Wanda Nowakowa obchodziła jubileusz – pięćdziesiąt pięć lat. Postanowiono świętować z rozmachem w przytulnej restauracji nad Wisłą. Przybyło mnóstwo gości: rodzina, przyjaciele, koledzy z pracy. Wszyscy bawili się hałaśliwie, wznosili toasty za solenizantkę, obsypywali ją kwiatami i komplementami. Mąż Wandy, Bogdan, wręczył jej przepiękną biżuterię – złoty pierścionek z szafirem, na który kobieta westchnęła z zachwytem. Konferansjer, promieniejąc uśmiechem, oznajmił:
“A teraz panią jubilatkę pragnie pozdrowić jej synowa!”
Do mikrofonu, wyprostowana jak struna, podeszła Kinga.
“Droga Wando Nowakowa – zaczęła z uroczystą miną – w imieniu naszej rodziny przygotowałam dla ciebie wyjątkową niespodziankę!”
Goście zaszeptali, oczekując czegoś niezwykłego. Wanda, promieniejąc radością, wstała z miejsca, spodziewając się wzruszającego gestu. Ale choćby w najśmielszych snach nie przewidziała, jaką “niespodziankę” szykuje jej synowa.
Kinga nigdy nie przypadła do gustu ani teściom swojego męża Adama, ani jego starszej siostrze Ewie. Można by pomyśleć, iż to typowa historia o trudnych relacjach z rodziną współmałżonka, ale w tym przypadku źródłem problemów była właśnie Kinga.
Adam od dziecka był ugodowy i uległy. W szkole zawsze podążał za grupą. jeżeli koledzy namawiali go na mecz piłki nożnej, zgadzał się, choćby wolałby z książką w domu. Gdy ktoś podpuszczał go, by obraził koleżankę Olę, nieśmiało się zgadzał, choć w głębi duszy ją lubił.
Tak było w każdej sprawie. Adam rzadko podejmował własne decyzje, jakby bał się własnego cienia. Ewa otwarcie nazywała brata mięczakiem. Matka, choć ganiła córkę za ostre słowa, w głębi serca się z nią zgadzała. Jak to możliwe, iż z tych samych rodziców wyszły tak różne dzieci? Adam wychowany był nie gorzej niż siostra – nie rozpieszczano go, nie broniono przed każdym konfliktem, uczono, iż mężczyzna musi umieć postawić się w życiu.
Ojciec zaszczepiał w nim miłość do sportu, matka do literatury i sztuki. Ale charakter, widocznie, był jednak wrodzony – i żadne wychowanie nie mogło tego zmienić. Wanda nie chciała łamać syna, zmuszać go do zmiany. Wszyscy w rodzinie pogodzili się z tym, jaki jest.
Gdy Adam przyprowadził do domu Kingę, nikt się nie zdziwił. Miła, spokojna dziewczyna, marząca o rodzinie, raczej by na niego nie spojrzała. Adamowi zaś chyba potrzebna była “twarda ręka”, która pokieruje nim w życiu. I Kinga została tą ręką – władczą, pewną siebie, bezceremonialną. Jej sposób bycia, apodyktyczność i często zwykła chamskość odstraszały innych, ale nie Adama. Patrzył na nią z uwielbieniem, spełniając każde życzenie, jak wierny pies.
Rodzice i siostra starali się nie wtrącać. Widzieli, iż Adam jest szczęśliwy, i uznali, iż wtrącanie się w życie dorosłego syna nie ma sensu. Gdy oświadczył się Kindze, wszyscy przyjęli to jako fakt. W końcu to nie oni mieli z nią mieszkać. Adam zaś wyglądał na zadowolonego, jakby ta dziwna dynamika ich związku mu odpowiadała.
“Z Kingą jedziemy nad morze – pochwalił się kiedyś przy rodzinnym obiedzie. – Odłożę trochę grosza i ruszamy.”
“A Kinga nie chce dołożyć swojej części?” – zapytała ostrożnie Wanda, uważając, iż w małżeństwie wszystko powinno być wspólne.
“Ja jestem mężczyzną, to mój obowiązek” – odparł dumnie Adam, wyraźnie powtarzając słowa żony.
Później Kinga uznała, iż potrzebują mieszkania na kredyt, choć ich budżet ledwo zipiał. Potem ogłosiła, iż czas na dziecko.
“Chcemy dużą rodzinę – dzielił się entuzjazmem Adam. – Żeby w domu pełno było śmiechu!”
“A za co je utrzymacie?” – prychnęła sceptycznie Ewa.
“Ja przecież pracuję – odparł lekko urażony. – Kinga mówi, iż będą jeszcze zasiłki.”
Rodzice tylko wzdychali. Próbowali doradzać, ale Adam, jak zawsze, słuchał tylko żony. Nikt nie śmiał się wtrącać.
Wkrótce Kinga zaszła w ciążę. Od tej pory zachowywała się, jakby świat był jej coś winien. Pewnego razu oburzała się, iż kurier nie zaniósł paczki pod drzwi.
“Przecież jestem w ciąży! – krzyczała. – Powiedziałam mu, a on nie podniósł!”
“Dużo ważyła ta paczka?” – spytała współczująco Wanda.
“Nie, lekka była. Ale musiałam sama schodzić! Z brzuchem to nie takie proste!”
Tak było ze wszystkim. To, co dla innych ciężarnych było normalne, dla Kingi stawało się wyzwaniem. Przestała jeździć komunikacją, więc do ich wydatków doszły przejazdy taksówką – własnego auta nie mieli. Zakupy, sprzątanie czy gotowanie stały się dla niej niewykonalnym wysiłkiem. Adam zaś uważał, iż tak właśnie powinno być.
“Ona nosi moje dziecko – tłumaczył. – Muszę ją chronić.”
Rodzice czuli mieszane uczucia: dumę, iż syn dba o żonę, i lekkie zdziwienie jej zachowaniem.
Gdy urodziło się dziecko, wymagania Kingi tylko rosły. Uważała, iż babcie obowiązkowo muszą jej pomagać, więc Wanda i matka Kingi na zmianę przychodziły niańczyć wnuka. Wanda uwielbiała zabawę z malcem, ale drażniło ją, iż synowa nie prosiła, ale żądała pomocy, jakby to była oczywistość.
Kinga wciąż narzekała na zmęczenie i brak pieniędzy, ale po roku znowu zaszła w ciążę. Widocznie lubiła wykorzystywać swoją sytuację. Adam harował jak wół, ale grosz się nie zgadzał. Rodzice czasem dorzucali się, ale nie rozpieszczali – wiedzieli, iż takich jak Kinga nie można przyzwyczajać do pomocy. Raz w miesiącu przelewali trochę na pieluchy i kaszki.
Dzieci rosły, a bezczelność Kingi nie miała granic. Pokłóciła się niemal ze wszystkimi: z wychowawczynią w przedszkolu, pediatrą, a choćby z sąsiadką, która zwróciła uwagę, iż jej wózek blokuje drzwi. Wszyscy wokół byli winni, iż nie traktowali jej jak bohaterki.
Adam nie mieszał się. Kinga rządziła wszystkim: finansami, decyzjami, choćby jego zdaniem. Oddawał jej całą wypłatę, nie pytał o wydatki i zawsze stawał po jej stronie.
Na jubileuszu Wandy atmosfera była ciepła i radosna. Pięćdziesiąt pięć lat – piękny wiek,Wszyscy spodziewali się, iż Adam jak zwykle pobiegnie za Kingą, ale tym razem spojrzał tylko w talerz i westchnął z ulgą.