Kończy nam się ten dziewczyński czas z moją córeczką, Mi wraca z wojaży. Przez pięć dni był w swoim żywiole. Przesłał nam fajne fotki, na przykład z muzeum lalek:
Jakoś tak się składa, iż rzadko bywam sama, to znaczy bez mężczyzny w domu, a bardzo to lubię. Cały dom wtedy ma jakąś taką inną, kobiecą energię, vibe, jak mówi Mo, jest zupełnie inny – spokojniejszy, delikatniejszy, łagodniejszy. Po (prawie) 30 latach bycia razem funkcjonujemy z Mi tak spoiście, iż czasem trudno mi powiedzieć, co jest moje, a co jest jego, a w taki czas mogę się sama zobaczyć na nowo. I ugotować rosół, na kurczaku i wołowinie, którego nigdy nie robię przecież na obiad z weganem.
Dobrze mi się śpi z córeczką. Nie wiem, co to jest, może całą noc jestem owinięta w dziecięce niewienne sny, a może to wieczne matki czuwanie w głowie się jakoś wyłącza, bo moje dziecko jest na wyciągnięcie ręki, więc mogę się odprężyć i po prostu spać. Próbuję pamiętać sny, ale mam ich tak dużo, a wstaję tak rano, iż po wyskoczeniu z łóżka i zapaleniu światła, snów już nie ma.
Przygotowuję się na pierwszego pacjenta, wszystko staje się coraz bardziej realne. W międzyczasie słucham debat komisji parlamentarnych w Irl o regulacji zawodu psychoterapeuty, bo jest afera jak w Polsce, tylko tutaj się towarzystwa nie kłócą ze sobą, ale z biurokratami. (W debcie bierze udział mój wykładowca, John, psychoterapeuta i psycholog:). Rząd przygotował projekt prawnej ochrony tytułu psychoterapeuty, zajmuje się tym rządowa agencja CORU, która reguluje zawody związane ze zdrowiem, jak np. fizjoterapeutów czy logopedów, oprócz lekarzy i pięlęgniarek. Po naprawdę wielu latach pracy CORU przedstawiło projekt, który jak się okazało nie uwzględnił głosu środowiska i został totalnie oprotestowany, środowisko reprezentują tu dwa największe stowarzyszenia Irish Council for Psychotherapy (2500 zrzeszonych terapeutów i wszystkie szkoły terapii, od psychoanalitycznej do behawioralnej) i Irish Association for Counselling & Psychotherapy (6500 zrzeszonych). W odróżnieniu od Polski, tutaj środowisko nie jest podzielone i zgadza się w zupełności dlaczego regulacje są do dupy. Zarzucają CORU obniżenie standardów, bo w projekcie nie ma terapii własnej jako niezbędnego warunku, nie ma również superwizji, studenci mają się uczyć prowadzenia terapii dzięki refleksji, hahaha. Brak wymagania terapii własnej agencja uzasadnia m.in. chęcią chronienia studentów, których terapia mogłaby narazić na ‚nadmierny emocjonalny stres’ 😀 U przyszłych terapeutów, którzy mają się zajmować wykorzystywaniem seksualnym, traumą, depresją, osobami ze skłonnościami samobójczymi i tak dalej. Nie żartuję.
Jeśli takie standardy wejdą, psychoterapeuci szkoleni w Irl nie będą mogli praktykować w innych krajach EU, bo we wszystkich, gdzie dostęp do zawodu jest regulowany, terapia własna i superwizja są podstawą kształcenia. CORU broni się, iż np. w kognitywno-behawioralnych podejściach terapia własna nie jest wymagana, środowisko zarzuca biurokratom, iż się zupełnie nie znają i ekstrapolują model jednej szkoły na wszystkich. Przy czym spośród 36 urzędników ustalających standardy w CORU, jeden ma wykształcenie kierunkowe. Afera na trzy fajerki, środowisko się kompletnie zbuntowało, a agencja twierdzi, iż konsultacje są zamknięte i przechodzi do następnego etapu, czyli spotkań z instytucjami edukacyjnymi, które prowadzą kierunki psychoterapeutyczne. (W Irl większość kursów jest prowadzona przez szkoły publiczne, czyli nie do końca chodzi tu o kasę jak w Polsce.) Także ostro bulgocze w kotle.
A oprócz tego sztorm Bran prawie nas z Mo zwiał ze ścieżki rowerowej, rower nie był dobrym pomysłem jednak.










