Megalityczna Macedonia cz. 3

adamaswtrasie.blogspot.com 1 rok temu
Jakieś dwa, może trzy tygodnie przed majówkowym wyjazdem AD 2023 do Macedonii Północnej (w końcu prywatnie – tak to zwykle pracowniczo, czyli Ochryda i Skopje; na własną rękę byłem tam ostatnio jakieś 10 lat temu, może lepiej) przebywałem w Chorwacji i oglądałem podziemną bazę lotniczą (obiekt wart osobnego wpisu).
- Jedziesz do Macedonii? Skoro chcesz zobaczyć obserwatorium w Kokino, zobacz też Cocev Kamen – doradził współzwiedzacz – Powinien ci się spodobać.
- A co tam jest?
- Zobaczysz.
Zaznaczyłem punkt na mapie – i po przylocie ruszyłem zobaczyć to tajemnicze miejsce. Okazało się, że nie jedyne, bo po drodze kryło się jeszcze kilka innych ciekawych punktów, skrycie liczyłem, iż także związanych ze Starożytnymi Astronautami. Albo chociaż z prehistorycznymi megalitami.
Widok na Cocev Kamen
W Kratowie – malowniczo, bo w wąwozie rzeczki Kriwej, położonym miasteczku słynnym z osmańskich mostów – ich nie spotkałem.
Panorama Kratowa
Okazało się jednak, iż ma ono inne atrakcje – ot chociażby najstarsze sosny w Macedonii. Żeby było zabawniej, zasadzone przez saskich osadników. Niemców sprowadzono tutaj w czasach osmańskich jako specjalistów od górnictwa, myślę więc, że gdzieś w okolicach miasta kryją się czekające na spenetrowanie dawne kopalnie. Znalazłem choćby coś na kształt jaskini – lub wejścia – było jednak zabezpieczone kratą, więc w tamtym momencie nie dało się wejść do środka.
Kratowskie sosny
Kilka, może kilkanaście kilometrów od Kratowa znajdowała się kolejna atrakcja: Kameni Kukli, co można przetłumaczyć jako Kamienne Lalki, choć gdzieniegdzie można spotkać się z opisem Skamieniałe Wesele. Miejsce okazało się grupą kamiennych ostańców o ciekawych kształtach – wulkanicznej proweniencji.
Kameni Kukli
W Polsce – w Sudetach chociażby – sporo mamy takich ostańców (Śląskie Kamienie na przykład, albo Głazy Krasnoludków), ale nie w takiej ilości. I podobnie jak nasze macedońskie ostańce mają pochodzenie wulkaniczne: są to pozostałości dawnych kominów wulkanicznych. Zastygła magma okazała się dużo twardsza od otaczających skał: one zwietrzały, ona została.
Głazy Krasnoludków na Dolnym Śląsku
Nietypowe kształty ostańców i ludzka cecha zwana apofenią (jest to znajdowanie w naturalnych kształtach jakichś wizerunków: ludzkich, zwierzęcych, boskich, paleoastronautycznych) sprawiły, iż miejsce to nabawiło się legendy – oto miejscowy chłopak bałamucił na raz dwie panny. Jedna żyła w dolinie, druga w górach. Obu obiecał ślub – i prawdopodobnie z oboma by się związał, gdyby nie to, iż źle dograł kolejność. Oto najpierw chciał wejść w stadło małżeńskie z panną z doliny. Niestety, weselny hałas dotarł i na szczyty gór zwabiając drugą z narzeczonych. Ta widząc, iż jej absztyfikant właśnie wchodzi w ślimaka z inną panną młodą przeklęła wszystkich weselników krzycząc coś o kamiennym sercu chłopaka. A iż miała magiczną moc, to wszyscy obecni zamienili się w kamienie. Cóż, kiedyś to były czasy, a teraz to czasów nie ma.
Skamieniali goście weselni
W każdym razie na miejscu obok przepięknych formacji skalnych znajduje się niewielkie centrum informacyjne – i czynna kasa biletowa. Nie ma natomiast Starożytnych Kosmitów, więc wypada dalej ruszyć w stronę tajemniczego miejsca zwanego Cocev Kamen.
