Miłość bez prawa do bliskości
Hanna Kowalska poprawiła biały fartuch i spojrzała na zegarek. Do końca zmiany zostały jeszcze cztery godziny, ale zmęczenie już dawało o sobie znać. Na korytarzu oddziału neurologicznego panował zwykły ruch – pielęgniarki krzątały się między salami, rodzice pacjentów cicho rozmawiali w kątach.
— Doktor Kowalska, czeka na panią gość — powiedziała młoda pielęgniarka, Magda, zaglądając do gabinetu.
— Kto konkretnie?
— Krewny pacjenta z sali siódmej. Chyba Nowak.
Hanna Kowalska skinęła głową i odłożyła historię choroby, którą przeglądała. Nowak. To nazwisko sprawiło, iż jej serce zabiło mocniej, choć za wszelką cenę starała się opanować emocje.
Do gabinetu wszedł wysoki mężczyzna po pięćdziesiątce z siwiejącymi skroniami i zmęczonymi brązowymi oczami. Jan Nowak trzymał w ręce siatkę z owocami i wyglądał na zaniepokojonego.
— Dzień dobry, doktor. Jak się czuje moja żona?
— Proszę usiąść — wskazała Hanna na krzesło przed biurkiem. — Stan pani Marii jest stabilny. Dobrze reaguje na leczenie.
Jan odetchnął z ulgą i przesunął dłonią po włosach.
— Dzięki Bogu. Przez cały tydzień się martwiłem. Gdy dostała ataku, myślałem, iż ją tracę.
Hanna patrzyła na tego mężczyznę i czuła znajomy bó— Chodź, Janie, usiądź — powiedziała cicho, wskazując na krzesło — bo choć nasze serca już wiedzą, iż tęsknią, los każe nam jeszcze chwilę poczekać.