Osiedle Wola, Warszawa.
Wojciech Kowalski, właściciel połowy luksusowych nieruchomości w stolicy, zatrzymał się przed odrapanym blokiem, który wyglądał jak relikt minionej epoki. Przyszedł, by zwolnić sprzątaczkę, która odważyła się odrzucić jego zaloty.
Ale gdy drzwi się otworzyły, nie stała w nich Kasia.
Było troje przerażonych dzieci, patrzących na niego jak na uosobienie śmierci.
Proszę pana, nie zabieraj nam mamy szepnęła najmłodsza, łapiąc go za nogę drżącymi rączkami.
Za ich plecami, w dwupokojowym mieszkaniu, które pachniało wilgocią i rozpaczą, Wojciech ujrzał coś, co sparaliżowało go na miejscu.
Kasia, kobieta, która czyściła jego marmury warte 20 000 zł za metr, spała na podłodze, wciąż w uniformie, otoczona niezapłaconymi rachunkami i lekami, których nie stać ją było kupić. Na ścianie wisiało zdjęcie Kasia w sukni ślubnej obok męża w mundurze wojskowym.
Żołnierz, który zginął w Afganistanie. Wdowa, którą próbował uwieść swoją arogancją bogacza. Dzieci, które miały stracić jedyne, co im zostało matkę.
Warszawa lśniła w słońcu września jak niespełniona obietnica. Z apartamentu na Mokotowie Wojciech patrzył na miasto, które w połowie należało do niego. W wieku 38 lat przekształcił ojcowską fortunę w imperium nieruchomości od Warszawy po Kraków, od Gdańska po Wrocław. Pałace zamienione w hotele, dzielnice gentryfikowane, ludzie wysiedlani w imię postępu, który miał jego twarz.
Jego małżeństwo z Magdą było transakcją, udającą miłość. Ona wniosła nazwisko i kontakty, on kapitał i ambicję. Rozwód dwa lata później był równie wyrachowany.
Kasia weszła w jego życie pół roku wcześniej wynajęta przez agencję do sprzątania trzy razy w tygodniu. 32 lata, ciemny kok, oczy, które nie spuszczały wzroku przed nim, jak robili to inni. Drażniła go i fascynowała. Może przez to, jak czyściła jego podłogi z taką samą starannością, jakby to była świątynia. Może dlatego, iż jego bogactwo w ogóle jej nie imponowało.
Jego obsesja narastała. Zaczął od drobnych gestów drogich prezentów, komplementów, zaproszeń na kolację pod pretekstem nadgodzin. Kasia odmawiała z uprzejmą stanowczością, która doprowadzała go do szaleństwa.
W końcu przekroczył granicę. Znalazł ją klęczącą w łazience, a widok ten obudził w nim bestię. Pochwycił ją, przycisnął do ściany, szepcząc propozycję, której żadna sprzątaczka nie powinna odrzucić.
Ale Kasia odmówiła. Spojrzała na niego z taką pogardą, jakiej nie widział od lat. Powiedziała, iż woli umrzeć z głodu, niż zostać jego zabawką.
Nikt nie odrzucał Wojciecha Kowalskiego. NIKT.
Spędził noc pijąc whisky za 5000 zł butelkę i planując zemstę. Nie tylko ją zwolni zniszczy ją. Upewni się, iż nikt w Warszawie jej nie zatrudni. Niech żebrze. A wtedy, gdy będzie wystarczająco zdesperowana, wróci i przyjmie jego warunki.
Adres z akt person











