Ranek zaczął się jak zwykle. Za oknem jeszcze się nie rozjaśniło, ale już słychać było stłumiony gwar miasta budzącego się ze snu. Otworzyłam oczy, przeciągnęłam się, spojrzałam na śpiącego obok męża Łukasza. Leżał na wznak, ręka zwisała z łóżka, twarz rozluźniona jak u dziecka. W takich chwilach starałam się nie myśleć o niedawnych kłótniach, o jego dziwnym dystansie, o tym, jak zaczął późno wracać z pracy, mówiąc, iż wszystko w porządku, tylko dużo pracy. Chciałam mu wierzyć. Chciałam, żeby wszystko było dobrze.
Dzień dobry szepnęłam, dotykając jego ramienia.
Drgnął, otworzył oczy.
Już? zamruczał, ziewając. Wstałaś wcześnie.
Chcę kawy uśmiechnęłam się. Może zjemy razem śniadanie?
Jasne skinął głową, wstając. Sam zaparzę.
Uśmiechnęłam się. To był rzadki przejaw troski z jego strony. Ostatnio prawie nie uczestniczył w domowych obowiązkach, a ja zaczęłam myśleć, iż po prostu jest zmęczony. Ale dziś wydawał się inny. Zbyt uważny. Zbyt staranny.
Poszłam pod prysznic, a gdy wróciłam, w kuchni unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy. Łukasz stał przy stole, nalewając ciemny płyn do filiżanek. Do jednej mojej ulubionej porcelanowej, z niebieskimi kwiatami nalał kawę, a drugą, z pękniętym uchwytem (z której zawsze korzystała teściowa), zostawił pustą.
Zaparzyłem ci specjalnie powiedział, podając mi filiżankę. Tak jak lubisz: z odrobiną mleka i cynamonem.
Dzięki uśmiechnęłam się, ale w tym momencie mój nos wyczuł dziwny zapach. Nie kawy. Coś ostrego, chemicznego z nutą gorzkich migdałów.
Zmarszczyłam brwi.
Co to za zapach? Od kawy?
Łukasz gwałtownie spojrzał na filiżankę.
Nie wiem. Może nowe ziarna? Albo mleko nieświeże?
Ponownie powąchałam. Gorzkie migdały. Ten zapach znałam. W dzieciństwie babcia opowiadała: jeżeli pachnie gorzkimi migdałami, to cyjanek. Wtedy nie wierzyłam, ale potem przeczytałam o tym w podręczniku chemii. Cyjanek ma charakterystyczny zapach gorzkich migdałów. A ta substancja jest śmiertelna.
Serce zaczęło łomotać.
Łukasz, na pewno niczego nie pomyliłeś? zapytałam tak spokojnie, jak tylko mogłam. Mam alergię na niektóre dodatki. Może lepiej wezmę inną filiżankę?
Zamarł na sekundę. Potem się uśmiechnął.
Daj spokój, to tylko kawa. Wypij, zanim wystygnie.
Skinęłam głową, ale w tej chwili w korytarzu rozległy się kroki. Z pokoju wyszła teściowa Halina Stanisławowa. Była surową kobietą, z zimnym spojrzeniem i nawykiem zauważania wszystkiego. Nigdy nie dogadywałyśmy się. Uważała, iż nie jestem godna jej syna, iż jestem zbyt prosta, iż w jej rodzinie tacy jak ja nie mają miejsca.
Dzień dobry powiedziała oschle, podchodząc do stołu.
Mamo, dzień dobry Łukasz pocałował ją w policzek. Zaparzyłem kawę. Oto twoja filiżanka.
Podsunął jej pustą filiżankę z pęknięciem.
A gdzie moja kawa? zapytała, marszcząc brwi.
Zaraz naleję odparł Łukasz, sięgając po dzbanek.
Wtedy zrobiła coś, co uratowało mi życie.
Szybko wstała, wzięła moją filiżankę z kawą i rzuciła:
Poczekaj.
Spojrzała na mnie z nienawiścią.
Łukasz zastygł. Jego oczy na chwilę się rozszerzyły. Spojrzał na mnie i w tym spojrzeniu zobaczyłam coś przerażającego. Nie strach. Nie irytację. Tylko rozczarowanie.
No co się tak guzdrasz? rzuciła teściowa i zaczęła pić z mojej filiżanki. Nalej kawę, a nie stój jak słup soli.
Łukasz powoli nalał mi kawę do pustej filiżanki.
Usiadłam. Serce waliło. Nie mogłam oderwać wzroku od filiżanki, z której piła teściowa. Tej samej, z zapachem gorzkich migdałów.
Za mocna mruknęła. Ale da się pić.
Patrzyłam na Łukasza. Siedział z opuszczonym wzrokiem, grzebiąc widelcem w jajecznicy. Ani słowa. Ani spojrzenia. Ani uśmiechu.
Dziesięć minut później teściowa nagle się skrzywiła.
Coś nie tak z żołądkiem mruknęła. Kręci mi się w głowie.
Źle się pani czuje? zapytałam, starając się nie okazać paniki.
Tak, trochę odstawiła filiżankę. Mam wrażenie, jakbym jakbym się dusiła.
Wstała, ale natychmiast się zachwiała. Łukasz poderwał się.
Mamo! Co się dzieje?
Ty ty spojrzała na niego, oczy szeroko otwarte. Ty chciałeś mnie
I upadła.
Krzyknęłam. Łukasz rzucił się do niej, zaczął wołać karetkę, potrząsał nią za ramiona. Stałam jak w transie. Wszystko działo się za szybko. Ale jedno zrozumiałam: on chciał mnie zabić. A ona ona została ofiarą zamiast mnie.
Dwadzieścia minut później przyjechała karetka. Lekarze wbiegli, obejrzeli Halinę Stanisławową. Jeden z nich powąchał filiżankę.
Zatrucie cyjankiem potasu powiedział. Bardzo wysokie stężenie. Jest w śpiączce. Szanse niewielkie.
Łukasz stał blady, drżący.
Nie wiem, jak to się stało Po prostu zaparzyłem kawę
Gdzie trzymacie kawę? zapytał lekarz.
W szafce ale to nowa, kupiłem wczoraj
Pokażcie.
Poszliśmy do kuchni. Lekarz otworzył puszkę. Powąchał.
Tu na pewno nie ma cyjanku. Czyli ktoś dosypał go do filiżanki albo do wody.
Policja przyjechała pół godziny później. Rozpoczęło się przesłuchanie.
Pan jako ostatni dotykał filiżanki powiedział śledczy, patrząc na Łukasza. I pan nalewał kawę.
Nie zrobiłem nic złego! krzyknął. Kocham moją matkę!
A żonę? zapytał śledczy, przenos