Milioner przebrany odwiedza swój sklep i odkrywa, iż kierownik upokarza kasjerkę
Pewnego ranka pan Zygmunt postanowił wyjść bez kierowcy i swojego eleganckiego garnituru. Założył starą czapkę, ciemne okulary i zwykłą koszulkę. Nie chciał zwracać na siebie uwagi. Był właścicielem jednej z największych sieci supermarketów w Polsce, ale tego dnia chciał coś sprawdzić. Otrzymał zbyt wiele anonimowych skarg na złe traktowanie pracowników w jednym z oddziałów. Wziął więc czerwony wózek i z neutralnym wyrazem twarzy wszedł do sklepu jak zwykły klient.
Nikt go nie rozpoznał, ale to, co zobaczył przy kasie, było gorsze, niż się spodziewał. Młoda kasjerka, mająca nie więcej niż 23 lata, miała zaczerwienione oczy. Jej dłonie drżały, gdy skanowała produkty. Zygmunt zauważył, jak próbowała się uśmiechać do klientów, ale coś w jej spojrzeniu mówiło, iż w środku była złamana. Właśnie wtedy podszedł do niej kierownik – mężczyzna w garniturze, z aroganckim tonem głosu – i zaczął na nią krzyczeć, nie zważając na obecność innych ludzi.
„Znowu ty, ślicznotko, ale zupełnie do niczego! Ile razy mam ci to powtarzać?” – warknął. Dziewczyna opuściła głowę, próbując powstrzymać łzy. Zygmunt obserwował to z marsem na czole, ukrywając rosnącą wściekłość. Starsza pani stojąca w kolejce spróbowała interweniować: „Przepraszam, ale to nie jest sposób na traktowanie pracownicy”. Kierownik odwrócił się do niej gwałtownie. „Niech się pani zamknie! To nie pani sprawa” – odparł bez cienia szacunku. Kasjerka chciała coś powiedzieć, ale ledwo wydobyła z siebie głos:
„Przepraszam, system się zawiesił…” Kierownik przerwał jej brutalnie, odpychając monitor w jej stronę. „Tanie wymówki! Jesteś tu po to, żeby służyć, a nie beczeć jak rozpieszczone dziecko”. W sklepie zaległa cisza. Nikt nie rozumiał, dlaczego nikt tego nie powstrzymuje. Zygmunt zachował spokój, choć w środku gotowała się w nim złość. Nie tylko z powodu braku szacunku, ale także bezkarności, z jaką ten człowiek się zachowywał. Pomyślał o swojej matce, która przez lata pracowała jako kasjerka, by utrzymać rodzinę.
Pomyślał o tym, jak ciężko jest zarobić na chleb z godnością. A teraz stał przed nim człowiek, który uosabiał wszystko, czego nienawidził – władzę pozbawioną człowieczeństwa. Widział, jak dziewczyna przełykała ślinę, ocierając łzę, która wymknęła się spod powieki. „Powiedziała, iż przyszła do pracy mimo gorączki, a teraz zobaczcie, jak jej za to dziękują” – mruknął jeden z klientów. Kierownik nie ustępował. Wyglądało na to, iż czerpie z tej sytuacji przyjemność, jakby upokarzanie jej na oczach wszystkich dawało mu władzę.
„Chcesz wrócić do układania towaru, czy wolałabyś, żebym zadzwonił do HR i od razu cię stąd wyrzucił?” – syknął. Dziewczyna ledwo poruszyła wargami. „Potrzebuję tej pracy” – wyszeptała, ale on choćby na to nie zareagował. „No to się postaraj, bo wisisz na włosku!” – wrzasnął. Zygmunt spojrzał na innych pracowników. Nikt się nie odzywał. Niektórzy udawali, iż nie widzą, inni spuszczali głowy. Strach był wyraźny. Mężczyzna trzymający dziecko na rękach wyszedł z kolejki, oburzony. „To niesprawiedliwe! Ona nic złego nie zrobiła”. Kierownik odparł: „Jeśli tak ją pan broni, to niech pan ją zabierze do domu! Tu potrzebujemy ludzi, którzy potrafią służyć, a nie wzbudzać litość”.
Te słowa uderzyły Zygmunta jak policzek. Chciał coś powiedzieć, ale wiedział, iż musi poczekać na odpowiedni moment. Tymczasem jego wzrok utkwił w twarzy dziewczyny. Nie było tam już tylko smutku – teraz była też wstyd. Wstyd za to, iż jest bezradna, iż nie może się bronić, iż traktuje się ją jak nikogo. Przeszła obok nich przełożona, zauważyła sytuację, ale tylko odwróciła wzrok i poszła dalej. Było jasne, iż takie traktowanie było na porządku dziennym, a nie wyjątkiem.
Zygmunt wziął głęboki oddech. Musiał to potwierdzić, zanim interweniował. Wyjął telefon i dyskretnie nagrał scenę – krzyki, obelgi i twarz kierownika wykrzywioną złością, podczas gdy dziewczyna ledwo stała na nogach. Nikt nie powinien przechodzić przez coś takiego. Zwłaszcza ktoś, kto mimo wszystko trzymał się dzielnie.
I właśnie wtedy kierownik, widząc, iż kasjerka zwleka z obsługą, wyrwał jej skaner i wrzasnął: „Wynoś się! Mam cię dość!”. Dziewczyna cofnęła się, drżąc. „Jesteś zwolniona. Do niczego się nie nadajesz!” – ryknął. Cały sklep oniemiał. Zygmunt, z sercem bijącym mocno, schował nagranie i powoli odsunął wózek. Dziewczyna zrobiła krok do tyłu, jakby właśnie straciła wszystko. A gdy zakryła twarz, płacząc w ciszy, kierownik, dumny ze swojej władzy, nie miał pojęcia, kto stoi przed nim i co za chwilę się wydarzy.
Klienci zaczęli szeptać między sobą. Kierownik, pewny swojej pozycji, odwrócił się z butą i krzyknął: „Niech ktoś posprząta ten bałagan i znajdzie kogoś kompetentnego na tę kasę!”. Nikt się nie poruszył. Wszyscy pracownicy byli sparaliżowani tym, co właśnie widzieli. Cisza była gęsta, pełna napięcia.
Pan Zygmunt, wciąż w okularach, podszedł powoli do kasy. Jego głos, niski i sp