Michał jest wielkim i odnoszącym sukcesy człowiekiem, prowadzącym dużą firmę. Pewnego dnia zorganizowano święto w jego firmie, a Michał uwielbiał takie okazje. Hojnie obdarowywał swoich najlepszych pracowników cennymi prezentami, choćby samochodem dla najlepszego z nich. Wszyscy pracownicy otrzymali dobre prezenty: pieniądze, komputery, telewizory, wspaniałe telefony.
Święto było pełne luksusu, z drinkami, kawiorem, sernikami, plackami z łososiem, stekami i różnymi serami. Atmosfera była pełna radości, a wszyscy pracownicy świętowali, jedząc i pijąc obficie, chwaląc swojego ulubionego szefa.
Śpiewali mu pieśni pochwalne, wyznawali miłość i łapczywie patrzyli na prezenty. A szef siedział, cały czerwony, uśmiechnięty i schlebiający swojemu ego. Orkiestra grała brawurowe melodie. I jego ulubione piosenki o rzeczach najważniejszych: przyjaźni, miłości, lojalności, oddaniu…
Uwielbiał się poświęcać i dawać hojnie, otrzymywać pochwały i wdzięczność. Siedzi jak słoń i kiwa swoją wielką głową w łaskawy sposób… Poświęcił naprawdę wiele i otrzymał za to wiele nagród. Był dobrym człowiekiem, szczerze mówiąc.
Michał obdarowywał wszystkich przed świętami, dbał o każdego. choćby sprzątaczka Maria, która sprzątała hol, dostała prezent dla swoich dzieci: różowego słonia i wielką torbę czekoladek.
Chociaż jego biuro sprzątała inna sprzątaczka, bardziej uprzywilejowana. Oczywiście ta, która dostała najlepszy prezent. Prezenty przez cały czas były dawane w zależności od pozycji danej osoby, od jej statusu. Szefowie dostawali oczywiście inne prezenty.
Po jedzeniu, piciu i tańczeniu wszyscy rozeszli się do domów z prezentami i torbami pełnymi smakołyków. Michał poszedł do swojego biura, aby przejrzeć papiery. Nagle upadł na podłogę i dostał ataku. Leżał tam w strasznym bólu, próbując wezwać pomoc.
Dźwięki orkiestry nadeszły, a potem ucichły. Święto zakończyło się, wszyscy odeszli z prezentami. Michał leżał na podłodze, zdając sobie sprawę, iż nikt go nie potrzebuje. Jego żona i dzieci były na Malediwach, a pracownicy wrócili do swoich rodzin.
Zaczął umierać, sam i cicho. Bardzo bolało, to było przerażające, ale nie mógł się ruszyć. Za drzwiami słychać było tylko czyjeś kroki. Niespodziewanie ktoś otworzył drzwi… Wtedy stracił przytomność. Obudził się w szpitalu, żywy.
To Maria, sprzątaczka, uznała, iż za prezent należy odwdzięczyć się prezentem. Ugotowała placki i inne pączki, włożyła je do rondla i poszła do pracy. Była cicha, milcząca, a tu taki niespodziewany akt z jej strony.
Wpuścili ją do budynku – to było święto, może i ją zaproszono? A może musiała się gdzieś umyć… Chodziła ze starym, zielonym rondlem, szukając Michała pośród hałaśliwego balu, spokojnie. Zdecydowała się poszukać jego gabinetu, czytając tabliczki na korytarzu, poruszając ustami. Znalazła go! Weszła do niezamkniętych drzwi.
Michał przeżył. przez cały czas obdarowywał prezenty, ale teraz robił to bardziej skromnie. Zrozumiał wiele rzeczy. Ludzie biorą prezenty i odchodzą. I bardzo często nie przejmują się tym, kto dał im nagrody i hojnie ich potraktował.
Mariia przez cały czas tak pracuje. Myje i sprząta – lubi to. Właśnie dostała dobrą podwyżkę. Sprząta biuro Michała i to bardzo dobrze. Wszystko tam lśni. I zawsze pachnie plackami i innymi pysznymi smażonymi potrawami – to chyba śmieciowe jedzenie.
Ale Michał lubi pić herbatę z Marią, rozmawiać o życiu, opowiadać jej o swoim dzieciństwie, dzielić się smutkiem lub problemami. A ona słucha. Kiedyś milczała.
A on stał się rozmowny. Dobrze jest być szczerze wysłuchanym. I kiedy nie jest się samemu. Czasem człowiek źle się czuje sam. choćby jeżeli za ścianą piękna orkiestra gra melodię, a celebracja życia trwa.