Megalityczna Macedonia cz. 1

adamaswtrasie.blogspot.com 1 rok temu
Cóż, może i historia słowiańskiej Macedonii zaczyna się chwilę przed inwazją koczowniczych Bułgarów na Bałkany (no, jakieś 200 lat wcześniej – Słowianie razem z Awarami oblegali choćby Konstantynopol; jak pisałem – nie zdobyli), ale ziemie te zamieszkałe są od tak dawna, iż zwróciły uwagę nie tylko miłośników archeologii, ale i Teoretyków Starożytnej Astronautyki.
Żeby się o tym przekonać – to znaczy, jeśli jest się miłośnikiem archeologii, zwolenników Teorii Paleoastronautyków przekonywać nie trzeba, oni wiedzą, iż i tak rząd wszystko zatuszował – należy będąc w północnomacedońskiej stolicy, Skopju, udać się do, nie wymyślę tu prochu, miejscowego muzeum. Znajduje się ono całkiem niedaleko gargantuicznego posągu Jeźdźca na Koniu (jak chcą Grecy) czy też Aleksandra Wielkiego (jak wolą mówić Macedończycy) oraz memoratywnego gmachu poświęconego świętej Teresie z Kalkuty.
Pomnik Jeźdźca na koniu aka Aleksandra Wielkiego
Samo muzeum – zdaje się, iż wstęp jest darmowy – znajduje się w dawnym budynku dworca kolejowego. Tego, który – mniej więcej w połowie – przetrwał tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi z początku lat 60-tych ubiegłego wieku.
Stary dworzec kolejowy
Nic dziwnego, iż spora część ekspozycji w zabezpieczonej w formie trwałej ruiny hali dworcowej poświęcona jest temu tragicznemu wydarzeniu – oraz odbudowie miasta przy międzynarodowej współpracy. Jeden z karawanserajów rekonstruowali polscy architekci, Londyn podarował piętrowe miejskie czerwone autobusy (od kilku lat po Skopje krążą ich chińskie podróbki), NRD-owska garkuchnia stanowi element wystawy.
Garkuchnia z czasów trzęsienia
Dużo bardziej wyjątkowe są eksponaty – może niezbyt liczne – znajdujące się w dworcowych piwnicach. A zwłaszcza jeden z nich, pochodzący sprzed kilku tysięcy lat niekompletny posążek nagiego chłopca, nazwany przez archeologów Adamem z Gowrlewa.
Adam z Gowrlewa - to co zeń zostało
Może nie wygląda imponująco, ma też zaledwie kilka centymetrów wysokości (i 5,5 tysięcy lat; to epoka, kiedy na terytorium dzisiejszej Polski kwitła neolityczna kultura pucharów lejkowych, a jej przedstawiciele oprócz stosowania koła wznosili olbrzymie megalityczne grobowce zwane dziś żalkami, czy też kopcami, kujawskimi) – i jest jedną z zaledwie kilku znanych na świecie męskich przedstawień z tamtego okresu. Bo jeżeli chodzi o tak zwane prehistoryczne Wenus, figurki hojnie obdarzonych przez naturę kobiet, to jest ich w Europie znanych legion, jeszcze zresztą z czasów paleolitu, czyli sprzed wynalezienia rolnictwa. Jedna z nich sąsiaduje zresztą z antycznym Adasiem.
Macedoński neolit
Zresztą na innych kontynentach też przeważają figuralne przedstawienia kobiet. Są one – te, które widziałem w Ameryce czy na Wyspach Kanaryjskich - nieco młodsze od tych europejskich, wszak w tamtych rejonach neolit rozpoczął się deczko później.
Sztuka Guanczów z Teneryfy
Najstarszą figurkę widziałem oczywiście na Malcie. Znaleziono ją oczywiście w sąsiedztwie słynnych megalitycznych świątyń sprzed ładnych kilku tysięcy lat.
Maltańska bogini
Ogromna dysproporcja ilości przedstawień męskich i żeńskich może być potwierdzeniem teorii matriarchalnej Starej Europy autorstwa pani Gimbautas, może też świadczyć, iż zanim nastał ten słynny opresyjny patriarchat (oczywiście, nigdy nie zdefiniowany przez współczesnych krzykaczy ulicznych i feministki) wszędzie występowały rolnicze społeczeństwa matriarchalne – choć na przykład w przebadanych polskich grobowcach Kapeelów na Kujawach więcej jest pochówków męskich; możliwe, że gimbautasowy matriarchat zaczął się wraz z Epoką Brązu. Może też być dowodem na to, iż narodziny zawsze były czymś ważnym i cudownym (co w poprzednim nawiasie wspomnianym jakoś nie może przejść przez gardło). No, albo jest to po prostu przedwieczna erotyka, podobnie jak dzisiaj kierowana do heteroseksualnych mężczyzn (a tych jest w populacji znacząco więcej – co również owym wspomnianym powyżej nie chce wejść do głowy – niż homoseksualnych; kobiety jakoś w mniejszym stopniu z tak prostolinijnej erotyki korzystają, widać nie są takimi wzrokowcami).
Polskie megality, rówieśnicy Adama z Gowrlewa
Teoretycy Starożytnej Astronautyki przybywając na Bałkany, jeżeli nie skierują się do bośniackiego Visoko (tam stoją te słynne góry w kształcie piramid), to udadzą się kilkadziesiąt kilometrów na północny wschód od Skopje, do megalitycznego (i neolitycznego – jak się zdawało) obserwatorium w Kokino. Udałem się tam też i ja.
Ze Skopje dojazd trwa nieco ponad godzinę – najpierw w stronę serbskiej granicy do Kumanowa (można jechać opłotkami, ale jest też bardzo tania choć niezbyt nowoczesna autostrada; opłotkami bardziej malowniczo), następnie w stronę Bułgarii, na wschód, aż wreszcie trzeba wjechać w góry – bowiem stanowisko archeologiczne Kokino leży na wzniesieniu Tatikew Kamen na wysokości ponad 1000 metrów (dokładniej 1013 m n.p.m.). Niewielki wynajęty samochodzik (marki oczywiście nie podam – ale przepisów drogowych to łamać się nim nie dało za bardzo; za to bardzo mało palił, choć w Macedonii benzyna i tak jest taniutka, tańsza choćby niż u nas w dobie kryzysu) w końcu jednak wtoczył się ponad granicę lasu. Zaparkowaliśmy i ruszyliśmy na szczyt góry.
Kokino
Idź do oryginalnego materiału