Kontakt Ernesty ze światem zewnętrznym ograniczył się do balkonu i dziurki po klamce. Nie mogła zawołać o ratunek. Z powodu chorych strun głosowych mówiła tylko szeptem.
– Jest pani głodna? – zapytałem, przykładając ucho do dziurki.
– Karmią mnie sąsiadki – wyszeptała.
– Jak się pani czuje?
– Jestem słaba. Gdy się kładę, kręci mi się w głowie. Jakbym wpadała w otchłań – odpowiedziała z wysiłkiem, sylaba po sylabie. – Zakręcają wodę i prąd. Mówią, iż nie płacę. Śmierdzę. Myję się chusteczkami.
– Nie może pani wychodzić?
– Córka mnie zamknęła. Pomóżcie.
Dzień wcześniej. Hanna Rawska, emerytka, wbiegła do redakcji lokalnej gazety w Nowej Soli. Poprosiła o pomoc dla sąsiadki z klatki obok. Po chwili już jej nie było. Pobiegłem za nią, przez miasto, wzdłuż kamienic.

Aktualności „Pisma”
W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.
Stare, grube mury. Po dwa mieszkania na piętrze. Do każdego solidne drzwi, wysokie na 2,5 metra. Hanna z pakunkiem przewieszonym przez ramię wdrapała się po schodach na szczyt kamienicy. Kazała mi czekać na podwórzu. Po chwili z okna na poddaszu spuściła na sznurku pakunek. Opadł na balkon piętro niżej, w ręce Ernesty, drobnej starszej kobiety, która coś powiedziała, ale tak cicho, iż nie zrozumiałem ani słowa. Z pakunku wyjęła słoik z zupą i kawałek chleba. gwałtownie zniknęła w mieszkaniu. Spieszyła się – oni mogli zaraz wrócić. Córka i wnuczka z chłopakiem prowadzili bar z kebabem. Wychodzili przed południem, wracali nocą. W ciągu dnia bywali w mieszkaniu głównie po to, by nakarmić swoje psy i kota.
Sprowadzili się ponad dwa lata wcześniej. Cieszyła się, iż bliscy z nią zamieszkali. Myślała, iż będzie jej lżej. Przed laty córka wykupiła mieszkanie komunalne Ernesty, bo jej nie było na to stać. Obiecała matce, iż będzie mogła w nim zostać do końca życia. Ernesta wprowadziła się tu po wojnie, tak jak większość mieszkańców kamienicy.
– Nie wiedzą, iż daję jej jedzenie – powiedziała mi Hanna.
Dawniej przynosiła Erneście posiłki do mieszkania, ale córka tego zabroniła. Zamykała matkę na klucz. Wychodząc, wyjmowała klamkę z drzwi. Ernesta tkwiła w mieszkaniu jak w więzieniu. Raz powiedziała Hannie, iż rodzina nie zorganizuje dla niej choćby pogrzebu, iż miejsce pochówku będzie miała pod płotem – jak chwast.
Gdy dom zamienia się w więzienie
Przez dziurkę po klamce Ernesta widziała korytarz i drzwi sąsiadów – starszego małżeństwa. Piętro niżej mieszkali kolejni starsi ludzie. Czasami zaglądali do niej przez dziurkę i współczuli. Albo nawoływali, by wyszła na balkon, bo chcieli wiedzieć, czy żyje.
Ernesta od dawna prosiła o pomoc, ale nikt nie potrafił jej uratować.
Dwa lata wcześniej. Zadzwoniła pod 997 i powiedziała, iż córka uderzyła ją w głowę. Z dokumentów, które później sporządzono, wynika, iż przyjechali policjanci. Córka oświadczyła, iż matka ma guza mózgu i zmyśla. Poprosili starszą kobietę, żeby się uspokoiła i poszła do swojego pokoju.
