Logan stał jak wryty, podczas gdy miasto wokół niego toczyło się swoim zwykłym, nieustannym rytmem. Wpatrywał się w twarz kobiety, której nigdy się nie spodziewał zobaczyć ponownie na pewno nie w ten sposób.
Oliwia Dąbrowska. Jego pierwsza miłość. Jedyna miłość, jeżeli miał być szczery.
Dziewczyna, która kiedyś wyzwała go, by wspiął się na wieżę ciśnień, tańczyła boso podczas burz, całowała go pod trybunami po lekcjach i szeptała mu marzenia o Paryżu, poezji i świecie większym niż ich małe miasteczko.
Ale zniknęła po maturze. Bez słowa. Bez telefonu. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu.
A teraz stała tu, trzymając na chodniku przed butikiem Chanel dwie drżące dziewczynki, wyglądając, jakby świat o niej zapomniał.
On uklęknął.
Właśnie tam, w swojej dopasowanej marynarce i włoskich butach, na brudnym chodniku w Warszawie.
Oliwia szepnął jeszcze raz, ciszej.
Ona nie mogła spojrzeć mu w oczy.
Nie chciałam, żebyś mnie tak zobaczył powiedziała ochrypłym głosem. Prawie uciekłam, gdy cię rozpoznałam.
Bliźniaczki patrzyły na niego wielkimi, przestraszonymi oczami. Jedna z nich pociągnęła Oliwię za ręk.
Mamo, zimno mi.
Serce mu się ścisnęło. *Mamo.*
Spojrzał na Oliwię, mówiąc głosem łagodniejszym, niż pamiętała. To twoje?
Skinęła głową. Lena i Zosia. Mają trzy lata.
Zaparło mu dech.
*Trzy lata.*
Wyglądały dokładnie jak ona, ale było coś znajomego w kształcie ich podbródków. W tym, jak Zosia mrużyła oczy w słońcu tak samo jak on w dzieciństwie.
Serce waliło mu jak młot.
Czy to moje?
Oliwia w końcu podniosła wzrok, z łzami w oczach. Nie wiedziałam, jak cię znaleźć. Próbowałam ale gdy dowiedziałam się, kim się stałeś, pomyślałam Głos jej zadrżał. Pomyślałam, iż tego nie chcesz. Mnie. Ich.
Cisza, cięższa niż wszystko, co kiedykolwiek znał, zawisła między nimi.
Nie był pewien, jak długo tak stali.
W końcu, powoli jakby decyzja już była zapadła głęboko w jego duszy zdjął marynarkę i otulił nią Oliwię. Delikatnie wziął Lenę na ręce, a potem wyciągnął dłoń do Zosi.
Chodźcie powiedział stanowczo. Idziemy do domu.
W ciągu następnych dni media oszalały.
Miliarder technologiczny, Wojciech Nowak, widziany z nieznaną kobietą i dziećmi w centrum miasta!
Sekretna rodzina magnata?
Od bezdomnej do apartamentowca: kobieta, która złamała milczenie Wojciecha Nowaka!
Ale Wojciechowi było to obojętne.
Nie obchodziły go nagłówki gazet.
Nie obchodzili go zaniepokojeni członkowie zarządu, którzy dzwonili bez końca.
Nie obchodziły go plotki na salonach.
Bo Oliwia i dziewczynki spały teraz w jego apartamencie na górze w cieple, bezpieczne, najedzone.
I po raz pierwszy od dawna czuł *coś*.
Kilka tygodni później Oliwia stała przy jego ogromnych oknach, wpatrując się w panoramę miasta.
Nie pasuję do tego świata, Wojtek powiedziała cicho. Ty jesteś sobą. A ja jestem tylko
Jesteś ich matką przerwał. Jesteś jedyną osobą, która kiedykolwiek naprawdę mnie znała. Pasujesz tu bardziej niż ktokolwiek.
Odwróciła się do niego ze łzami w oczach. Bałam się.
Ja też szepnął. Ale już się nie boję.
Potem uklęknął nie z pierścionkiem, jeszcze nie ale z całym swoim sercem.
Zostań. Znajdziemy rozwiązanie. Razem.
I Oliwia została.
Nie przez pieniądze. Nie przez apartament, przez media czy luksus.
Ale dlatego, iż mężczyzna, który kiedyś przytrzymał jej dłoń na szkolnym korytarzu, odnalazł ją ponownie tym razem na najzimniejszej ulicy, w najcięższym momencie jej życia.
I zamiast odwrócić się plecami
Wrócił do domu.
Do niej.
Do ich córek.
Do życia, które było im pisane.