Mieszkanie, czyli Historia pewnej rodziny
Zosia wracała powoli ze szkoły, zastanawiając się, jak sprawić, by mama nie dowiedziała się o jedynce. Najlepiej, gdyby jej w ogóle nie było w domu. Wtedy Zosia po prostu schowałaby dziennik pod łóżkiem i powiedziała, iż zapomniała go w szkole. Ale co zrobić jutro? Nie da się przecież codziennie zapominać dziennika. Mama i tak się dowie.
„Dzisiaj schowam, a jutro postaram się poprawić ocenę. Wtedy mama nie będzie tak strasznie krzyczeć” – postanowiła Zosia i przyspieszyła kroku.
Mama ciągle przypominała Zosi, iż musi się dobrze uczyć. Po pierwsze, by nie hańbić nazwiska ojca – był profesorem. Po drugie, by ćwiczyć umysł. W rodzinie były genetyczne skłonności do niektórych chorób. Babcia cierpiała na alzheimera. Zmarła, gdy Zosia miała dwa lata.
Ostrożnie weszła do mieszkania, starając się nie trzasnąć drzwiami. Na wieszaku wisiał płaszcz mamy – znaczy, jest w domu. Zosia cicho się rozebrała i na palcach weszła do swojego pokoju. Schowała dziennik pod poduszką i dopiero wtedy odetchnęła z ulgą. Przebrana, od razu zabrała się za lekcje. Przeczytała choćby rozdział z historii dwa razy, a mama wciąż nie zajrzała do niej. To wcale do niej niepodobne.
Zosia uchyliła drzwi i nadsłuchiwała. W mieszkaniu panowała cisza. Może mama zachorowała i śpi? Mieszkali w przestronnym, wysokim mieszkaniu w samym centrum Warszawy. Meble były ciężkie, antyczne, ciemne. Korytarz, zastawiony wysokimi szafami, wydawał się jeszcze dłuższy i mroczny.
Nagle w salonie wybiły kurantowe zegary. Zosia o mało nie krzyknęła ze strachu. Potem przypomniała sobie, iż to tylko zegar po dziadku. Przeszła korytarzem i zajrzała do kuchni. Mama siedziała przy stole, z głową opartą na złożonych dłoniach.
– Mamo? – Zosia dotknęła jej ramienia.
Mama podniosła głowę i spojrzała na córkę załzawymi oczami.
– Tatuś umarł. W trakcie wykładu… – powiedziała matka martwym głosem.
Przytuliła Zosię i wybuchnęła płaczem, wtulając twarz w jej ramię. Dziewczyna przez chwilę się trzymała, ale w końcu też się rozpłakała.
Następnego dnia nie poszła do szkoły, nie poprawiła oceny. Nie było już na to czasu. Chodziły do szpitala, potem do kostnicy, gdzie mama zaniosła garnitur ojca i niemal nowe buty, jeszcze gdzie indziej.
Na pogrzebie było mnóstwo ludzi, głównie z uniwersytetu, gdzie ojciec wykładał i kierował katedrą. Zosia go nie pozZosia nie mogła uwierzyć, iż ten blady, obcy mężczyzna w trumnie to jej tata, który zawsze wracał do domu z uśmiechem i opowieściami o studentach, ale gdy mama płakała nad nim, szepcząc „Jak my bez ciebie przeżyjemy?”, Zosia poczuła, iż ich świat właśnie runął, i nie wiedziała, czy kiedykolwiek uda i się go odbudować.