Było to podczas wieczornego posiłku, gdy nagle rozwarły się drzwi wejściowe, a do mieszkania niczym burza wpadła jego matka – Helena Stanisławska.
„Synu! Zaraz dowiesz się prawdy o swojej żonie!” – wykrzyknęła już od progu.
„Mamo, usiądź, uspokój się. Jesteś cała czerwona, pewnie ciśnienie skoczyło” – zaniepokoił się Marek.
„A czy dziwi cię dlaczego?” – odparła teściowa, zwracając się do synowej. – „Spotkałam dziś Jolantę, twoją koleżankę z pracy, i wszystko mi wyjawiła!”
„Co dokładnie?” – spokojnie spytała Kinga, patrząc uważnie na Helenę.
„Że dostałaś podwyżkę już w zeszłym roku i zarabiasz półtora raza więcej niż Marek! A on choćby nie wiedział! Wszystko przed nim ukrywałaś!” – wybuchnęła teściowa, aż się zakrztusiła z oburzenia.
„W czym problem, pani Heleno? Nie prosimy was o pieniądze, starcza nam na życie. O co chodzi?”
„Wiosną, gdy poprosiłam was o pomoc z remontem dachu w domku letniskowym, mówiliście, iż nie macie środków. A teraz okazuje się, iż są! Gdzie one są? Zbierasz na rozwód, prawda?!” – naciskała, podnosząc głos.
Kinga wstała od stołu i zwróciła się do męża:
„Marku, przynieś proszę z górnej szuflady w sypialni czerwoną teczkę.”
W milczeniu spełnił jej prośbę.
„Co to jest?” – spytał, otwierając teczkę. – „Lokaty?”
„Tak. Na Zuzię i Kubę. Co miesiąc odkładam część pensji – na ich przyszłość. Gdy zrozumiałam, iż w twojej rodzinie jestem tylko tymczasowa, musiałam pomyśleć, jak ochronić swoje dzieci.”
„Co znaczy *tymczasowa*?” – wtrącił Marek.
„Nie pamiętasz, jak przepisaliście mieszkanie, które rodzice kupili ci za pieniądze z tej kamienicy na Starym Mieście? Tylko na ciebie. Bo *na wszelki wypadek, gdybyście się rozwiedli*. Wtedy nie powiedziałeś ani słowa. Byłam w ciąży, wiedziałeś. A milczałeś. Myślisz, iż tego nie zauważyłam? Że zapomniałam?”
Marek ciężko westchnął. Teściowa próbowała się wtrącić:
„To była tylko przezorność!”
„Przed kim? Przed matką waszych wnuków?” – głos Kingi lekko drżał. – „A potem dziwicie się, iż jestem wobec was chłodna?”
„Gdzie są pieniądze, Kinga?” – znów odezwała się teściowa. – „Skoro nie wkładasz ich do rodzinnego budżetu, to znaczy, iż masz forsę na boku. Szykujesz się do odejścia.”
„Marku, odprowadź proszę mamę. Nie mamy już sobie nic do powiedzenia” – rzekła Kinga, nie podnosząc głosu.
„Oczywiście, już idę! Ale pamiętaj – sama rujnujesz swoją rodzinę!” – rzuciła Helena Stanisławska, choć w drzwiach jeszcze się odwróciła. – „Choć… od początku nie byliście sobie równi.”
Gdy drzwi się zamknęły, Marek długo milczał.
„Naprawdę myślałaś, iż szykuję *zaplecze*?” – zapytał cicho.
„Nie wiedziałam, co myśleć. Bo milczałeś. A milczenie też jest odpowiedzią.”
„Nie chcę rozwodu. Kocham cię. I dzieci.”
„Więc to udowodnij. Pokaż, iż nie jestem ci obca.”
„Dobrze. Przepiszę to mieszkanie na Zuzię. A na konta dzieci – też zacznę odkładać. Po trochu, ale regularnie. Zaufanie to ruch w dwie strony.”
Kinga wolno skinęła głową.
„A słowo *rozwód* jest w naszym domu zakazane” – dodał Marek.
„Zgoda.”
I po raz pierwszy od dawna poczuli, iż nie mówią do współlokatorów, ale do bliskich sobie osób.
*(Dzisiaj zrozumiałem, iż cisza czasem rani bardziej niż słowa. Lepiej powiedzieć prawdę, choćby jeżeli boli, niż zostawiać drugą osobę w niepewności.)*