Między wyborem, którego nie chciałam: mąż czy wnuki?

newskey24.com 1 dzień temu

Dzisiaj piszę te słowa z ciężkim sercem, bojąc się, iż nigdy nie przestaną boleć. Ja, Wanda Nowak, spędziłam z mężem czterdzieści lat. Byliśmy tą „idealną” rodziną: on – szanowany w mieście przedsiębiorca budowlany, ja – nauczycielka matematyki w technikum, dbająca o dom, wychowująca syna, zawsze pełna godności. Przetrwaliśmy wiele, myśleliśmy, iż nic nas nie złamie. A jednak.

Nasz syn, Marek, był kopią ojca – twardy, dumny, nieugięty. Nie pił, nie hulał, skończył studia z wyróżnieniem, pracował w IT. Byliśmy z mężem dumni, widzieliśmy w nim kontynuację naszych wartości. Ożenił się, ale małżeństwo rozpadło się po roku – żona zdradziła. Mój mąż, Jan Kowalski, odebrał to jak osobistą zdradę.

Potem Marek poznał kobietę. Ucieszyliśmy się, ale euforia gwałtownie zgasła – jego wybranka, Kasia, była mężatką. W oczach Jana stała się symbolem zła. Nie chciał o niej słyszeć.

— Powiedz mi, jak możesz być z nią? — spytał Jan przy kolacji. — Porzuciła swojego męża. Myślisz, iż ciebie nie zdradzi?

— Tata, kocham ją. To mój wybór.

— W takim razie nie masz ojca.

Te słowa były wyrokiem. Marek wyszedł tej samej nocy. Rano Jan zablokował mu konto, przestał płacić za studia, zadzwonił do jego pracy, żeby nie dawali mu urlopu z powodu „problemów rodzinnych”.

Próbowałam tłumaczyć mężowi, iż nie można tak odcinać się od własnego dziecka. Ale był nieugięty:

— Kto raz zdradza, zdradzi ponownie. Nie chcę znać ani jego, ani tej… wszetecznicy.

Marek wynajął kawalerkę pod Warszawą, wziął drugą pracę, by spłacać kredyt. Kasia wzięła rozwód i zamieszkała z nim. niedługo wzięli ślub, ale do nas nie przychodzili. Pięć lat nie słyszałam jego głosu, nie widziałam, jak żyje. A serce pękało. Zwłaszcza gdy przypadkiem dowiedziałam się, iż urodziła im się córka – moja wnuczka.

Błagałam męża: „Janek, przebacz. To przecież nasz syn”. On tylko zaciskał usta i mówił zimno:

— jeżeli chcesz się z nim widywać – wynoś się z domu. Nie pozwolę, by zdrada była u nas normą.

Miałam nadzieję, iż ochłonie. Nie ochłonął. Więc postanowiłam działać. Znajoma z apteki dała mi adres Marka. Kupiłam zabawki dla dziewczynki, zebrałam jedzenie, upiekłam ciasto i pojechałam.

Marek nie otworzył od razu. Stał, patrzył długo. Potem przytulił się. Bez słów. Kasia wyszła z kuchni, cała w mące, uśmiechnięta. Nie miała do mnie pretensji. A ta mała… ta mała, z tymi samymi szarymi oczami co Janek, rzuciła się w moje ramiona.

Siedzieliśmy do wieczora, pili herbatę, wspominaliśmy. Ja przepraszałam za milczenie. Oni wybaczali. Wieczorem wróciłam do domu.

W kuchni cicho. W sypialni pusto. Tylko na stole, przy lustrze, starannym pismem:

„Ostrzegałem cię. Jan”.

I tylko tyle. Walizki zabrane. Telefon wyłączony. Mąż odszedł. Na zawsze.

Nie wiem, co bolało bardziej – zdrada syna czy odejście męża. Nie zdradzałam, nie kłamałam. Po prostu poszłam do wnuczki. Do swojej krwi. Ale dla Jana to wystarczyło, by przekreślić całe życie.

Teraz mieszkam sama. Czasem Kasia przyjeżdża z dziewczynką, zaprasza do siebie. Marek stał się łagodniejszy, częściej się uśmiecha. U nich wszystko dobrze. Cieszę się. Ale moje serce jest puste. Bo wciąż tęsknię za Janem. Jego głosem, pewnością siebie, jego obecnością. Przeszliśmy razem cztery dekady. A rozeszliśmy się przez dumę.

Nie żałuję, iż wybrałam dzieci. Ale ból w środku nie mija. Nie dlatego, iż wątpię w swój wybór. Tylko dlatego, iż miłość – jak się okazuje – może przegrać nie ze zdradą czy rozstaniem, ale z uporem i urazą.

Gdyby ktoś spytał mnie dziś, czy zrobiłabym to samo jeszcze raz, odpowiedziałabym:

— Tak. Bo jeżeli trzeba wybierać między dumą a rodziną – ja wybieram rodzinę. choćby jeżeli zostanę sama.

Idź do oryginalnego materiału