Zjechaliśmy więc z wygodnych szlaków i zagłębiliśmy się w interior. Jak wspominałem, wypożyczone auto było raczej miejskie, ale dzielnie spisywało się na wąskich i krętych – a nieraz i szutrowych – górskich dróżkach. Znaki drogowe zdarzały się coraz rzadziej – więc i o tablicach informujących o atrakcjach turystycznych tym bardziej nie mogło być mowy. Musieliśmy więc jechać po GPS-ie: mapy Macedonii są dość trudno dostępne, a i niezbyt jakieś takie aktualne i dokładne. W każdym razie po drodze mieliśmy coś, co podpisane było jako Golemo Gradiszte. Po drodze – póki jeszcze były ludzkie sadyby – zasięgnęliśmy języka, i rzeczywiście udało się znaleźć niezwykle malownicze wzgórze. o ile coś tam było trzeba było jeszcze znaleźć drogę na skalisty szczyt.
Tu małe didaskalia: choć nazwa miejsca brzmiała bardzo kosmicznie (albo magicznie, wszak golema stworzył wedle legendy jeden z praskich rabinów) to znaczyła po prostu "duży gród"; golemo piwo w Macedonii to duże piwo. Mimo to nie wiedzieliśmy dokładnie co to może być.
A i spytać się nie było kogo – choć akurat uśmiechnęło się do nas szczęście. Oto u stóp skały spotkaliśmy miejscowego rolnika z żoną. Boszko, bo tak miał na imię stateczny gospodarz, akurat kończył prace polowe i podjechał do niewielkiej cerkwi.
- To nowa cerkiew – Macedończyk od razu zaciągnął nas do środka – Zbudowaliśmy ją kilka lat temu, a te tu obraz – wskazał ikonę przedstawiającą Zaśnięcie NMP – ufundowałem ja z żoną. Cerkiew jest nowa, ale tu obok są fundamenty starego bizantyjskiego kościoła.
Faktycznie, po drugiej stronie drogi były antyczne fundamenty, wedle naszego cicerone z V wieku po Chrystusie. Nas jednak bardziej urzekło to, że cerkiew była zamknięta tylko na haczyk. Każdy mógł do niej wejść. Podobnie jak i do pobliskiego budynku – w którym był stół, kanapa, piecyk i kredens, z którego Boszko od razu chciał wyciągnąć rakiję i coca-colę. Ot, typowa macedońska gościnność. Dodajmy, iż chatka też była otwarta
Niewielka cerkiew pw Zaśnięcia NMP
- Trochę tu bałagan – usprawiedliwiał się – ale wczoraj było święto, i ludzie tu biwakowali. A co do Golemo Gradiszte, to tu jest ścieżka, o. Zaraz przed mostem. Dwieście metrów i jesteście. Często przyjeżdżają tam archeolodzy, kopią, znajdują różne rzeczy i zapisują w mądrych książkach.
Pan Boszko i pani Boszkowa
Podziękowaliśmy Boszkowi za rady i gościnę – w zamian za co poprosił, żeby zrobić mu zdjęcie – i ruszyliśmy w stronę, jak się domyślaliśmy, stanowiska archeologicznego.
Golemo Gradiszte
Cóż – wyglądało na typowe ruiny z czasów Imperium Rzymskiego, choć oczywiście ruiny mogły być trochę starsze, grecko-macedońskie, albo młodsze, bizantyjskie – albo, jak stwierdzili archeolodzy, z czasów Justyniana, więc takie ani starożytne, ani średniowieczne. Co interesujące do dziś nie wiadomo jak się oryginalnie to, będące rówieśnikiem stambulskiej Hagii Sophii czy Irene, miejsce nazywało.
Kościół św. Ireny w Konstantynopolu
Starożytnych Kosmitów ani neolitycznych megalitów nie stwierdziliśmy – warto jednak dodać, że antyczne ruiny, choć ogrodzone siatką, były totalnie otwarte dla, prawdopodobnie nielicznych, odwiedzających. Zresztą choćby w Skopje – gdy tylko ktoś zejdzie z utartych ścieżek – łatwo znaleźć grecki teatr czy rzymski akwedukt.
Rzymski akwedukt w Skopje
Tymczasem do Cocev Kamena (Coceva Kamena?) zostało nam zaledwie kilka kilometrów – choć jak miało się okazać także bezdrożami.
Idź do oryginalnego materiału