Kto by co nie mówił, relacje między bliskimi potrafią czasem zaskakiwać. Nie, choćby wprawiać w osłupienie. U jednych jest tak, u innych inaczej, a tylko zdrowy rozsądek pozwala nie przekraczać pewnych granic. Na przykład, niektóre matki karmią piersią dziecko do 3 lat i dłużej. I nie widzą w tym nic złego. Inni zaś pozwalają swoim dzieciom przeklinać przy nich od najmłodszych lat. Mówią, iż w ten sposób nie tłumią “swojej naturalnej energii, wewnętrznych impulsów”. No, tutaj już brak słów.
Ale to jeszcze pół biedy, gdy takie poglądy mają młodzi rodzice, którzy nie mają jeszcze doświadczenia i sami nie są zbyt dojrzali. Jednak gdy dziwaczyć zaczynają dorośli mężczyźni lub kobiety, nie obejdzie się bez pomocy specjalisty. Inaczej niewinne na pozór “sygnały” łatwo mogą przerodzić się w poważne i nieoczywiste problemy w przyszłości.
Zaczynasz rozumieć, iż coś jest nie tak, gdy twoja teściowa śni ci się drugą noc z rzędu. W jakimś domowym koszmarze, co pozostało gorsze, bo takie “obrazy” są bardzo realistyczne i całkowicie dezorientujące. Szkoda, iż mąż nie może mnie zrozumieć i choć zgadza się ze mną przez zaciśnięte zęby, przez cały czas utrzymuje kontakt z matką, jak gdyby nigdy nic. Nie widziałam tego osobiście, ale doskonale to wyczuwam.
Wszystko zaczęło się tak. Jesteśmy młodym małżeństwem bez dzieci, pobraliśmy się niespełna rok temu. Oboje pracujemy na miarę swoich możliwości, kochamy się, urządzamy wspólne życie. Piotr jest mi bardzo bliski jako człowiek i partner. Jednak jego matka czasem wywołuje we mnie mieszane uczucia. I to delikatnie mówiąc.
Przed ślubem nie mówiła o niczym innym, tylko o dzieciach. Kiedy urodzę jej wnuki? A może najpierw zajdę w ciążę, a ślub później? Nic złego, iż tak w pośpiechu, Anna Kowalska jest gotowa opiekować się maleństwem choćby całą dobę. I tak dalej, i tak dalej. Mówiła to nie tylko mnie, ale i mojemu przyszłemu mężowi. Piotr zna swoją matkę od dawna, ale dla mnie to było nowe doświadczenie.
W pewnym momencie oboje mieliśmy tego dość, więc na jednym z rodzinnych spotkań Piotr, choćby podniesionym tonem, zabronił matce pytać nas o dzieci. Jak będzie, tak będzie. Mamy jeszcze dużo pracy, trzeba budować karierę, ogarniać codzienność i tym podobne. Czy to nie jest logiczne? No i moja teściowa uspokoiła się w tej kwestii. Przynajmniej nie słyszałam już od niej pytań o naszych przyszłych potomków.
Minęło jednak trochę czasu i ciekawska Anna znów zaczęła swoje. Teraz interesowało ją samopoczucie jej jedynego syna. Jak się czuje, czy nie choruje, czy jest syty czy głodny? Na tym ostatnim pytaniu w pewnym momencie dosłownie się zafiksowała.
Zaczęła przychodzić do nas raz, a choćby dwa razy w tygodniu. Przynosiła kasze, kotlety, ziemniaki, gulasze i inne domowe potrawy. “Przygotowane własnoręcznie”, jak lubi mówić. jeżeli chodzi o osobiste pytania, Piotr mnie wspierał, ale na mamine smakołyki rzucał się dosłownie zaraz po jej wyjściu. Dobrze chociaż, iż czekał.
Jesteśmy nowoczesną parą i uważam, iż nasze prawa i obowiązki powinny być podzielone zgodnie z duchem czasu. Ja też mam pracę i chcę wiedzieć, iż mój mąż nie jest domowym nieudacznikiem. Powinien mieć siły i umiejętności, by przygotować sobie coś na kolację czy śniadanie. Sama gotuję dla siebie dietetyczne potrawy. A jeżeli mąż wraca później niż zwykle i jest głodny – zamawiamy jedzenie z dostawą. Przez długi czas taki układ działał i wszystko mi odpowiadało.
Teraz jednak widzę zmiany w zachowaniu męża, w jego myśleniu, a choćby wyglądzie. Przez domowe jedzenie mamy zaczął wyraźnie tyć. Ma dopiero 32 lata, a zawsze podobała mi się jego wysportowana sylwetka. Do tego dochodzi zapach. Nie, od Piotra nie czuć niczego nieprzyjemnego, nie o to chodzi. Ale gorących zup czy kotletów od razu do lodówki nie włożysz. Kuchnia wypełnia się więc wszelkimi aromatami, dopóki potrawy nie ostygną. Potem i lodówka zaczyna pachnieć. Niezbyt miło wdychać te zapachy przed śniadaniem.
Prosiłam Piotra, by powstrzymał matkę i przestał pochłaniać gołąbki i pierogi na masową skalę. Zamiast tego, jak się domyśliłam, zaczął chodzić do niej osobiście i podjadać potajemnie. Po pół roku takiej diety zamieni się w prawdziwego olbrzyma, już to widzę. choćby chrapać zaczął.
Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Spotkałam się z teściową, by porozmawiać po przyjacielsku, jak kobieta z kobietą. Lepiej by było, gdyby ten pomysł w ogóle nie przyszedł mi do głowy. Spotkałyśmy się na neutralnym gruncie, wypiłyśmy kawę, pogadałyśmy o różnych sprawach. Próbowałam zacząć temat, iż Piotr ostatnio bardzo przytył, co jest dziwne, bo w domu je to, co zawsze. Jak to możliwe?
Anna odpowiedziała, iż tak, przychodzi do niej, swojej matki, coś przekąsić. Nie widzi w tym nic złego, skoro “w domu się nie najada”. Chciałam jej powiedzieć, iż jej syn jest dorosłym mężczyzną i teraz to ja odpowiadam za jego dietę, ale ona dodała coś jeszcze. Że skoro żyje ze mną w niedostatku, to nic dziwnego, iż nie ma sił na intymność. “Jak tu mieć dzieci, gdy nie ma zdrowia i burczy w brzuchu”.
Jakoś zakończyłam to spotkanie, starając się nie powiedzieć nic obraźliwego pod adresem teściowej. Powstrzymywałam się z trudem. przez cały czas jesteśmy z Piotrem razem, żyjemy w zgodzie. Wiem jednak, iż od czasu do czasu chodzi do matki, nie wiem, zjeść pierogi. Jakby do innej kobiety… Powiedzcie mi, proszę, czy zaczęłam być o niego zazdrosna wobec jego własnej matki? Czy może ze mną jest coś nie tak? Serio?!