Niech tylko wróci… Odkąd zadaje się z tym… Łukaszem, to w nauce szło na dno, opuszcza lekcje. Nauczyciele skarżą. A tu matura za pasem, studia… Jak wpadnie w drzwi, to ja jej pokażę…” – nakręcała się, wchodząc po schodach.
W kuchni rzuciła siatkę na krzesło. Spojrzała na kuchenkę. „No jasne. Prosiłam, żeby ziemniaki obierzyła albo makaron ugotowała. Uciekła… Co ja z nią zrobię? O rany…”
Szybkim ruchem zdjęła kurtkę, zawiesiła w przedpokoju i wróciła. Trzaskała lodówką, brzęczała garnkami – gotowała kolację, wściekła, obiecując sobie, iż tym razem powie córce wszystko, co myśli.
Ale Ania nie śpieszyła się do domu. Minęła dziesiąta, jedenasta – wciąż jej nie było. Kasia chodziła nerwowo po mieszkaniu, powtarzając jak mantrę:
„Tylko niech wróci… Tylko niech wróci, a ja jej pokażę, gdzie raki zimują! Walczę jak osa o słoik, wszystko dla niej, żeby miała lepiej, a ona choćby makaronu ugotować nie potrafi… Jak ja jestem zmęczona, wszystko sama, wszystko na mojej głowie… Myśli, iż mnie nie ciągnęło do życia? Też byłam młoda, też miałam plany, a potem dziecko na ręce i koniec. Niewdzięczna… Chce powtórzyć moje błędy? Niech spróbuje, zobaczy, co to znaczy…”
Wściekłość sięgała zenitu. Chciała rzucać przedmiotami, żeby choć trochę ją rozładować.
Gdy w zamku zgrzytnął klucz, najpierw się ucieszyła, iż córka wróciła cała. Ale gdy zobaczyła jej rozpromienioną, zawstydzoną twarz, gniew wrócił ze zdwojoną siłą.
„Gdzie ty byłaś? Wiesz, która godzina? A lekcje? Matura za pasem, a ty się włóczysz Bóg wie gdzie!” – krzyczała, nie myśląc o sąsiadach.
„Lekcje zrobiłam…” – próbowała się bronić Ania.
„Zamknij się! Nie przerywaj matce! Zupełnie cię poniosło? Myślałam, iż się wyuczysz, znajdziesz dobrą pracę, wtedy będzie łatwiej. A ty moje błędy powtarzasz.”
„Żadnych błędów nie powtarzam. Przestań krzyczeć…” – warknęła Ania.
Jej oczy zgasły, na policzkach pojawiły się czerwone plamy.
„O ty…” – Kasia ledwo powstrzymała się przed obelgą.
Rozglądała się bezradnie, szukając czegoś, czym mogłaby wymierzyć karę. Ania wykorzystała moment i chciała prześlizgnąć się do swojego pokoju, ale matka w końcu złapała składaną parasolkę z szafki i zamachnęła się.
„Mamo!” – krzyknęła Ania, chowając głowę w ramionach.
Od tego krzyku ręka Kasi opadła. Parasolka z hukiem spadła na podłogę. Kobieta zgarbiła się, jakby cała jej złość nagle wyparowała.
„Ja się martwię, nie wiem, gdzie cię szukać, a ty… Co to na twoim palcu? Skąd to?” – zapytała słabo, nagle czując ogromne zmęczenie.
Opadła na stołek w przedpokoju.
Ania powoli odsunęła dłonie od twarzy i spojrzała na skromny złoty pierścionek z małym białym kamykiem.
„Łukasz mi dał” – powiedziała cicho, spoglądając na matkę spod oka, jakby sprawdzając, czy burza minęła.
„Jesteś jeszcze w szkole. On tego nie rozumie?” – spytała Kasia, wpatrując się w pierścionek.
„Rozumie. No i co? Za dwa miesiące zdaję maturę i…”
„I się usamodzielnisz? No tak. Póki co mieszkasz ze mną. Szanuj moje zasady, pomagaj w domu. Nie czekaj, aż cię nosem w to wtłoczę. Myślisz, iż jesteś dorosła, więc możesz robić, co chcesz? Wychodzić nocą? A może i szkołę rzucisz? A jak zajdziesz w ciążę?…” – gniew znów narastał.
Mimo iż wiedziała, iż przesadza, nie mogła przestać.
„Mamo, on mnie kocha. Ja też go kocham” – powiedziała Ania z desperacją.
„Gdyby cię kochał, dbałby o twoją przyszłość, a nie ciągnął w dół. I skąd on się w ogóle wziął…” – Kasia pokręciła głową, a z jej piersi wyrwał się jęk.
Noc była długa. Nerwy nie dawały spać. Zamartwiała się, jak naprawić relację z córką. Jak to się stało, iż jej Ania, mądra, piękna, zawsze grzeczna, teraz tak się zmieniła? Wyobrażała sobie najgorsze scenariusze, aż w końcu zadzwoniła do jedynej przyjaciółki.
„Co się stało?” – zapytała Ewa, przeciągając się.
„Przepraszam, iż o tej porze… Ale musiałam z kimś pogadać. Ania…”
„To nie koniec świata. Mówiłam ci, żebyś jej nie trzymała pod kloszem. Co teraz?”
„Ewka, związ”Może i życie potoczy się inaczej niż planowałyśmy, ale najważniejsze, iż jesteśmy razem,” szepnęła Kasia, patrząc, jak córka i Paweł przygotowują wigilijne pierogi, a przez okno pada pierwszy śnieg.