Cóż, może i historia słowiańskiej
Macedonii zaczyna się chwilę przed inwazją koczowniczych Bułgarów
na Bałkany (no, jakieś 200 lat wcześniej – Słowianie razem z
Awarami oblegali choćby Konstantynopol; jak pisałem – nie zdobyli),
ale ziemie te zamieszkałe są od tak dawna, iż zwróciły uwagę
nie tylko miłośników archeologii, ale i Teoretyków Starożytnej
Astronautyki.
Żeby się o tym przekonać – to znaczy, jeśli
jest się miłośnikiem archeologii, zwolenników Teorii
Paleoastronautyków przekonywać nie trzeba, oni wiedzą, iż i tak
rząd wszystko zatuszował – należy będąc w północnomacedońskiej
stolicy, Skopju, udać się do, nie wymyślę tu prochu, miejscowego
muzeum. Znajduje się ono całkiem niedaleko gargantuicznego posągu
Jeźdźca na Koniu (jak chcą Grecy) czy też Aleksandra Wielkiego
(jak wolą mówić Macedończycy) oraz memoratywnego gmachu
poświęconego świętej Teresie z Kalkuty.
Pomnik Jeźdźca na koniu aka Aleksandra Wielkiego |
Samo muzeum – zdaje
się, iż wstęp jest darmowy – znajduje się w dawnym budynku
dworca kolejowego. Tego, który – mniej więcej w połowie –
przetrwał tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi z początku lat
60-tych ubiegłego wieku.
Stary dworzec kolejowy |
Nic dziwnego, iż spora część
ekspozycji w zabezpieczonej w formie trwałej ruiny hali dworcowej
poświęcona jest temu tragicznemu wydarzeniu – oraz odbudowie
miasta przy międzynarodowej współpracy. Jeden z karawanserajów
rekonstruowali polscy architekci, Londyn podarował piętrowe
miejskie czerwone autobusy (od kilku lat po Skopje krążą ich
chińskie podróbki), NRD-owska garkuchnia stanowi element
wystawy.
Garkuchnia z czasów trzęsienia |
Dużo bardziej wyjątkowe są eksponaty – może
niezbyt liczne – znajdujące się w dworcowych piwnicach. A
zwłaszcza jeden z nich, pochodzący sprzed kilku tysięcy lat
niekompletny posążek nagiego chłopca, nazwany przez archeologów
Adamem z Gowrlewa.
Adam z Gowrlewa - to co zeń zostało |
Może nie wygląda imponująco, ma też
zaledwie kilka centymetrów wysokości (i 5,5 tysięcy lat; to epoka,
kiedy na terytorium dzisiejszej Polski kwitła neolityczna kultura
pucharów lejkowych, a jej przedstawiciele oprócz stosowania koła
wznosili olbrzymie megalityczne grobowce zwane dziś żalkami, czy
też kopcami, kujawskimi) – i jest jedną z zaledwie kilku znanych
na świecie męskich przedstawień z tamtego okresu. Bo jeżeli chodzi
o tak zwane prehistoryczne Wenus, figurki hojnie obdarzonych przez
naturę kobiet, to jest ich w Europie znanych legion, jeszcze zresztą
z czasów paleolitu, czyli sprzed wynalezienia rolnictwa. Jedna z
nich sąsiaduje zresztą z antycznym Adasiem.
Macedoński neolit |
Zresztą na innych
kontynentach też przeważają figuralne przedstawienia kobiet. Są
one – te, które widziałem w Ameryce czy na Wyspach Kanaryjskich -
nieco młodsze od tych europejskich, wszak w tamtych rejonach neolit
rozpoczął się deczko później.
Sztuka Guanczów z Teneryfy |
Najstarszą figurkę widziałem
oczywiście na Malcie. Znaleziono ją oczywiście w sąsiedztwie
słynnych megalitycznych świątyń sprzed ładnych kilku tysięcy
lat.
Maltańska bogini |
Ogromna dysproporcja ilości przedstawień męskich i
żeńskich może być potwierdzeniem teorii matriarchalnej Starej
Europy autorstwa pani Gimbautas, może też świadczyć, iż zanim
nastał ten słynny opresyjny patriarchat (oczywiście, nigdy nie
zdefiniowany przez współczesnych krzykaczy ulicznych i feministki)
wszędzie występowały rolnicze społeczeństwa matriarchalne –
choć na przykład w przebadanych
polskich
grobowcach
Kapeelów na
Kujawach więcej jest pochówków męskich; możliwe, że
gimbautasowy matriarchat zaczął się wraz z Epoką Brązu. Może
też być dowodem na to, iż narodziny zawsze były czymś ważnym i
cudownym (co w poprzednim nawiasie wspomnianym jakoś nie może
przejść przez gardło). No, albo jest to po prostu przedwieczna
erotyka, podobnie jak dzisiaj kierowana do heteroseksualnych mężczyzn
(a tych jest w populacji znacząco więcej – co również owym
wspomnianym powyżej nie chce wejść do głowy – niż
homoseksualnych; kobiety jakoś w mniejszym stopniu z tak
prostolinijnej erotyki korzystają, widać nie są takimi
wzrokowcami).
Polskie megality, rówieśnicy Adama z Gowrlewa |
Teoretycy Starożytnej Astronautyki przybywając na
Bałkany, jeżeli nie skierują się do bośniackiego Visoko (tam
stoją te słynne góry w kształcie piramid), to udadzą się
kilkadziesiąt kilometrów na północny wschód od Skopje, do
megalitycznego (i neolitycznego – jak się zdawało) obserwatorium
w Kokino. Udałem się tam też i ja.
Ze Skopje dojazd trwa nieco
ponad godzinę – najpierw w stronę serbskiej granicy do Kumanowa
(można jechać opłotkami, ale jest też bardzo tania choć niezbyt
nowoczesna autostrada; opłotkami bardziej malowniczo), następnie w
stronę Bułgarii, na wschód, aż wreszcie trzeba wjechać w góry –
bowiem stanowisko archeologiczne Kokino leży na wzniesieniu Tatikew
Kamen na wysokości ponad 1000 metrów (dokładniej 1013 m n.p.m.).
Niewielki wynajęty samochodzik (marki oczywiście nie podam – ale
przepisów drogowych to łamać się nim nie dało za bardzo; za to
bardzo mało palił, choć w Macedonii benzyna i tak jest taniutka,
tańsza choćby niż u nas w dobie kryzysu) w końcu jednak wtoczył
się ponad granicę lasu. Zaparkowaliśmy i ruszyliśmy na szczyt
góry.
Kokino |