Miłość na rozdrożu – dlaczego wybrałem mojego kota

newsempire24.com 4 dni temu

Kilka miesięcy temu byłem przekonany, iż moje życie w końcu się układa. Miałem u boku kobietę, którą kochałem – Magdalenę. Spędziliśmy razem osiem pięknych miesięcy, pełnych bliskości i wspólnych planów. Kiedy zaproponowała, żebyśmy zamieszkali razem, nie wahałem się ani chwili. Byłem pewien, iż to kolejny naturalny krok w naszej relacji.

Znaleźliśmy przytulne mieszkanie w Krakowie, w sercu starego miasta, z widokiem na Wawel. Miało stać się naszym domem, miejscem pełnym miłości, ciepła i bezpieczeństwa. Ale nie byliśmy tam sami. W tym mieszkaniu, obok nas, żył ktoś, kto był ze mną na długo przed Magdą.

Tobi.

Mój kot. Mój wierny towarzysz. Mój najbliższy przyjaciel.

Tobi był ze mną od dziesięciu lat. Przygarnąłem go, gdy byłem jeszcze studentem, samotnym w wielkim mieście, próbującym znaleźć swoje miejsce w świecie. Był przy mnie w chwilach radości, ale przede wszystkim w tych najtrudniejszych momentach – gdy życie rzucało mnie na kolana, gdy czułem się opuszczony, gdy wydawało mi się, iż nie mam już nikogo.

Kiedy Magda wprowadziła się do mnie, byłem pewien, iż wszystko będzie w porządku. Twierdziła, iż lubi koty, a choćby czasem bawiła się z Tobim, głaskała go i śmiała się, gdy w zabawie gonił własny ogon. Wysyłała znajomym jego zdjęcia i mówiła: „Zobacz, jaki uroczy futrzak mieszka z nami!”

Ale się myliłem.

Najpierw zaczęło się niewinnie – Magda od czasu do czasu kichała, jej oczy robiły się zaczerwienione, a w nocy mówiła, iż ma zatkany nos. Uznaliśmy, iż to może alergia na pyłki lub zwykłe przeziębienie. Ale jej stan z dnia na dzień się pogarszał. Miała coraz większe trudności z oddychaniem, była osłabiona, a nocami budziła się nagle, łapiąc gwałtownie powietrze, jakby się dusiła.

Byłem przerażony.

Poszliśmy do lekarza. W poczekalni ściskałem jej rękę, zapewniając, iż wszystko będzie dobrze, iż na pewno znajdzie się jakieś rozwiązanie.

Jednak słowa lekarza były jak uderzenie w twarz.

— Ma pani silną alergię na sierść kota. Organizm zaczyna reagować coraz bardziej agresywnie, a długotrwała ekspozycja może doprowadzić do poważnych problemów zdrowotnych. Jedynym rozwiązaniem jest wyeliminowanie źródła alergii.

„Wyeliminowanie źródła.”

Te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie jak echo.

— Ale Magda wcześniej spędzała czas z Tobim i nigdy nie miała takich problemów! – powiedziałem, próbując znaleźć jakąś lukę w diagnozie.

Lekarz spojrzał na mnie ze zrozumieniem, ale jego głos był stanowczy.

— Alergie mogą rozwijać się stopniowo. Czasami organizm przez lata toleruje alergen, ale nagle przekracza granicę i zaczyna silnie reagować.

W drodze do domu panowała cisza.

W mojej głowie kłębiły się myśli. Może dałoby się kupić oczyszczacz powietrza? Może leki antyalergiczne? Może ograniczenie kontaktu Magdy z Tobim? Musiało być jakieś wyjście.

Ale kiedy tylko zamknęliśmy za sobą drzwi, zdałem sobie sprawę, iż Magda już podjęła decyzję.

— Więc? Kiedy się go pozbędziesz?

Jej głos był chłodny, bez cienia wahania.

Zamarłem.

— Co?

— No chyba nie sądzisz, iż mogę dalej tu mieszkać, skoro przez niego się duszę? Lekarz był jasny – musisz go oddać.

Coś we mnie pękło.

— Magda… Tobi to nie jest tylko kot. To część mojego życia.

Przewróciła oczami.

— A ja? A ja nie jestem częścią twojego życia? Naprawdę zamierzasz wybrać zwierzę zamiast mnie?

I wtedy zrozumiałem.

To nie była tylko kwestia alergii. To był test.

Gdyby naprawdę mnie kochała, próbowałaby znaleźć inne rozwiązanie. Spróbowałaby chociaż zrozumieć, jak bardzo to dla mnie trudne. Ale nie. W jej oczach sprawa była prosta.

Albo Tobi, albo ona.

Nie miałem już wątpliwości.

Spojrzałem jej prosto w oczy i spokojnym, choć stanowczym głosem powiedziałem:

— jeżeli uważasz, iż Tobi jest tylko problemem, którego trzeba się pozbyć, to może to ty powinnaś odejść.

Jej twarz pobladła.

— Ty… mówisz poważnie? Wybierasz kota zamiast mnie?!

Westchnąłem.

— Wybieram tego, kto nigdy nie zmusił mnie do wybierania między miłością a lojalnością.

Przez chwilę stała nieruchomo, jakby czekała, aż zmienię zdanie. Ale nie zamierzałem tego robić.

Bez słowa odwróciła się i zaczęła pakować swoje rzeczy.

Patrzyłem na nią, ale nie czułem gniewu. Nie czułem smutku. Tylko ulgę.

Dziesięć minut później już jej nie było.

W mieszkaniu zapanowała głęboka cisza.

Usiadłem na kanapie, pozwalając, by emocje w końcu opadły.

Po chwili poczułem znajome ciepło obok siebie.

Tobi.

Wskoczył mi na kolana, zwinięty w kłębek, i zaczął cicho mruczeć, jakby mówił: „wszystko jest w porządku”.

Przesunąłem dłonią po jego miękkiej sierści i wziąłem głęboki oddech.

Bo prawdziwa miłość nie stawia ultimatum. Nie żąda poświęceń, nie oferując nic w zamian.

I nie – nie żałuję mojego wyboru. Bo w przeciwieństwie do Magdy, Tobi nigdy nie kazał mi wybierać między miłością a lojalnością.

Idź do oryginalnego materiału