Potem była w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej (MOPS). Powiedziała pracownicy socjalnej, iż córka ogranicza jej dostęp do wody i prądu, krzycząc: „Czekaj, kurwa, wystawię ci rachunek!” albo „Kurwo, na moim gazie gotować nie możesz”. Że groziła zamknięciem w hospicjum. I kazała jeździć do byłego zakładu pracy, by żebrać o pieniądze na leki. Ale Ernesta była słaba. Nie miała sił na podróż do Zielonej Góry, gdzie kiedyś pracowała jako kierowniczka portierni.
Pracownica MOPS-u porozmawiała z sąsiadkami. Jedna powiedziała, iż Ernesta „chodzi ostatnio jakby zalękniona”. Druga – że córka to osoba konfliktowa, która zabrania odwiedzin.
Sąsiadka z piętra niżej, dawna przyjaciółka, z którą kiedyś Ernesta spotykała się na kawę i ciastko, przestała przychodzić, gdy wprowadziła się rodzina. Widywały się tylko na klatce. Ernesta mówiła o psychicznym maltretowaniu. O awanturach, biciu po głowie, konieczności załatwiania potrzeb do słoika, bo nie mogła korzystać z łazienki.
Ernesta mówiła o psychicznym maltretowaniu. O awanturach, biciu po głowie, konieczności załatwiania potrzeb do słoika, bo nie mogła korzystać z łazienki.
Pracownica MOPS-u zabrała Ernestę do psychiatry. Ocenił, iż jest zdrowa. Wtedy ta pracownica założyła pierwszą Niebieską Kartę. niedługo Ernesta przestała się skarżyć. Mówiła, iż wszystko jest w porządku. Nie chciała zawiadamiać prokuratury. Ale po trzech miesiącach, gdy córka zażądała kolejnych opłat i groziła sądem, Ernesta zmieniła zdanie. Wtedy MOPS złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa – stosowania przemocy fizycznej i psychicznej.
Policjanci wszczęli dochodzenie półtora miesiąca później – na podstawie artykułu 207, ustęp 1 Kodeksu karnego, który mówi, iż „kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą (…) podlega karze więzienia od 3 miesięcy do lat 5”. Przesłuchali Ernestę. „Z początku było wszystko w porządku – zeznała. – Córka robiła remont. Z moich pieniędzy położyła panele, wymieniła okno. Ja na ten remont wzięłam kredyt. (…) Od października 2014 roku zaczęły się awantury, a dokładnie od tego, iż dostaliśmy rachunek za gaz. Wówczas córka powiedziała, iż za mało płacę. (…) Ja wówczas powiedziałam, iż nie mam pieniędzy. Po tym jak ja to powiedziałam, to córka wyłączyła prąd w moim mieszkaniu, to jest pokoju, i został on włączony dopiero po tym, jak jej zapłaciłam 300 złotych. Moja córka cały czas woła, abym dawała jej pieniądze. Córka mówi, iż ja jestem wariatką, iż przyprowadzi do domu psychiatrę i zamknie mnie w zakładzie psychiatrycznym. Ponadto mówi, iż jestem tu tylko sublokatorką (…). Tej sytuacji przygląda się moja wnuczka (…), która widząc, jak jej matka się zachowuje, zaczęła również mówić, iż jestem darmozjad, iż jestem tu tylko sublokatorem”.
Po dwóch tygodniach przyjechali kolejni policjanci. Nie zastali starszej kobiety w mieszkaniu. Córka i wnuczka powiedziały, iż Ernesta jest chora psychicznie, iż one są przez nią podtruwane i okradane. Gdy funkcjonariusze wychodzili, spotkali Ernestę na klatce. Wracała ze spaceru z Bakusiem, swoim yorkiem. Miała siniaka na ręce. Powiedziała, iż się uderzyła.
Policja przesłuchała pracownicę MOPS-u. Ta zeznała: „obecnie jest spokój i córka już na nią nie krzyczy, nie wyzywa, a jedynie korespondencyjnie, za pośrednictwem poczty wysyła jej listy polecone, w których wzywa ją do zapłaty wyliczonych należności”.
