Miłość, która przetrwała lata

newsempire24.com 1 miesiąc temu

Miłość przetrwała lata

Do wsi przyjechała nowa rodzina. Właśnie zbudowano nową szkołę. Stary dyrektor przeszedł na emeryturę, a nowym został Robert Kowalski z żoną, nauczycielką matematyki, i ich córką Stasią, która miała piętnaście lat.

Stasia nie przypominała wiejskich dziewczyn, więc wszystkie chłopaki zwracali na nią uwagę, a miejscowe dziewczyny były zazdrosne. Nowa dziewczyna zawsze chodziła schludna, z ciasno splecionym grubym warkoczem, buty czyste, choćby jesienią potrafiła przejść przez wiejskie błoto i umyć je w kałuży, zanim weszła do szkoły.

— Stasia ma za dużo wolnego czasu, myje buty w kałuży — śmiały się z niej wiejskie dziewczyny, które same chodziły brudne, ale z czasem też zaczęły się starać.

Bo widziały, iż chłopakom podoba się schludna Stasia.

W wsi mieszkał Mirek, szesnastolatek, pracowity chłopak, wysoki i barczysty. Już nie chodził do szkoły, skończył ósmą klasę. Pracował na wsi, kosił z mężczyznami, układał siano w stogi — i robił to tak dobrze, iż kobiety tylko potrząsały głowami.

Mirek miał słabość do dziewczyn. Od czternastego roku życia zmieniał je jak rękawiczki, a one same się nie opierały, bo był przystojny. A od szesnastu lat i pod stogami miłość kręcił. Teraz miał siedemnaście.

— Mirek, kobieciarz nie byle jaki — mówili o nim sąsiedzi, a on tylko się uśmiechał.

Ale wszystko się zmieniło, gdy pierwszy raz zobaczył Stasię. Szła z matką do sklepu po przyjeździe, taka schludna i zgrabna.

— Co to za zjawisko? — zdziwił się Mirek i spytał swojego przyjaciela, rudego i piegowatego Janka.

— To nowi, ojciec dyrektorem w szkole, a to Stasia i jej matka, nauczycielka matematyki.

I wtedy Mirek przepadł. Zapomniał o wszystkich swoich podbojach, jakby nigdy nie patrzył na dziewczyny, jakby pierwszy raz się zakochał. choćby przymknął oczy, gdy ją zobaczył — było w niej coś niesamowicie lekkiego, a jego rozhukana dusza zadrżała.

Mirek wiedział, iż Stasia to jeszcze dziecko, nie próbował się zbliżyć, obserwował z daleka. Ale na wsi wszyscy wiedzieli, iż Mirek zakochany. Minęła jesień, przyszła zima. Rzekę skuł lód, dzieciaki jeździły na łyżwach, prostych „śnieżkach”, przywiązanych do butów. Wiejska młodzież nie potrafiła jeździć dobrze.

Aż nagle stał się cud. Na lód wyszła Stasia — w łyżwach z butami, pięknych, jak ona sama. Jak jeździła! Wszyscy patrzyli z zapartym tchem, dzieci stały na brzegu i podziwiały, jak Stasia wycina piruety, ślizga się i kręci na jednej nodze.

— Stasia daje popis! — dziwili się starsi, a maluchy gapili się z otwartymi ustami.

Mirek tego nie widział, wracał z pracy.

— Pomocy! Pomocy! — usłyszał krzyki znad rzeki. Nie myśląc, rzucił się tam.

W przerębli ktoś się miotał. Rzeka nie była szeroka, ale trzeba było biec po lodzie.

— Stasia tonie! — wrzeszczały dzieci.

Mirek zrozumiał, iż Stasia nie wiedziała, iż pod tamtym brzegiem bije źródło i lód jest słaby. Nie zastanawiając się, rzucił się na pomoc, zrzucając kurtkę, gdy dotarł do przerębli i zobaczył przerażone oczy Stasi. Pełznął, a ona, łamiąc lód rękami, trzymała się ostatnich sił.

— Nie wziąłem choćby kija — pomyślał gorączkowo i zdjąwszy pasek, rzucił jej jeden koniec.

Stasia złapała się, a on pociągnął z całych sił i wyciągnął ją, ciągnąc aż na środek rzeki, a potem wziął ją na ręce, mokrą i drżącą, i zaniósł do jej domu.

matka Stasi przyszła do Mirka
Wieś już wiedziała, jak Mirek uratował Stasię. Plotki rosły z domu do domu. Ale jak było, wieczorem, gdy zapadł zmrok, do domu Mirka przyszła matka Stasi:

— Mireczku, dziękuję ci — mówiła, przynosząc słodycze. — Stasia kazała cię zaprosić. Leży z gorączką.

Mirek poszedł z nią. Stasia leżała w łóżku, zobaczyła go i słabo się uśmiechnęła, podając gorącą dłoń.

— Dziękuję, Mirek, gdyby nie ty… — łza spłynęła jej po policzku, a on otarł ją ręką.

Zaczęli się spotykać. Mirek przychodził wieczorami, bo w dzień pracował. Siedzieli w jej małym pokoju i rozmawiali, a raczej Stasia mówiła, a on słuchał, zachwycony jej głosem.

Stasia skończyła szesnaście lat, trzymali się za ręce, a Mirek pierwszy raz ją pocałował. Gdy skończył osiemnaście, poszedł do wojska. Żegnali się długo, Stasia płakała, a on ją uspokajał.

— Czas gwałtownie minie, wrócę, tylko zaczekaj — obiecywał, a ona przytakiwała.

Ale los bywa okrutny. Mirek trafił w gorące miejsce na Kaukazie. Został ranny, stracił nogę. Długo leżał w szpitalu, nikomu nie mówił, a Stasi już na pewno.

— Nie wrócę taki do domu — myślał. — Nie chcę, by widziała mnie kaleką. Niech sama układa sobie życie.

Gdy tylko nauczył się chodzić na protezie, wyjechał z szpitala i zamieszkał z kolegą z sali, Pawłem, w mieście powiatowym. Znalazł pracę, ożenił się. Wciąż był przystojny, choć utykał. Wera sama zaproponowała mu związek, potem ślub.

— Mirek, ożeńmy się — powiedziała. — Pomogę ci, widzę, iż ciężko.

— Dobrze — zgodził się Mirek i wprowadził do jej kawalerki.

Żyli w szacunku, nie w miłości. Mirek wiedział, iż kocha tylko Stasię. Czasem wspomnienia go przytłaczały, ale zaciskał zęby, by nie uciec do niej.

Z Weroniką mieli córkę, Olę.

Po latach zaczął odwiedzać wieś, gdzie została jego matka. Spotykał się ze Stasią, która stała się zwykłą wiejską kobietą. Wyszła za miejscowego Zbyszka, urodziła troje dzieci. Piękno zostało, ale figura się rozlała.

Gdy się spotkali, wiedział, iż wciąż coś go do niej ciągnęło. Ale oboje się powstrzymywali. Po urlopach wracał, pił tygodniami, straszył żonęPo pogrzebie Michała Stasia codziennie przychodziła na jego grób, siadała na pobliskiej ławeczce i szeptała: “Czekałam całe życie, a teraz znów czekam, aż się spotkamy”.

Idź do oryginalnego materiału