Mąż wpadł w pułapkę zemsty… 😒🌿

twojacena.pl 3 godzin temu

Mężowska zemsta okazała się nietrafiona…

Z upływem lat uczucia między nimi nie słabły, ale tylko rosły, ku zazdrości otoczenia. Przez siedem lat choćby czarny kot nie przebiegł im przez drogę. Jedynie Stanisław, choć z natury opanowany, w głębi duszy zaczynał dręczyć się odwiecznym towarzyszem małżeńskiego szczęścia – zazdrością.

Mimo to trzymał emocje na wodzy, nie pozwalając, by podejrzenia wyszły na jaw. Kto wie jednak, jakie burze szalały w duszy tego marynarza, gdy widział zachwycone spojrzenia mężczyzn skierowane na jego żonę, albo słyszał komplementy kolegów podczas oficjalnych przyjęć.

Na zewnątrz jednak nic nie zdradzało jego niepokoju. choćby Larysa nie zauważała jego obaw – a może nie chciała zauważać. Tymczasem w Stanisławie rosło napięcie, jak w gotującym się garnku pod przykrywką.

Okręt wypływał na kontrolny rejs. Rutynowa sprawa. Dziesięć dni niepokoju, nerwów i bezsennych nocy. Wczesnym rankiem Stanisław pożegnał żonę, pocałował śpiącego synka i obiecał wrócić za dziesięć dni, by wypełnić swój obowiązek. Morze nie było łaskawe – raz za razem odmawiała posłuszeństwa technika okrętowa.

Stanisław służył w maszynowni i niejedną noc spędził, naprawiając kapryśne maszyny. Tym większa była jego irytacja, gdy siódmego dnia dowództwo podjęło decyzję o powrocie do bazy z powodu awarii.

Jedyną pociechą w tej sytuacji była myśl, iż ciepłe biodro żony jest teraz o trzy dni bliżej. A ponieważ męska duma i siła również domagały się uwagi, całą drogę do domu spędził w stanie podniecenia, wyobrażając sobie kolejne sceny z Larysą w roli głównej.

Do bazy wrócili późnym wieczorem. Gdy tylko zakończono procedury postojowe, Stanisław, nie zatrzymując się choćby na tradycyjną „sto gramów” za szczęśliwy powrót, jak koń wyścigowy pomknął do domu.

Marząc o tym, by wtulić twarz w miękkie piersi żony, dotarł pod drzwi swojego mieszkania na trzecim piętrze. Była już pierwsza w nocy. „Śpią” – pomyślał. Wyobraził sobie, jak cicho się rozbierze, wślizgnie do łóżka i zaskoczy Larysę, a potem…

Ostrożnie wsunął klucz do zamka, który – dzięki regularnemu smarowaniu – działał bez zarzutu. Drżący z niecierpliwości, przekręcił go i wsunął się do przedpokoju.

Ku jego zaskoczeniu żona najwyraźniej nie spała. Z niedomkniętych drzwi sypialni sączyło się światło, a do uszu Stanisława dobiegały dziwne odgłosy. Nie rozbierając się, choćby nie ściągając czapki, na palcach podszedł bliżej.

Pod piersią zrobiło mu się gorąco. Przez szparę w drzwiach ujrzał coś, czego nie spodziewał się choćby w najgorszym koszmarze. Przy świetle nocnej lampki na jego małżeńskim łóżku leżała kobieta z rozrzuconymi blond włosami, rozkraczona i bezwstydna. Resztę zasłaniała naga męska postać, która monotonnym ruchem unosiła biodra w stronę sufitu. Kobieta jęczała głośniej niż kiedykolwiek z nim.

Stanisław zastygł. Całe jego życie runęło w jednej chwili. Nie wiadomo, jak długo stał sparaliżowany, ale gdy oprzytomniał, był już poza granicami rozsądku. W policyjnych papierach nazywa się to „stanem silnego wzburzenia emocjonalnego”.

Ogarnięty żądzą zemsty za zhańbione małżeńskie łoże, Stanisław sięgnął nerwowo po kaburę. Broń oczywiście zostawił na okręcie. Z tą samą myślą sięgnął po kordzik – też go nie było. Wtedy pognał do kuchni.

Pierwsze, co wpadło mu w ręce, była widelec. Elegancka, posrebrzana – część zestawu, który dostał w prezencie ślubnym. Ściskając w dłoni to niecodzienne narzędzie zemsty, wrócił do sypialni.

Wpadł tam jak wicher, chwycił widelec oburącz i z całej siły zamachnął się…

Ręka obrażonego marynarza nie zadrżała. Widelec, zataczając szeroki łuk, utkwił dokładnie pośrodku poruszających się pośladków cudzołożnika. Krzyk, który się potem rozległ, trudno opisać słowami. Sąsiad, weteran wojenny, który odwiedzał syna w sąsiednim mieszkaniu, obudził się z okrzykiem „BOMBY!” i poderwał całą rodzinę na nogi. Przekonywano go przez dobre czterdzieści minut, iż żadnego nalotu nie ma.

U innych sąsiadów dzieci posikały się ze strachu, a rodzice ledwo powstrzymali się przed tym samym, tak przerażający był ten dźwięk. Sąsiedzki owczarek wył do rana, jakby opłakiwał czyjeś psie życie.

Zostawiając narzędzie kary wbite w odbyt niesławnego gościa, Stanisław gwałtownie się odwrócił i niemalże krokiem defiladowym opuścił sypialnię. MiaStanisław ledwie usłyszał, jak Larysa krzyknęła za nim: „To twój brat Krzysiek z żoną!”, zanim ciemność ogarnęła go całkowicie, a ostatnią myślą, jaka przemknęła mu przez głowę, było to, iż zemsta naprawdę nie jest warta zachodu.

Idź do oryginalnego materiału