Córka wysyłała Erneście pisma stylizowane na urzędowe, które podpisywała imieniem i nazwiskiem z adnotacją „właścicielka mieszkania”. Matkę nazywała w nich „lokatorką”. Wyliczała, ile i za co Ernesta musi zapłacić: niedopłata za wodę i ścieki za poprzednie półrocze 170 złotych, czynsz za lokal 181 złotych, fundusz remontowy 72 złote, zaliczka na wodę i ścieki 30 złotych, energia elektryczna 143 złote. Rachunki obejmowały też płyny do podłóg, środki czystości, a choćby papier toaletowy – wszystko rozpisane co do złotówki.
Przestraszona Ernesta na piśmie zobowiązywała się do uiszczenia kolejnych opłat. Miała około 1650 złotych emerytury, z czego sporą część wydawała na leki i jedzenie, więc prosiła córkę o rozłożenie kwoty na raty. „Zobowiązuję się do spłaty zadłużenia, jakie wyniknęło z zaległości opłat za media, które zużyłam od marca do dnia otrzymania wezwania do zapłaty” – deklarowała na piśmie. Córka zwracała się do matki per „pani”. „W związku z pismem, jakie Pani do mnie wystosowała w sprawie instalacji anteny (…), informuję, iż wyrażam zgodę”. Ernesta anteny jednak się nie doczekała, bo córka nie wpuściła montera do mieszkania.
„Ona zaprzeczyła, aby znęcała się nad matką, twierdziła, iż matka jest agresywna i złośliwa, iż sika do słoika, je z jednej miski z psem” – zeznała pracownica MOPS-u.
„Ona zaprzeczyła, aby znęcała się nad matką, twierdziła, iż matka jest agresywna i złośliwa, iż sika do słoika, je z jednej miski z psem” – zeznała pracownica MOPS-u.
„Nic mi nie jest wiadomo na temat ewentualnego znęcania się nad Ernestą przez jej córkę czy wnuczkę. (…) Ja nie wtrącam się do spraw sąsiadów” – oświadczyła jedna z sąsiadek.
„Babka podkradała nam różne drobiazgi, ale i dokumenty z pokoju, musiałyśmy pozakładać kłódki na drzwi – zeznała córka. – Babka ma emeryturę, a jest na moim utrzymaniu. Za nic nie płaci, a korzysta ze wszystkiego. Babka nie jest tu pokrzywdzoną. Babka myśli, iż ja będę robić dla niej wszystko, co mi każe. Babka chodzi i trzaska drzwiami (…). Ani ja, ani moja córka nie robimy krzywdy mojej matce. Nie ma z naszej strony żadnej przemocy. (…) Uważam, iż mama nie jest zdrowa na umyśle. (…) Mieszkanie jest moje, (…) moja matka mieszka więc u mnie. W tej sytuacji nie zostaje mi nic innego jak wnieść o eksmisję mojej matki z mojego mieszkania”.
Dochodzenie umorzono. Policjanci zanotowali, iż postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia nie wymaga uzasadnienia.
Dwa miesiące później w MOPS-ie zakończono procedurę Niebieskiej Karty. Zgodnie z obowiązującymi wtedy przepisami przestano sprawować nadzór nad taką rodziną. „Pani Ernesta oświadczyła, iż ona dla świętego spokoju będzie dawała tyle, ile córka od niej żąda, i później już nie zgłaszała żadnych problemów” – wyjaśniła pracownica socjalna w trakcie składania zeznań.
Milcząca, cicha, niewidzialna – tak mówi się o przemocy, której seniorzy doświadczają ze strony dorosłych dzieci. Dotyka przede wszystkim matek i babć. Choć nie tylko ich.
