– Michał, chodź na kolację!
Michał niechętnie powlókł się do kuchni. Po co się spieszyć, skoro kolacja nie zapowiadała nic dobrego.
W domu choćby nie pachniało normalnym jedzeniem. Odkąd jego żona Zlata przeszła na wegetarianizm, dla Michała nastały ponure czasy.
Z jaką przyjemnością zjadłby teraz soczystego kotleta albo placek z mięsem, a w ostateczności kanapkę z wędzoną kiełbasą.
Ale w kuchni czekało na niego coś niezrozumiałego na talerzu, na widok czego skrzywił się z niezadowoleniem.
– Co to jest?
Biorąc talerz w ręce, Michał przyglądał się potrawie o nieokreślonym kolorze, która pachniała burakiem i czymś niezbyt jadalnym.
– Michał, to nowy przepis – duszone buraki z selerem, bardzo smaczne i przede wszystkim zdrowe!
Lepiej by to była duszona wieprzowina, do niej choćby seler bym zaakceptował! – pomyślał Michał, ale nie odważył się powiedzieć tego na głos. Wiedział, co by po tym było! Kolejny wykład o tym, jakie złe jest mięso i jakie korzyści przynoszą warzywa i zielenina.
Zlata dosiadłaby swojego konika i nie dałoby się jej zatrzymać! Gorzej od tego mogłaby być tylko obraza na nieustępliwego męża i wyrzuty, iż żona cały dzień myśli, co by tu nowego i zdrowego ugotować, a mąż nie docenia jej starań.
Michał westchnął, usiadł przy stole i ostrożnie nadział widelcem trochę tej „zdrowej” potrawy. Zlata z uśmiechem patrzyła na męża, oczekując zachwytu i pochwały dla niej jako gospodyni.
Zamiast tego mąż z trudem przełknął trochę buraczanej masy, odłożył widelec i mruknął:
– Zlata, na takim jedzeniu niedługo wyciągnę nogi.
– Jak możesz tak mówić?
Michał gwałtownie wstał od stołu i poszedł do pokoju. Jak można było się spodziewać, za jego plecami usłyszał pociąganie nosem żony. Ale postanowił nie zwracać na to uwagi. Myślał, jakby tu szybciej zasnąć. Głodny żołądek burczał i domagał się normalnej kolacji.
Michał wyobrażał sobie, jak jutro w pracy zajdzie do bufetu i zje pięć, a najlepiej dziesięć gorących pierożków z mięsem lub ziemniakami.
Rano na stole czekał na niego pojemnik z obiadem, w którym rozpoznawał wczorajszą potrawę.
Michał z niechęcią odsunął pojemnik i wyszedł za drzwi. Z sąsiednich mieszkań pachniało smakowicie jajecznicą z bekonem. Powstrzymując swoje pragnienia, Michał wyszedł w mroźny grudniowy poranek. Przecież niedługo Nowy Rok!
Jaki stół żona zawsze szykowała na święto! A co go czeka w tym roku? Szpinak i seler? A może w ramach prezentu dostanie suchary?
Mimo sytuacji, Michała rozbawiły myśli o takim prezencie.
W bufecie udało mu się normalnie zjeść, ale zauważył, iż je tak, jakby oczekiwał, iż zaraz pojawi się żona i z wyrzutem spojrzy na pierożki, które je mąż.
Po powrocie do domu Michał niespiesznie się rozebrał i przygotował się na kolejne nowe wegetariańskie danie.
Zadzwonił dzwonek do drzwi, a otwierając je, Michał zobaczył Wiktorię, siostrę żony. Od razu zauważył dużą torbę w rękach kobiety i choćby trochę się ucieszył.
– No co, szwagrze, przyjmuj gości! A gdzie Zlata?
Z kuchni wybiegła Zlata i rzuciła się, by objąć siostrę. Wiktoria zdjęła płaszcz i przeszła do kuchni. Michał wniósł za nią torbę, otworzywszy którą, Wiktoria zaczęła wykładać na stół wiejskie smakołyki. Kiełbasa, wędzone mięso, gęś niemałych rozmiarów, kiszonki…
Michał patrzył na to bogactwo, szeroko otwierając oczy.
– No co, Zlata, nakrywaj do stołu!
Głos żony rozwiał wszystkie iluzje Michała.
– Wiktorio, my takich rzeczy nie jemy.
– Jak to nie jecie? Zawsze jedliście, a teraz co?
– My z Michałem przeszliśmy na zdrowe odżywianie, zostaliśmy wegetarianami…
Widząc tęskne spojrzenie męża, który nie mógł oderwać wzroku od wielkiego kawałka szynki, Wiktoria pokręciła głową.
– No tak! Widzę, iż ty, siostro, może gdzieś przeszłaś, ale twój mąż został tam, gdzie był. Nakarm męża, mówię. Sama rób, co chcesz!
Wiktoria rządziła siostrą z racji starszeństwa. Zlata niechętnie pokroiła kiełbasę, mięso, wyjęła z słoika chrupiące ogóreczki.
– Jedz, szwagrze! Ja pozwalam.
Michał, starając się nie zauważać spojrzenia żony, nie kazał się długo namawiać. Kiedy jeszcze nadarzy się taka okazja! Zlata skromnie ugryzła ogóreczka, a Wiktoria głośno piła herbatę z malinowym dżemem.
Michał po raz pierwszy od dawna zasnął syty, nie myśląc o bufecie.
W nocy, po sytej kolacji, obudził się, by napić się wody. Wyszedłszy z sypialni, usłyszał rozmowę Wiktorii ze swoją żoną.
– Co ty, Zlata, postanowiłaś faceta karmić swoją trawą? Chcesz, żeby mąż od ciebie uciekł?
– Nie! – zaszlochała Zlata. – Ja przecież chciałam, żeby był zdrowszy!
– A nie jest u ciebie zdrowy, tylko głodny! Uważaj, bo się doigrasz! Znajdzie Michał sobie nową żonę, z żurkiem i kotletami. A ty będziesz samotnie buraka ze łzami przegryzać.
– Ach, Wiktorio, ale z ciebie spryciara! – Michał zadowolony uśmiechnął się i poszedł dosypiać.
I choć Michałowi choćby nie przyszło do głowy odchodzić od swojej żony, słowa Wiktorii go ucieszyły. Może chociaż siostra naprowadzi jego żonę na adekwatną drogę.
Rano Michał obudził się od takiego smakowitego zapachu, jakiego dawno nie czuł w swoim domu. Był wolny dzień, ale nie leżał długo w łóżku. W kuchni czekał na niego zastawiony smakołykami stół.
– Michał, chodź na śniadanie!
– No, szwagrze, zjedz śniadanie i odprowadzisz mnie na dworzec.
Wiktoria spojrzała na Michała chytrze, a on ukradkiem uśmiechnął się do niej i skinął głową.
Żona krzątała się przy kuchence, gotując żurek na obiad. Michał podszedł do niej i cmoknął ją w rumiany policzek. Zlata uśmiechnęła się:
– Siadaj już do stołu, bo na autobus się spóźnicie!