Skala przemocy wobec osób starszych
Mariola Plekaniec, pracownica socjalna MOPS-u w Zielonej Górze, ma 15 lat doświadczenia w zawodzie. Wcześniej przez wiele lat była policjantką i kuratorką społeczną [o pracy tych ostatnich pisała Sylwia Witkowska, „Pismo” nr 3/2019 – przyp. red.]. Zdarzało się, iż osobom doznającym przemocy ratowała życie. – Kobieta potrafi cierpieć tak długo, iż aż brakuje skali – mówi. Często słyszy od starszych kobiet, iż były bite przez mężów, czuły się nieszczęśliwe, ale nie reagowały latami, bo w akcie małżeństwa jest zapisane, iż przy mężu mają być na dobre i złe. – Skarżą się mi, iż nie potrafią odejść, bo w pełni są zależne od swoich partnerów i boją się, iż same sobie nie poradzą – wyjaśnia. – To dość częste, iż jeżeli starsza matka doznaje przemocy na przykład od dorosłego syna, to wcześniej doznawała jej też od męża. W takim domu przemoc staje się normą.
Jaka jest skala tego problemu? Pytam o to w ośrodkach pomocy społecznej w powiecie nowosolskim, gdzie pracuję jako dziennikarz lokalny. Od pracownic socjalnych słyszę to samo: przemoc wobec seniorów istnieje, ale trudno ją zauważyć. Starsi milczą – ze wstydu, strachu, przez współuzależnienie. Albo dlatego, iż kochają swoje dzieci ponad wszystko.
– Nie mamy takich statystyk – mówi Justyna Sęczkowska-Sobol, oficerka prasowa Komendy Powiatowej Policji w Nowej Soli. – To sporadyczne przypadki – ocenia jednak.
Dzwonię do Wydziału Polityki Społecznej Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego. Tam odsyłają mnie do corocznych raportów o przemocy domowej publikowanych w biuletynie informacji publicznej. Nie ma w nich danych pokazujących, jak często sprawcami przemocy wobec seniorów są ich dorosłe dzieci. Widnieją jednak liczby dotyczące Niebieskich Kart, w których wykazano podejrzenie stosowania przemocy względem osób między innymi powyżej 60. roku życia. W 2019 roku wszczęto procedurę w 417 rodzinach, w 2020 – w 467, w 2021 – w 391, w 2022 – w 436, w 2023 – w 392.
Z informacji, które otrzymałem z Komendy Głównej Policji, wynika, iż w skali kraju w 2023 roku osób po 65. roku życia doznających przemocy było 7,5 tysiąca (z czego 5,9 tysiąca stanowiły kobiety). To prawie 10 procent wszystkich spraw związanych z przemocą domową. W 2024 roku doznających przemocy było w tej grupie wiekowej ponad 8 tysięcy (z czego prawie 6,2 tysiąca to kobiety).
Większość przypadków nie jest jednak zgłaszana.
Sprawcami mogą być małżonkowie, partnerzy, wnuki. Jak często krzywdę wyrządzają dorosłe dzieci?
Brakuje analiz określających jednoznacznie, którzy członkowie rodziny najczęściej stosują przemoc wobec osób starszych. Według badania PolSenior2, przeprowadzonego w latach 2016–2020 w ramach Narodowego Programu Zdrowia na zlecenie Ministerstwa Zdrowia, najczęstszymi sprawcami byli: współmałżonek lub partner (43 procent), syn (28,6 procent), albo córka (20 procent). Zgodnie z Ogólnopolską diagnozą zjawiska przemocy wobec osób starszych i osób niepełnosprawnych, przeprowadzoną we wrześniu 2022 roku na zlecenie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS), najczęstszymi sprawcami przemocy fizycznej względem seniorów i seniorek byli współmałżonkowie (38,6 procent przypadków), choć zdecydowanie częściej mężowie (29,5 procent przypadków). Dzieci biły starszych rodziców rzadziej (6,8 procent przypadków). Przemoc psychiczną najczęściej stosowali współmałżonkowie, ale biorąc pod uwagę, iż w badaniu przeważającą większość stanowiły kobiety, mówimy tu o mężach jako sprawcach (42,73 procent). Z kolei 15,7 procent dzieci krzywdziło w ten sposób swoich starszych rodziców. …